[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wane, przesadzone lub nie dopracowane. W ostatniej scenie nie występowała surreali-
styczna przemoc, której poddawano Susan przez ostatnie dni, nic nie tchnęło sztuczno-
ścią. To była prawdziwa śmierć: szybka, chłodna, wyzuta z emocji.
McGee podszedł z boku do krawędzi łóżka. Susan zerknęła na pistolet. Nagły zwrot
w wydarzeniach wprawił ją w nie lada zdumienie. Znaczyło to również, że panicznie
bała się tego, co teraz nastąpi.
 Mam być następna?
McGee schował broń do kieszeni płaszcza.
W drugiej ręce trzymał teczkę, którą postawił teraz na łóżku. Nie, to nie była teczka,
ale płócienna torba podróżna, wypchana czymś po brzegi. McGee otwierał ją właśnie,
kiedy powiedział:
220
 Zjeżdżamy stąd.
Potem zaczął wyciągać z torby ubrania. Ubrania Susan. Spodnie, rajstopy, biały swe-
ter.
Ale to wciąż nie było wszystko, co znajdowało się w torbie i Susan zaczęła odczuwać
lęk przed nieznanym przedmiotem, który spoczywał na dnie. Fantazja wzięła górę nad
poczuciem rzeczywistości i Susan była pewna, że ostatnią rzeczą, którą McGee wycią-
gnie, będzie odrąbana, gnijąca głowa Jerry ego Steina.
 Nie!  krzyknęła.  Przestań!
McGee wyciągnął ostatnią część garderoby  zwinięty w kulę sztruksowy blezer
Susan.
A więc żadna głowa nieboszczyka.
Susan nie czuła się jednak dużo lepiej. Wciąż nie orientowała się w tym wszystkim,
niezdolna była do oddzielenia snu od jawy.
 Nie  powiedziała.  Nie. Ja już mam dosyć. Więc lepiej skończ ze mną.
McGee popatrzył na nią zdziwiony, a potem zrozumienie pojawiło się na jego twa-
rzy.
 Myślisz zapewne  zapytał  że to tylko początek nowej serii koszmarów?
 Jestem już taka zmęczona.
 Już wszystko skończone.
 Chcę, żeby ze mną też był koniec.
 Posłuchaj. Zmęczenie wynika w głównej mierze z tego, że wstrzyknęli ci narko-
tyk. Ale to niedługo minie.
 Odejdz ode mnie.
Szyja zdrętwiała jej już i musiała opuścić głowę na poduszkę.
Własna nagość nie peszyła jej wcale. Susan nawet nie sięgnęła po przykrycie. Zresztą
nie była pewna, czy starczy jej do tego siły, a poza tym w obliczu wszystkich koszmar-
nych przeżyć, które były jej udziałem, jakakolwiek wstydliwość nie miała sensu. Co
mieli zobaczyć, zobaczyli.
Było jej zimno, ale to też nie miało znaczenia. Nic już nie miało znaczenia.
 Posłuchaj  kontynuował McGee.  Nie oczekuję od ciebie, żebyś rozumiała,
o co w tym wszystkim chodzi. Wyjaśnię ci pózniej. Teraz musisz mi po prostu zaufać.
 Już raz ci zaufałam  powiedziała Susan.
 Dlatego tu jestem.
 Tak. Dlatego tu jesteÅ›.
 Jestem tu, by cię uratować  oznajmił, a w jego głosie zabrzmiało zaangażowa-
nie i determinacja.
 Przed czym?
221
 Przed piekłem  odpowiedział.  Czy nie obiecywali ci, że pójdziesz do piekła?
Piekło  to był cel całego przedsięwzięcia.
 Przedsięwzięcia?
McGee westchnÄ…Å‚.
 Nie mamy teraz zbyt dużo czasu. Musisz mi zaufać.
 Odejdz ode mnie.
McGee podłożył rękę pod plecy Susan i uniósł ją do pozycji siedzącej. Następnie
wziął biały sweter i próbował wsunąć ramiona Susan w rękawy. Stawiała opór na tyle,
na ile miała siłę.
 Dosyć tego!  powiedziała.  Dosyć waszych zabaw!
