[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kucyk.
R
L
T
Jej nowy skromny styl powinien być antytezą słowa seksowny", lecz było wprost
przeciwnie. Dla Carlosa wyglądała o wiele bardziej pociągająco niż wcześniej. W
myślach nazywał ją Kopciuszkiem na opak".
- Postanowiliśmy popłynąć dziś łódkami na Capraię - oświadczył nagle.
Spojrzała na niego zdezorientowana.
- Nie znam tej nazwy.
- To piękna wysepka, gdzie można zjeść rybę, która została złowiona godzinę
wcześniej. Chcesz z nami popłynąć?
Kat przytaknęła, hamując swój entuzjazm. Nie chciała, by Carlos wiedział, jak
bardzo ta propozycja ją ucieszyła. Wspólny obiad z Carlosem? Co prawda będzie obecna
reszta załogi, ale kogo to obchodzi?
- O której wypływamy?
- O siódmej. - Po chwili dodał ostrzejszym tonem: - Niech ci nie strzeli do głowy,
żeby się przesadnie stroić. %7ładnej rewii mody. To mała restauracyjka rybacka.
Wyszedł, zostawiając Kat sam na sam z jej myślami. Nie wiedziała, co zrobić.
Wyjście do restauracji zawsze kojarzyło jej się z efektownym strojem. Ubierała się nie
dla mężczyzn, lecz dla samej siebie. Teraz jednak znalazła się w wyjątkowych
okolicznościach. Dawny tryb życia zdawał jej się czymś odległym, nieco nierealnym.
Przede wszystkim czuła potrzebę, by się dopasować do reszty ekipy, być częścią załogi.
Umyła więc włosy, zaplotła je we francuski warkocz, włożyła prostą, białą sukienkę z
lnu oraz skórzane brązowe gladiatorki. Postanowiła znowu nie nałożyć makijażu; jej
twarz była opalona i promieniała zdrowiem.
Kiedy wyszła na pokład, powitało ją spojrzenie Carlosa, w którym dostrzegła
aprobatę. Stał otoczony resztą mężczyzn, lecz oni byli dla niej półprzezroczyści, niemal
niewidoczni. Miała wrażenie, że znajduje się sam na sam z Carlosem na opustoszałej
plaży. To obłęd! - kolejny raz usłyszała głos rozsądku.
Wysepka, na którą popłynęli, zapierała dech w piersi. W małym porcie roiło się od
łódeczek, powietrze pachniało lepiej niż najdroższe perfumy - słodką mieszanką
aromatów egzotycznej flory.
R
L
T
Dotarli do restauracyjki. Kat miała nadzieję, że Carlos usiądzie z dala od niej, nie
byłaby bowiem w stanie znieść jego bliskości. Niestety, zajął miejsce na ławeczce tuż u
jej boku.
- Podoba ci się? - zapytał uprzejmie.
Na twarz Kat wstąpił szeroki uśmiech.
- Tu jest wprost cudownie - odparła.
Carlos ukrył oczy za ciemnymi okularami, by móc się swobodnie przyglądać
swojej towarzyszce. Nigdy nie widział jej tak odprężonej i beztroskiej. Prosta sukienka,
którą miała na sobie, podkreślała jej smukłe ręce i nogi. Przeniósł spojrzenie na jej usta,
zastanawiając się, jakim cudem, pozbawione szminki czy choćby błyszczyka, są jeszcze
bardziej ponętne niż zwykle.
- Napijmy się wina - zasugerował.
Kelnerka przyniosła w dzbankach lokalne czerwone wino do popijania ryby, którą
zjedli z ryżem poprószonym pistacia lentiscus - tutejszą aromatyczną przyprawą.
- Moja matka pewnie słyszała o tej przyprawie - odezwała się Kat.
Carlos ściągnął brwi w wyrazie zdziwienia.
- Dlaczego tak uważasz?
- Na tym polega jej praca. Jest kucharkÄ….
Hiszpan odłożył widelec.
- Twoja matka jest zawodową kucharką? - zapytał kompletnie zdumiony.
- Tak. Prowadzi małą piekarnię. Dziwi cię to?
