[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z tym że nie podjechali. Niezupełnie. Drugi toczek znajdujący się jeszcze
w odległości dwustu metrów skręcił w lewą stronę, pokazując jasno, że chce unik-
nąć zderzenia czołowego. Gdy nas minął, odczytałem na jego boku napis: Straż
Ochotnicza Hong Kong Luna .
Po chwili odezwał się do mnie kapitan Marcy:
Bozell mówi, że pana odnalazł, ale nie może się z panem połączyć przez
radio.
Nie wiem, dlaczego panu się to udało.
Dlatego, że domyśliłem się, iż będzie pan używał niewłaściwego kanału.
Midnight, bez względu na to, co pan powinien zrobić, jest absolutnie pewne, że
zrobi pan coÅ› innego.
Pan mi pochlebia. Jak powinienem był postąpić tym razem?
Należało śledzić kanał drugi, który jest zarezerwowany dla pojazdów po-
wierzchniowych.
Nie ma dnia bez nauki. Dziękuję.
Nikt, kto tego nie wie, nie powinien prowadzić pojazdu po powierzchni tej
planety.
Kapitanie, ma pan świętą rację zamknąłem się.
Ujrzeliśmy Hong Kong Luna ponad horyzontem na wiele minut przed dotar-
ciem tam wieża do lądowań przymusowych, wielkie talerze używane do roz-
mów z Ziemią i jeszcze większe do łączności z Marsem i pasem planetoid, ogniwa
elektrowni słonecznej. Gdy się zbliżyliśmy, wszystko to zaczęło wywierać jesz-
cze większe wrażenie. Rzecz jasna wszyscy mieszkają pod ziemią, ale zapominam
często, jak wielka część przemysłu ciężkiego Luny znajduje się na powierzchni.
To nielogiczne, że o tym nie pamiętam, gdyż większa część ogromnego bogactwa
145
Luny wywodzi się z jej niczym nie osłoniętego światła słonecznego, przenikliwie
zimnych nocy i nie mającej końca próżni. Jak jednak wskazała moja żona, jestem
uduchowiony.
Minęliśmy nowy kompleks Nissan-Shell, hektar za hektarem rur, kolumn kra-
kingowych, odwrotnych destylatorów, zaworów, pomp i piramid Bussarda. Długie
cienie wywołane przez wschodzące słońce sprawiały, że wyglądało to jak obraz
rodem z Gustava Dore, namalowany przez Pietera Bruegla (młodszego) w ukła-
dzie na orkiestrę Salvadora Dali. Tuż za tym wszystkim znalezliśmy pomocną
śluzę.
Ze względu na ciotkę Lilybet pozwolono nam skorzystać z małego kwiklo-
ka. Bili przeszedł przez niego razem z ciotką zasłużył na to a potem lady
Dee i jej ocalały mąż przepchnęli się przed Ekateriną i jej dziećmi. Droga Diana
wyróżniła się po raz kolejny tym, że zażądała, by zawieziono ją do kosmoportu
zamiast do śluzy miejskiej. Bili i ja nie pozwoliliśmy jej zawracać głowy Gwen
tymi królewskimi wymaganiami, zmniejszyło to jednak (jeżeli to jeszcze możli-
we) jej popularność wśród nas. Poczułem radość, ujrzawszy, jak znikają w śluzie.
No i bardzo dobrze się złożyło, ponieważ mąż Ekateriny wyszedł na zewnątrz
przez główną śluzę w tej samej chwili, gdy pozbyliśmy się naszych ważniaków.
Nigel O Toole zabrał swą rodzinę (wraz z małym, żałosnym ciałkiem) tą samą
drogą, którą przybył, po tym jak Gwen wyściskała Ekaterinę i obiecała, że do niej
zadzwoni.
Potem przyszła nasza kolej. . . okazało się jednak, że drzewa-san nie da się
wcisnąć do kwikloka. Wycofaliśmy się więc i przeszliśmy do większej (i wolniej-
szej) śluzy. Ktoś, jak zobaczyłem, znosił ciało z wieżyczki Usłysz Mnie, Jezu ,
a inni wynosili na zewnątrz jego ładunek na oczach czterech uzbrojonych strażni-
ków. Zastanawiałem się, co też mogło się tam znajdować. Nie był to jednak mój
interes (a może i był było prawdopodobne, że to ów ładunek stał się przyczy-
ną całej rzezi). Weszliśmy do większej śluzy z klonem bonsai, małą walizką,
torebkÄ…, zapakowanÄ… perukÄ…, laskÄ… i protezÄ….