 O rany!  wykrzyknął mężczyzna. Odłożył sweter na łóżko i pomógł Susan poło-
żyć się z powrotem.  Poczekaj, zaraz coś usłyszysz. A raczej przestaniesz słyszeć.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, McGee wyjął z kieszeni płaszcza latarkę, zapa-
lił ją i odszedł w mrok, w kierunku wodospadu. Wkrótce odgłos spadającej wody zagłu-
szył jego oddalające się kroki.
Może zostawi mnie w spokoju, pomyślała, albo zaraz wykończy. Jedno z dwojga.
Zamknęła oczy.
Huk wodospadu nagle umilkł.
W jednej sekundzie Pieczara Gromów zamieniła się w Pieczarę Ciszy.
Otworzyła oczy i zmarszczyła brwi. Czyżbym ogłuchła? zastanawiała się przez
chwilÄ™.
I nagle gdzieś z ciemności dobiegł ją podniesiony głos Jeffa McGee.
 Słyszysz? Nie ma wodospadu. To tylko nagranie z taśmy.  Jeff mówił i wracał
w stronę Susan. Znów słyszała jego kroki, były coraz głośniejsze i nic ich już nie za-
głuszało.  To było tylko nagranie puszczone przez cztery kwadrofoniczne głośniki.
 Wszedł w krąg światła, rzucanego przez świece, i zgasił latarkę.  To najsuchszy wo-
dospad na świecie. A ta pieczara? To wszystko są atrapy, wykonane z papieru, tektu-
ry, gipsu i kleju. Dlatego jest tu tak mało światła. Gdybyś mogła spojrzeć parę metrów
dalej, odkryłabyś prawdę. Dekoracje wybudowano pośrodku szkolnej sali gimnastycz-
nej, żebyś miała wrażenie otwartej przestrzeni dookoła siebie. Gdybym zapalił oświe-
tlenie, sama byś się o tym przekonała, ale nie chcę zwracać na nas uwagi. Co prawda
okna są zaciemnione, ale zawsze może prześlizgnąć się mały promyczek i jeśli ktoś by go
zauważył, wszcząłby alarm. A ten zapach pleśni rozpyliliśmy z aerozolu. Mamy takich
zdolnych chemików w laboratorium. Prawda, że śmierdzi jak prawdziwa pleśń?
 Czym jest Willawauk?  spytała i choć bała się, że znów ją robią w konia, czuła
rosnącą ciekawość.
 Wyjaśnię ci w samochodzie  powiedział McGee.  Teraz nie mamy na to czasu.
Musisz mi zaufać.
222
Susan nie dawała się przekonać.
 Jeśli mi nie zaufasz, to może już nigdy nie dowiesz się, czym naprawdę było dla
ciebie Willawauk  oświadczył.
Susan powoli wypuściła powietrze z płuc.
 W porzÄ…dku.
 Wiedziałem, że jesteś rozsądna  stwierdził McGee z uśmiechem.
 Sama nie dam rady wstać.
 Wiem.
Pozwoliła mu, by ją ubrał. Gdy wkładał jej po kolei: sweter, rajstopy, spodnie, skar-
petki i buty, czuła się jak mała dziewczynka.
 Nie wiem, czy będę w stanie iść o własnych siłach  rzekła.
 Nawet bym ci tego nie proponował. Wystarczy, że potrzymasz latarkę.
 Spróbuję.
Wziął ją na ręce.
 Jesteś lekka jak piórko. Jak duże piórko. Złap mnie mocno za szyję.
Gdy McGee wynosił ją z fałszywej groty, Susan oświetlała latarką te miejsca, które jej
wskazywał. Snop światła skakał po lakierowanym, błyszczącym parkiecie i z namalowa-
nych na nim pasów Susan zorientowała się, że przeszli pod koszem do gry. Następnie
musieli zejść po kilku betonowych stopniach i znalezli się w szatni, do której drzwi stały
szeroko otwarte.
W pomieszczeniu paliÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o. Na niewielkiej przestrzeni, miÄ™dzy sza4àami
na ubrania a kantorkiem nauczyciela gimnastyki, leżały ciała trzech mężczyzn. Byli to:
Jellicoe ze zmasakrowaną połową twarzy, Parker z dwoma śladami po strzałach w pierś
oraz przewieszony przez ławkę Quince, któremu z rany na szyi wciąż kapała krew.
McGee wyglądał na nieco zdenerwowanego, ale nic nie mówił, tylko dalej niósł
Susan. Minęli dwa rzędy wysokich metalowych szafek, weszli pod natryski i, przez ko- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl