[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosy, długie paznokcie, mę\czyzni brody.
Wszyscy bez wÄ…tpienia \yli jedynie spali.
Zaphod dostał na całym ciele gęsiej skórki.
Jak we śnie sunął między fotelami. Zdą\ył przejść połowę przedziału, gdy stewardesa
dotarła do końca. Odwróciła się i zaczęła mówić:
Dobry wieczór, panie i panowie. Dziękujemy za wyrozumiałość z powodu niewielkiego
opóznienia. Niedługo wystartujemy. Gdybyście byli państwo uprzejmi się obudzić, to podam
kawÄ™ i herbatniki.
Gdzieś coś cicho zabuczało.
Pasa\erowie siÄ™ obudzili.
Obudzili się, zaczęli krzyczeć jak opętani, szarpali za pasy bezpieczeństwa, które
przypinały ka\dego mocno do miejsca, ciągnęli za przewody systemu utrzymywania \ycia.
Darli się, wrzeszczeli i ryczeli, a\ Zaphoda opadł strach, \e pękną mu bębenki.
Postacie rzucały się i próbowały wyrwać z petów, a niewzruszona stewardesa szła między
fotelami. Przed ka\dym pasa\erem stawiała maleńką fili\ankę kawy i kładła paczkę
herbatników.
W pewnej chwili ktoś wstał z fotela.
Stanął tak, by widzieć Zaphoda.
Beeblebroxa zaswędziało całe ciało, jego skóra próbowała dokądś uciekać. Postanowił
zwiewać z tego domu wariatów.
Wypadł na korytarz.
Mę\czyzna podą\ył za nim.
Zaphod gnając jak szaleniec, dotarł do końca korytarza, przebiegł przez komorę ciśnień.
Wpadł do kabiny pilotów, trzasnął drzwiami i zaryglował zamki. Cię\ko dysząc, oparł się
plecami o drzwi.
Wkrótce ktoś zaczął walić z drugiej strony pięścią.
Z kąta odezwał się metaliczny głos.
Pasa\erowie nie mają prawa wstępu do kabiny pilotów. Proszę wrócić na miejsce i
czekać na start. Za chwilę podamy kawę i herbatniki. Mówi automatyczny pilot. Proszę
wrócić na miejsce.
Zaphod milczał. Dyszał, za jego plecami dalej rozlegał się łomot.
Proszę wrócić na miejsce klepał automatyczny pilot. Pasa\erowie nie mają prawa
wstępu do kabiny pilotów.
Nie jestem pasa\erem! parsknÄ…Å‚ Zaphod.
Proszę wrócić na miejsce.
Nie jestem pasa\erem!!!
Proszę wrócić na miejsce.
Nie jestem pasa\erem!!!
Proszę wrócić na miejsce.
Nie jestem... Halo! SÅ‚yszysz mnie?
Proszę wrócić na miejsce.
Czy jesteś automatycznym pilotem, cymbałku?
Tak odpowiedział głos z konsolety.
Czy do twoich zadań nale\y kierowanie statkiem?
Tak. Mamy opóznienie. Pasa\erów nale\y chwilowo utrzymywać w stanie śmierci
klinicznej ku ich własnej wygodzie i dla zmniejszenia ucią\liwości podró\y. Co roku podaje
się kawę i herbatniki, po czym, te\ dla wygody i zmniejszenia ucią\liwości podró\y,
pasa\erowie wracają do stanu śmierci klinicznej. Wystartujemy natychmiast po uzupełnieniu
prowiantu. Przykro nam z powodu opóznienia.
Zaphod odszedł od drzwi, walenie ustało. Zbli\ył się do pulpitu sterowniczego.
Opóznienie?!! wrzasnął. Czy oglądaliście choć raz świat na zewnątrz? To pustynia,
dzicz. Cywilizacja poszła w diabły, przyjacielu. Nikt nie wiezie wam nasączonych sokiem
cytrynowym serwetek!
Rachunek prawdopodobieństwa wykazuje rzekł z emfazą automatyczny pilot \e
powstanie nowa cywilizacja. Pewnego dnia znów powstaną serwetki nasączane sokiem
cytrynowym. Póki to nie nastąpi, mamy krótką przerwę w locie. Proszę wrócić na miejsce.
Ale...
W tym momencie otworzono drzwi. Zaphod błyskawicznie się odwrócił. Jego
prześladowca miał w ręku wielką aktówkę. Był elegancko ubrany, ostrzy\ony na je\a. Nie
miał brody, ani długich paznokci.
Zaphodzie Beeblebrox zaczął nazywam się Zarniwoop. Chciał pan chyba ze mną
rozmawiać.
Zaphodowi Beeblebroxowi zrobiło się ciemno przed wszystkimi czterema oczami. Jego
usta zaczęły wypowiadać głupoty. Opadł na fotel.
Człowieku, z jakiej gruszki się zerwałeś? spytał.
Czekałem tu na pana odparł Zarniwoop tonem, jakim zwykło się załatwiać interesy.
Odstawił aktówkę i usiadł w fotelu obok. Cieszę się, \e działał pan zgodnie z instrukcją.
Trochę się bałem, \e wyjdzie pan z mojego gabinetu przez drzwi, nie przez okno. Wtedy
byłyby spore kłopoty.
Zaphod nic nie rozumiejąc, potrząsnął głowami i wymamrotał coś bli\ej nie określonego.
Wchodząc do mojego gabinetu przez drzwi, wszedł pan do elektronicznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]