- Przyznam, że tak, i to szalenie, princesa!
- Sądziłeś, że urodziłam się z koroną na głowie?
- Coś w tym stylu. - Miała rację: był przekonany, że Kat pochodzi z wiekowej
arystokracji. - Twoja matka była trzecią żoną Oscara, prawda?
- Drugą - poprawiła go. - Mój ojciec lubi zmieniać żony.
Carlos upił spory łyk wina.
- Była już kucharką, kiedy go poznała?
- Nie do końca. Moja matka była zatrudniona w domu Oscara jako niania.
Pracowała dla mojego ojca i jego pierwszej żony, Aleksandry. Opiekowała się ich trzema
R
L
T
córkami. Kiedy Aleksandra umarła... mojemu ojcu, człowiekowi wiecznie zapracowane-
mu, trudno było sprawować samodzielnie opiekę nad dziećmi. Postanowił znowu się
ożenić, i to jak najprędzej. Moja matka dobrze już go znała, miała świetny kontakt z jego
córkami, więc ich ślub był rozsądnym i wygodnym rozwiązaniem problemu.
- Jakie to romantyczne - rzekł z przekąsem.
Małżeństwo zawarte pomiędzy jej matką a Oscarem rzeczywiście nie było wielką
love story. Zresztą nie opierało się na miłości i nawet nie udawali, że jest inaczej. Po
kilku latach rozwiedli siÄ™, lecz w przyjacielskiej atmosferze.
- Mieli razem trzy córki. Jedna z nich siedzi obok ciebie - poinformowała go nieco
smutnym głosem.
- Nie mieli syna?
- Nie. - Spojrzała mu w oczy. - Pewnie myślisz, że tragedią jest nie posiadać syna,
który by wszystko odziedziczył?
- Cóż, ja na pewno chciałbym mieć syna - rzucił od niechcenia.
To wyznanie jej nie zdziwiło, tak samo jak inne przejawy jego typowo męskiego
zachowania. Kat zjadła jeszcze kilka kawałków ryby, ale nie była zbyt głodna, poza tym
trudno jej się było skoncentrować na egzotycznym smaku potrawy. Siedząc obok
Carlosa, czuła, jak między ich ciałami przeskakują iskry.
- Apetyt nie dopisuje? - zapytał aksamitnym głosem.
- Nie bardzo. Jest zbyt gorÄ…co.
- Si. - Oparł się wygodnie o ławę i utkwił wzrok w horyzoncie.
Słońce zachodziło nad morzem, barwiąc niebo na wszystkie odcienie różu i
czerwieni. Woda szumiała hipnotycznie, powoli zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy.
Tu jest jak w raju, pomyślał. I rzeczywiście, był w tej chwili w wyjątkowo dobrym
nastroju. Zjadł dobre jedzenie. Napił się dobrego wina. A przede wszystkim siedział w
towarzystwie pięknej kobiety, która go pragnęła. Gdyby to nie była Kat Balfour, czym
prędzej zabrałby ją z powrotem na swój jacht, by spędzić z nią upojną noc.
Od prawie roku nie spał z żadną kobietą, pomimo że w żadnej chwili nie
brakowało chętnych kandydatek. Po wielu latach niezliczonych romansów doszedł
R
L
T
jednak do wniosku, że ma już dość budzenia się rano u boku kolejnej piękności, która
okazuje się bezmyślną istotą, której w głowie tylko małżeństwo.
Prędzej czy pózniej wybierze dla siebie kobietę, którą zechce poślubić. Będzie ona
musiała posiadać wszystkie cechy, które cenił i lubił u płci przeciwnej, takie jak:
skromność, empatia, wyrozumiałość. Wybierze kogoś spokojnego, a nie drapieżną,
przebojową piękność w rodzaju Kat Balfour.
Usłyszał w głowie ponaglający głos: Uciekaj stąd, zanim księżyc wzejdzie na
niebo, a wino uśpi twój zdrowy rozsądek!
- Wszyscy skończyli? - zapytał, wyciągając z kieszeni portfel.
Cała załoga chóralnie podziękowała za posiłek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]