[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wydawało się jaśniejsze.
- Rzeczywiście rozumiesz?
Nagi skinęła głową. Przyznając się do swojej przegranej, poczuła perwersyjną euforię.
- Tak. Naprawdę. Dobrze, że nie poleciałyśmy za nimi. Mina westchnęła.
- Kusiło mnie, wiesz? Po prostu nie chciałam, żebyś widziała, jak mnie to kusi, bo znalazłabyś
sposób, by mnie przekonać.
- Jestem aż tak przekonująca?
- Nie ceń się zbyt nisko, siostrzyczko. Ja zawsze cię doceniam. - Mina przerwała i znów wzięła
wacik. - Skończę to. Poradzisz sobie z programem oblotu?
Naqi się uśmiechnęła. Czuła się teraz lepiej. Napięcie między nimi miało zniknąć dopiero po
pewnym czasie, ale przynajmniej sprawy wyglądały teraz lepiej. Mina miała rację w jeszcze jednej
sprawie: były przyjaciółkami, nie tylko siostrami.
- Dam sobie radę - powiedziała Naqi.
*
Naqi przekroczyła szczelną zasłonę i znalazła się wewnątrz klimatyzowanej, chłodnej gondoli.
Zamknęła drzwi, przetarła oczy i usiadła przy stanowisku nawigatora. Sterowiec leciał
samodzielnie z Umingmaktoku, dostosowując kurs, by sprytnie wykorzystać prądy wznoszące i
fronty atmosferyczne. Teraz znajdował się w trybie nieruchomego unoszenia: raz czy dwa razy na
8
9
minutę silniki elektryczne mruczały, stabilizując pojazd przy porywach wiatru generowanych przez
mikroklimat nad węzłem %7łonglerów. Naqi wywołała bieżący program awioniki. Na płaskim ekranie
pojawiło się menu opcji. Opcje drżały. Naqi uderzała w ekran wierzchem dłoni, aż display zaczął
zachowywać się przyzwoicie. Potem przewinęła inne sekwencje lotu, ale wśród opcji awionicznych
nie było zaprogramowanej spirali. Naqi poszperała w plikach tła, ale tam również nie było nic po-
mocnego. Już chciała coś sklecić - z pewnym trudem mogła zbudować program w pół godziny -
przypomniała sobie jednak, że kiedyś wgrała do wachlarza kopię wcześniejszej awioniki. Nie miała
pojęcia, czy te pliki nadal tam są i w ogóle czy znajdzie w nich coś użytecznego, ale
prawdopodobnie warto było poświęcić czas, by się o tym przekonać. Wachlarz leżał złożony na
stole. Mina musiała go tam zostawić po sprawdzeniu, że cisza nadal obowiązuje.
Naqi złapała wachlarz i rozłożyła go na kolanach. Ku jej zaskoczeniu, był nadal aktywny: zamiast
zwykłej akwareli displej pokazywał wiadomości, które przeglądała wcześniej.
Popatrzyła dokładniej i się nachmurzyła. To wcale nie były jej wiadomości. Patrzyła na
wiadomości, które Mina skopiowała na wachlarz w nocy. Naqi poczuła chwilowe ukłucie winy -
powinna złożyć wachlarz albo przynajmniej zamknąć pocztę siostry i przejść do własnego obszaru
wachlarza. Nie zrobiła tego. Powiedziała sobie, że każdy by tak postąpił. Otworzyła ostatnią
wiadomość na liście i sprawdziła, kiedy nadeszła. Z dokładnością do kilku minut był to ten sam
czas, który figurował przy ostatniej wiadomości Naqi.
Mina mówiła prawdę - rzeczywiście cisza trwała.
Naqi podniosła wzrok. Przez okno gondoli widziała, jak głowa siostry unosi się i opada, gdy Mina
sprawdzała wyciągarki z boku sterowca.
Naqi spojrzała na treść listu. Nic nadzwyczajnego: automatycznie rozsyłany okólnik z jednej ze
specjalizowanych grup dyskusyjnych o tematyce %7łonglerów. Coś o chemii naurotransmiterów.
Wyszła z okólnika i wróciła do listy otrzymanych wiadomości. Powiedziała sobie, że jak
dotychczas nie zrobiła niczego haniebnego. Jeśli zamknie teraz pocztę Miny, nie będzie miała
powodów do prawdziwych wyrzutów sumienia.
Jednakie z listy wiadomości wyskoczyło nazwisko, które rozpoznała: dr Jotah Sivaraksa,
kierownik projektu Fosa. Mężczyzna, którego spotkała w Umingmaktoku, promieniujący nową
witalnością, bo właśnie, jak co roku, wymienił sobie tasiemca. Czego Mina mogła chcieć od
Sivaraksy?
