[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lepiej od marzycieli potrafiłby się nią zająć.
Zjechali z głównego szlaku, udając się w kierunku łańcucha dość stromych wzgórz. Gdy ich oczom
ukazała się w końcu Ondiana, słońce znajdowało się już wysoko na niebie.
Na szczycie skały wznosiła się okazała budowla. Wysokie mury zakończone blankami i małe otwory
okienne przypomniały Salimowi obrazki zamków, które tak mu się podobały w dzieciństwie.
Wspięli się po stromym szlaku prowadzącym do drewnianej bramy broniącej dostępu do budowli.
Edwin zadudnił w odrzwia. Otworzyła się klapka judasza i jakiś głos zapytał, czego chcą. Generał
wyjaśnił, z jakich powodów znalezli się tutaj, i wkrótce brama się otworzyła.
Wóz wjechał na zalany słońcem wewnętrzny dziedziniec. Pośrodku znajdowało się zródło płynące do
kamiennego zbiornika. Mężczyzna o włosach ostrzyżonych prawie do skóry i ubrany w długą, zwykłą
burkę podszedł do Ellany i szybko ją zbadał.
Z budynku wyszło dwóch innych marzycieli z noszami. Bardzo ostrożnie położyli na nich młodą
kobietę i się oddalili. Nie padło ani jedno słowo.
Mistrz Duom zsiadł z wozu i podszedł do mężczyzny, który ich przyjął. Rozmawiał z nim przez
chwilę cichym głosem, następnie odwrócił się do towarzyszy podróży.
- Zatrzymamy się tutaj. Potrzebujemy odpoczynku. Konie też są zmęczone. Marzyciele z Ondiany
zgadzają się nas przyjąć.
Camille także wysiadła i podeszła do zródła. Za nią podążył Salim. Od dramatycznych zdarzeń z
zeszłej nocy nie zamienili ani słowa.
- Jak się czujesz? - zapytała.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Chyba zle - odpowiedział w końcu. - Ale mogłoby być gorzej.
Camille ścisnęła ramię przyjaciela, po czym pochyliła się, żeby nabrać wody w dłonie i obmyć twarz.
- Wracamy, Salim.
Chłopak spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Co ty opowiadasz?
- Dobrze się nad tym zastanowiłam. Tutaj jestem u siebie i nie mam w ogóle ochoty stąd
odchodzić, ale muszę zrobić to, czego się ode mnie oczekuje. Poza tym, chciałeś przecież wracać,
prawda?
Nie odpowiedział bezpośrednio.
- Myślałem, że nie wiesz, jak sprowadzić nas,do domu.
- Teraz już chyba zrozumiałam. Pozostaje mi tylko spróbować.
- A inni?
- Wyrazili się jasno. Chcą, żebym wyruszyła szukać brata. Skoro mogę to teraz zrobić, po co
narażać ich na niepotrzebne niebezpieczeństwa, kontynuując podróż aż do Al-Jeit?
- Sama właśnie powiedziałaś, że nie masz ochoty stąd odchodzić!
-Tak się składa, że to się nie liczy. A ty? Ucieszysz się z powrotu do domu?
Salim milczał przez chwilę. Zastanawiał się i, jak miał w zwyczaju, przeczesywał palcami
warkoczyki.
- Nie wiem, staruszko, naprawdę nie wiem. To jednak nie ma znaczenia. Jeżeli ty wracasz, ja
też.
- A gdybym została?
- Zgadnij!
Camille uśmiechnęła się szeroko. Złapała Salima za ramiona i pocałowała go w policzek.
-Jesteś genialny! - zawołała. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Zakaszlał, ukrywając zmieszanie. Udał, że jest spragniony i szybko się odwrócił, żeby napić się wody
ze zródła. Camille podeszła do Edwina, który odprowadził już konie do stajni i naradzał się teraz z
Duomem Nil' Ergiem i Bjornem.
- Wyruszam - oznajmiła Camille.
Trzej mężczyzni popatrzyli na nią zdumieni.
- Co powiedziałaś? - zapytał w końcu analityk.
- Powiedziałam, że wyruszam - powtórzyła. - Zabieram ze sobą Salima i wyruszam na
poszukiwanie brata.
- Jak masz zamiar to zrobić? - zapytał Bjorn. - Nie wiesz nawet, jak on wygląda ani gdzie
mieszka. Jesteś niepełnoletnia, twoi rodzice z pewnością wszędzie cię szukają i nigdy nie pozwolą ci,
żebyś znowu opuściła dom. Nie jesteś...
- Wystarczy! - krzyknęła Camille.
Bjorn zamilkł i patrzył na nią szeroko rozwartymi oczami.
- Wystarczy - powtórzyła. - Nie czas już rozwodzić się nad tymi trudnościami. To są drobnostki
w porównaniu ze śmiercią Hansa i raną Ellany.
- Czujesz się na siłach, żeby wykonać przejście w bok? -zapytał sceptycznie Duom.
Camille, zirytowana, potrząsnęła głową.
- Tak sądzę. W każdym razie muszę spróbować. Nie mogę znieść myśli, że wy wszyscy ryzykujecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]