[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiedzieć na kilka pytań? - Nie czekając na moją reakcję, podniósł kamerę i spojrzał
na mały wyświetlacz, na którym bez wątpienia widać było moje wściekłe spojrzenie.
Musiałam zachować spokój. Z drugiego końca korytarza patrzyli na nas reporterzy CNN.
Nie chciałam przez swoje zachowanie znalezć się w głównym wydaniu wiadomości.
- Wow. Nie miałam pojęcia, że Niezbadany Zwiat zatrudnia reporterów. Wasz program
opiera siÄ™ na miejscowych legendach i amatorskich filmikach?
Nie odpowiedział, ale pewnie przywykł do takich tekstów.
- Jak pani zareagowała, kiedy otrzymała pani wezwanie przed komisję?
- Przykro mi, ale naprawdę nie mam czasu na rozmowę. - Minęłam go i ruszyłam
korytarzem. Mężczyzna był jednak namolny. Wyminął mnie i znów ustawił się przede
mną, zagradzając mi drogę. Korytarz nie był wystarczająco szeroki, żeby się wymknąć.
Zaczął mówić z pośpiechem.
- Co pani sÄ…dzi na temat Centrum Biologii Paranaturalnej i pracy doktora Flemminga?
Lśniące oko kamery było na mnie skierowane. Musiałam się jakoś z tego wywinąć.
- Bez komentarza.
- Niech pani da spokój, ma pani większe prawo do wyrażania opinii na ten temat niż
ktokolwiek inny w tamtej sali. Proszę podzielić się swoimi spostrzeżeniami z widzami? Czy
chce pani, żeby to inni nadawali ton debacie?
Odwróciłam się do niego, skuliłam ramiona i zacisnęłam zęby, lustrując go wściekłym
wzrokiem. Uniosłam lekko ręce i zrobiłam krok w jego stronę, a on natychmiast
zareagował. Cofnął się pod ścianę, jakby chciał przez nią przeniknąć, i ścisnął kamerę.
Jego oczy zrobiły się okrągłe, a krew odpłynęła mu z twarzy.
Wiedział, że jestem wilkołakiem. Co ważniejsze, wierzył w to i we wszystko, co się z tym
wiązało. Sądził, że naprawdę jestem w stanie go rozszarpać, tu i teraz. Kretyn.
- Nie zamierzałam występować w telewizji, a już na pewno nie w Niezbadanym Zwiecie.
Niech pan wyłączy kamerę, to być może porozmawiamy. Ale w tym momencie nie mam
ochoty być miła.
Oddaliłam się sztywno. Po chwili usłyszałam za sobą pospieszne kroki.
Ten facet nie rozumiał, co się do niego mówi.
- Niech pani posłucha, oboje pracujemy w mediach. Nie pomoże pani koledze? Tylko
parę słów, a ja zapewnię pani reklamę. Oboje na tym skorzystamy.
Teraz w jego głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. Spróbowałam go zignorować, ale
znów był przy mnie z tą cholerną kamerą.
Patrzył to na mnie, to na urządzenie, więc nie zauważył Bradleya, który zablokował
korytarz. Ale ja zauważyłam.
Zatrzymałam się. Stockton szedł dalej, dopóki Bradley nie złapał go za nadgarstek i nie
wyrwał mu z ręki kamery.
- Ej! - Stockton zaczął się szarpać, póki nie spojrzał na przeciwnika. Najpierw na jego
pierÅ›, a potem na twarz.
Nie zagraliby tego lepiej nawet w filmie. Wystarczyło usiąść i patrzeć.
- Czy ten gość ci się naprzykrza? - spytał Bradley. Dziewczyny uwielbiają takie teksty,
zwłaszcza jeśli słyszą je od kogoś tak przystojnego jak Bradley.
- Zaraz wyjdzie. Ale dopiero, jak wykasuje ostatnich pięć minut nagrania.
Bradley puścił go, po czym przyjrzał się kamerze. Zaczął wciskać różne guziki, a ja nie
miałam wątpliwości, że moja twarz na zawsze zniknie z nagrania.
Stockton wymierzył w niego palec.
- To nękanie.
- Nie, to jest nękanie - powiedziałam, kiwając w stronę kamery.
Zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem, dlaczego odrzuca pani darmowÄ… reklamÄ™.
- Bo chcę zachować tę resztkę anonimowości, która mi jeszcze została - odparłam. I tak
miałam ją niedługo stracić, kiedy pojawię się na przesłuchaniu.
Bradley oddał mu kamerę. Na jego twarzy malowało się zadowolenie, więc byłam
pewna, że wszystko się udało.
Stockton siÄ™ cofnÄ…Å‚.
- Jeszcze porozmawiamy. Jutro...
Bez dalszych przeszkód wyszliśmy z budynku. Westchnęłam znużona.
- Jestem twoją dłużniczką.
- Nie ma sprawy - rzekł. - Cała przyjemność po mojej stronie.
Dopiero po kilku minutach zorientowałam się, że prowadzi mnie do samochodu, jakby
nie wierzył, że jestem w stanie sama dojść na parking, nie wpadając przy tym w kłopoty.
Może i nie byłam. Ale i tak mnie to wkurzało.
- Siadam z przodu - syknęłam, kiedy znalezliśmy się na parkingu.
Spojrzał na mnie. Zdążył już podejść do tylnych drzwi, przyjmując rolę szofera.
- Z przodu lepiej widać - wyjaśniłam. Westchnął, moim zdaniem z przesadną emfazą,
ale otworzył mi przednie drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]