Było tam dokładnie to, czego Naqi się obawiała, ale w co nie śmiała wierzyć.
Sivaraksa odpowiadał na prośbę Miny o pracę przy Fosie. Swobodny ton wiadomości ostro
kontrastował z rzeczową odpowiedzią, którą otrzymała Naqi. Sivaraksa informował siostrę, że jej
podanie oceniono przychylnie i choć nadal pozostawały do rozpatrzenia jedna czy dwie
kandydatury, prośba Miny dotychczas wydawała się najbardziej uzasadniona. Jeśli nawet okaże
się, że jej nie przyjmą - co wydawało się mało prawdopodobne - nazwisko Miny znajdzie się na
początku listy, kiedy pojawią się następne wolne miejsca. Podsumowując, gwarantowano jej
szansę, że w ciągu roku zacznie pracować przy Fosie.
9
Naqi przeczytała wiadomość jeszcze raz, po prostu na wypadek, gdyby znajdował się w niej jakiś
bardzo subtelny szczegół, który przedstawi całą sprawę w innym, bardziej korzystnym świetle.
Potem zatrzasnęła wachlarz z poczuciem głębokiej wściekłości. Położyła go z powrotem
dokładnie tam, gdzie leżał.
Mina przepchnęła głowę przez zasłonę hermetyczną.
- Jak idzie?
- Zwietnie - odparła Naqi. Jej głos wydał się nawet jej samej wyprany z emocji. Czuła się
odrętwiała i niema. Mina nazwałaby ją hipokrytką, gdyby miała jakieś obiekcje, że jej siostra ubiega
się o dokładnie tę samą pracę, co ona... ale chodziło o coś więcej. Wobec projektu Fosa Naqi
nigdy nie była tak otwarcie krytyczna jak jej siostra. Mina wprost przeciwnie, nigdy nie
przepuszczała okazji, by potępiać zarówno projekt, jak i stojące za nim osoby.
A to już była prawdziwa hipokryzja.
- Skleciłaś ten program?
- Pracuję na tym - odparła Naqi.
- Jakieś trudności?
- Nie. - Naqi zmusiła się do uśmiechu. - Nie. Po prostu dopracowuję szczegóły. Będzie gotowy za
kilka minut.
- Zwietnie. Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy oblatywać. Dostaniemy piękne dane,
siostrzyczko. I myślę, że to będzie ważny węzeł. Może największy w tym sezonie. Nie cieszysz się,
że się na niego natknęłyśmy?
- To ekscytujące - odparła Naqi i powróciła do pracy.
*
Trzydzieści specjalizowanych sond zwisało na kablach telemetrycznych ze spodu gondoli jak
zakończone jadem parzydełka groteskowej powietrznej meduzy. Sondy węszyły kilka metrów nad
biomasą %7łonglerów lub ocierały się o jej kudłatą zieloną powierzchnię. Obciążniki piony
penetrowały tratwę aż do morza pod spodem, łykając wodę w gęstych od organizmów głębinach
kilkadziesiąt metrów pod węzłem. Radar mapował większe struktury zawarte w węzle - gęste jądra
zwartej biomasy albo ogromne wnęki i rury o nieodgadnionych funkcjach - a sonar wykreślał układ
żylastych lin organicznych, nurkujących w mrok, pępowin kotwiczących węzeł w morskim dnie.
Mniejsze węzły czerpały swą energię głównie ze światła słonecznego i z procesów rozkładu
cukrów i tłuszczów w innych morskich pływających mikroorganizmach, ale większe twory,
obciążone znacznie cięższym brzemieniem przetwarzania informacji, musiały podłączać się do
bekających wodnych szczelin, do aktywnych rozpadlin w dnie oceanu, kilometry poniżej fal na
powierzchni. Zimna woda, pompowana przez pępowiny pulsującymi ruchami robaczkowymi,
krążąc, ogrzewała się w przegrzanym termicznym środowisku podwodnych wulkanów, a następnie
była pompowana z powrotem ku powierzchni.
Podczas całej procedury pobierania próbek rozciągnięty organizm doznawał zadziwiająco
niewielu szkód. Biomasa wyczuwała zbliżanie się sond i przekształcała się w ten sposób, że
9
1
przechodziły one bez większego oporu - dotyczyło to nawet owych tnących lin, które sięgały w
wodę. Proces unikania szkód zwiększał konsumpcję energetyczną organizmu i dlatego z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl