[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będziesz gotów, Max? Z odpowiednim sprzętem?
- Cały sprzęt mam u siebie, co oznacza, między innymi, że zabezpieczenie tajności
operacji jest pewne i niezagrożone.
Będziemy gotowi, Roper, gdziekolwiek są w tej chwili twoi przyjaciele.
Minęło kilka godzin, lecz wreszcie w zamku zazgrzytał klucz. Do pokoju Fergusona
weszli Rossi z Derrym Gibsonem.
- Chciałem się tylko upewnić, że jest panu wygodnie i niczego panu nie brakuje.
- Cóż za uprzejmość. Kiedy spotkam się z baronem?
- Gdy tylko baron zechce spotkać się z panem. Niech pan zachowa spokój, pański czas z
pewnością nadejdzie.
Rossi odwracał się do wyjścia, gdy Ferguson powiedział nagle:
- Mam głębokie przekonanie, że ściąga pan sobie na głowę całą górę kłopotów.
Spodziewałem się raczej kuli w łeb niż pogawędek.
Marco Rossi uśmiechnął się.
- Panie generale, jest pan zbyt wartościowy, by pana zabić.
- Więc cóż pan dla mnie planuje?
- Prawdopodobnie sprzedam pana Arabom.
Drzwi zamknęły się z trzaskiem.
W tej samej chwili w Arnheim, w pokoju Maxa Kubela, przybyli na pomoc Fergusonowi
przyjaciele pochylali się nad rozłożoną na stole mapą.
- No więc nie mamy wątpliwości. Neustadt. - Kubel spojrzał na Dillona. - Ten radziecki
motor, kozak, jest raczej staroświecki.
- Proszę się nie obawiać, poradzę sobie. Billy, siadasz w koszu.
- Dzięki tym przywiezionym przez was radiostacjom - mówił dalej Kubel - każdy z nas
może być w kontakcie z każdym. Powinniście dojechać na miejsce w godzinę, nie dłużej.
Wyląduję pod zamkiem w dwadzieścia minut od otrzymania sygnału. Będę siedział w kokpicie,
gotowy do startu.
- Brzmi całkiem rozsądnie - przyznał Dillon. - Co o tym sądzisz, Billy?
- Ja zawsze jestem rozsÄ…dny.
- Gdy tylko odjedziecie, skontaktuję się z Kleinem. Będzie na was czekał. Mieszka w
jedynym domku stojącym za kościołem, więc znajdziecie go bez problemu. - Kubel rozejrzał się.
- Co o tym sÄ…dzicie?
Lacey i Parry nie odezwali się wprawdzie, ale wyglądało na to, że mają spore
wątpliwości. Podobnie jak Hannah Bernstein, która zdecydowała się je wyrazić.
- Cała operacja opiera się na bardzo precyzyjnym wyliczeniu czasu. Do ułamków
sekundy.
- Oczywiście. Niemniej jednak jest wykonalna. Odległości nie są przecież aż tak wielkie.
Harry Salter nie wytrzymał.
- Dogadaliście się? To może niech oni wezmą się w końcu do roboty? Czekanie i gadanie
szarpie mi nerwy.
- Mnie też - przytaknął Billy. - Nie mogę się doczekać, kiedy włożę mundurek gliniarza.
Starzy kumple z więzienia w Wandsworth nigdy by nie uwierzyli, gdyby mnie teraz usłyszeli.
- Doskonale. Proszę za mną. - Kubel z kurtuazją wskazał im drogę.
W hangarze na wejście do akcji czekał storch, przyczajony, czarny, wyglądający jak nie z
tego świata. Rosyjski motocykl, kozak, także wyglądał jak nie z tego świata i także czekał.
Czekali wszyscy, w gęstej atmosferze niepewności. Kubel, Lacey i Parry stali przy wejściu, z
obawą przyglądając się coraz większym kroplom deszczu.
- Nie jest dobrze - mruknÄ…Å‚ Lacey.
- Nigdy nie jest dobrze, kiedy powinno być dobrze, panie dowódco dywizjonu. Nie
zauważył tego pan?
Zgrzytnęły przesuwne drzwi, do hangaru weszli Dillon i Billy, przedziwne i przerażające
postaci wprost z przeszłości: żelazne hełmy, mundury milicji, długie wojskowe płaszcze,
schmeissery. Dillon dopinał pasek pod brodą.
- Macie wszystko, czego potrzebujecie? - spytał Dillon.
- Oczywiście. Dzięki Bogu za te wielkie kieszenie. Dodatkowe magazynki, po waltherze
na głowę, granaty w butach.
Zupełnie jak za dawnych czasów.
- Chryste, wyglądacie jak statyści w filmie o inwazji w Normandii - powiedział starszy
Salter.
- Bo to też inwazja. - Dillon wyjrzał na zewnątrz. - Mamy bardzo piękny wieczór na taką
zabawę. No co, Billy? Gotów?
- Gotów, gotów. Na litość boską, jedzmy już. Jeśli mamy przemoknąć do suchej nitki, to
lepiej od razu.
Usiadł w koszu, Dillon wskoczył na siodełko i włączył silnik. Hannah Bernstein
podbiegła i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Sean? - Na jej twarzy widać było rozpacz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]