Zluza wykonała cykl i weszliśmy do długiego, pochyłego. tunelu, po czym
przeszliśmy przez dwoje ciśnieniowych drzwi. Na drugich z nich znajdował się
automat sprzedający krótkoterminowe licencje powietrzne, widniała jednak na
nim wywieszka: NIECZYNNE Uprasza się gości o pozostawienie pół korony
w charakterze opłaty za dwadzieścia cztery godziny .
Na szczycie urządzenia spoczywał spodek z pewną liczbą monet. Dodałem do
nich koronÄ™ za Gwen i za mnie.
Na końcu tunelu kolejne drzwi ciśnieniowe zaprowadziły nas do miasta.
Tuż za nimi znajdowały się ławki, ustawione dla wygody osób zakładających
lub zdejmujących skafandry. Z westchnieniem ulgi zacząłem się rozpinać i wkrót-
146
ce przytwierdziłem na miejsce swą sztuczną nogę.
Suche Kości to wioska, Szczęśliwy Smok miasteczko, lecz Hong Kong
Luna to metropolia ustępująca rozmiarami jedynie Luna City. W tej chwili nie
sprawiała wrażenia zatłoczonej, był to jednak środek nocy i tylko ludzie pracujący
nocą byli na nogach. Nawet rannym ptaszkom pozostały jeszcze dwie godziny
snu, bez względu na to, że na zewnątrz panował jasny dzień.
Jednakże ten niemal opuszczony korytarz wykazywał swój wielkomiejski cha-
rakter. Nad wieszakami ze skafandrami widniała wywieszka:
KORZYSTAJ Z TYCH WIESZAKÓW NA WAASNE RYZYKO
ZGAOZ SI DO PRZECHOWALNI JANA
ZAREJESTROWANA I UBEZPIECZONA
Korona za skafander.
Pod spodem znajdowała się odręcznie zapisana kartka: Miej swój rozum
i zgłoś się do Sola. Tylko pół korony. Nie zarejestrowany i nie ubezpieczony, po
prostu uczciwy .
Każda z wywieszek zaopatrzona była w strzałki. Jedna wskazywała w lewą,
a druga w prawÄ… stronÄ™.
Do którego pójdziemy, najdroższy? zapytała Gwen. Do Solą czy do
Jana?
Do żadnego z nich. To miejsce jest na tyle podobne do Luna City, że wiem,
jak sobie tu poradzić. Tak sądzę.
Rozejrzałem się wokół, spojrzałem w górę i w dół i zauważyłem czerwone
światełko.
Tam jest hotel. Skoro mam już z powrotem swą nogę, mogę dzwigać po
skafandrze pod każdym ramieniem. Czy dasz sobie radę z resztą?
Oczywiście. A co z twoją laską?
ZatknÄ™ jÄ… sobie za pas skafandra. %7Å‚aden problem.
Ruszyliśmy w stronę hotelu.
W okienku recepcji siedziała młoda kobieta zwrócona twarzą w stronę ko-
rytarza. Była zajęta studiami nad transgeniką. Czytała klasyczny tekst Sylvestra.
Podniosła wzrok.
Oddajcie je najpierw na przechowanie. Zgłoście się do Solą. Następne
drzwi.
Nie. Chcę dostać wielki pokój z łożem cesarzowej. Upchniemy je w kącie.
Spojrzała na plan pokojów.
147
Mam jednoosobowe pokoje. Dwuosobowe łóżka. Apartamenty szczęścia.
Ale tego, czego pan chce, nie ma. Wszystkie zajęte.
Ile kosztuje apartament szczęścia?
To zależy. Tu mam jeden z dwoma królewskimi łożami i odświeżaczem,
a tu taki, w którym w ogóle nie ma łóżek, a tylko wyściełana podłoga i mnóstwo
poduszek. Tu zaÅ›. . .
Ile za dwa królewskie łoża?
OsiemdziesiÄ…t koron.
Odparłem cierpliwie:
Posłuchaj, obywatelko. Sam jestem Lunakiem. Mój dziadek został ranny na
stopniach Bon Marche. Jego ojca zesłano za przestępczy syndykalizm. Znam ceny
w Luna City. Niemożliwe, żeby w Kongu były o tyle wyższe. Ile kosztowałby taki
pokój, jakiego sobie zażyczyłem, gdybyście go mieli?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]