[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ogromnie mi przykro, Amelio. Czy powiedział coś jeszcze?
- Cóż miałby powiedzieć? - Amelia odwróciła wzrok, lecz Susanna zdążyła za-
uważyć, że jej oczy zaszkliły się od łez. - To, co nas łączyło, odeszło w niepamięć. Nie
mogę sobie pozwolić na rozpamiętywanie przeszłości.
- Wybacz - szepnęła Susanna. - Nie chciałam sprawić ci przykrości.
R
L
T
- Nie uraziłaś mnie. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. - Przygnębiona Amelia
wstała. - Muszę powiadomić twoją mamę, że jesteś przytomna. Wszyscy ogromnie się
niepokoili.
Susanna opadła na poduszki, a po jej policzku spłynęła łza. %7łałowała przyjaciółki,
gdyż było oczywiste, że Amelia cierpi i na nowo przeżywa dawny ból. Nadal kochała
hrabiego, choć uparcie robiła, co mogła, by nie wyjawić swoich uczuć.
- Dlaczego Harry nie odwiedza mnie już od dwóch dni? - spytała Susanna, kiedy
pani Hampton zajrzała do niej z rana. - Wpadł, żeby spytać mnie o samopoczucie, gdy
odzyskałam świadomość. Od tamtej pory nie przyszedł ani razu.
- Przesłał ci piękne róże. - Pani Hampton wskazała wazon stojący na komodzie. -
Siedział przy twoim łóżku, gdy gorączkowałaś. Najgorsze minęło, więc nie wypada, że-
byś przyjmowała kawalera we własnej sypialni.
- W takim razie wstanę - zapowiedziała Susanna. - Chcę spotkać się z nim i po-
rozmawiać.
- Lekarz stanowczo zalecił, żebyś pozostała w łóżku jeszcze przez tydzień. Bardzo
cię proszę, nie rób trudności. Poważnie chorowałaś, a twoja ręka nadal jest obolała.
- To prawda, bardzo boli - przyznała Susanna. - Skoro jednak Harry nie przychodzi
do mnie, ja muszę udać się do niego.
- Przecież wiesz, że to nieobyczajne, aby dżentelmen odwiedzał pannę w jej sy-
pialni.
- Tak, wiem. - Susanna nie zamierzała dawać za wygraną. - Jednak wstanę, jeśli
dzisiaj Harry nie przyjdzie do mnie z wizytÄ…,
- Wydaje mi się, że dogląda posiadłości. - Pani Hampton ciężko westchnęła. - Po-
wiadomię go, gdy tylko wróci. Kochanie, to doprawdy nader niestosowne.
- Proszę cię, powiadom go koniecznie - nalegała Susanna. - Jeżeli nie przyjdzie,
jeszcze dzisiaj wieczorem ubiorÄ™ siÄ™ i zejdÄ™ na parter.
- Niekiedy bywasz niemożliwie uparta. - Pani Hampton pokręciła głową. - Wyglą-
da jednak na to, że zawsze stawiasz na swoim.
R
L
T
Susanna przejrzała tomik poezji, który podarowała jej Amelia przed wyjazdem z
Pendleton, i zirytowana cisnęła książkę na bok. Dochodziła pora podwieczorku. Posta-
nowiła, że jeśli Harry nie zjawi się wkrótce, spełni swoją grozbę i zejdzie do salonu, choć
tak naprawdę czuła się marnie i wcale nie miała chęci wstawać. Już wyciągnęła rękę, by
zadzwonić po pokojówkę i ubrać się, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała i usiadła na łóżku. - Harry! Strasznie się cieszę, że przyszedłeś.
- Uśmiechnęła się zachęcająco, gdy niepewnie stanął na progu. - Wejdz, zapraszam.
- Jak to dobrze, że lepiej się czujesz, kochanie. - Harry zbliżył się do łóżka. -
Wiesz, że nie powinienem tutaj być. Na szczęście jesteśmy zaręczeni, gdyż w przeciw-
nym razie musiałbym ci się oświadczyć, by nie zrujnować twojej reputacji. Powinnaś
wiedzieć, że twoja mama była na mnie bardzo zła.
Susanna dostrzegła błysk w jego oku i zorientowała się, że Harry tylko się z nią
przekomarza. Roześmiała się i pokręciła głową.
- Nawet nie podejrzewasz, jak straszliwie się nudzę - wyznała. - Odwiedziło mnie
mnóstwo dam, ale chciałam porozmawiać z tobą.
- Zatem jestem - rzekł. - Cóż takiego pragnęłaś mi powiedzieć?
- Chyba powinnam przeprosić cię za kłopoty, których narobiłam.
- Doprawdy? - Pokiwał głową. - Może i powinnaś, w końcu wszyscy się zamar-
twiali, gdy leżałaś w gorączce. Niewiele brakowało, a utracilibyśmy cię na zawsze. Po-
wiem ci, że kilkoro moich bliskich surowo mnie zganiło za to, iż naraziłem cię na niebez-
pieczeństwo. Trudno mi ich winić. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś umarła.
- Naprawdę tak bardzo zależy ci na mnie?
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak. - Harry zrobił karcącą minę. - Dlaczego postą-
piłaś tak niemądrze? Czyżbyś obawiała się, że zginę w pojedynku?
Susanna skinęła głową.
- Wiem, że zachowałam się niewłaściwie, ale tak bardzo cię kocham - zdobyła się
na wyznanie.
- A ja ciebie uwielbiam, moja odważna, niemądra dziewczyno. - Harry podszedł do
łóżka, usiadł na jego brzegu i wziął Susannę za rękę. - Nie byłem pewien, czy wolisz
mnie, czy Toby'ego, ale on zapewnia, że jesteście tylko przyjaciółmi. Podobno odmówił
R
L
T
wyjawienia ci, gdzie odbędzie się pojedynek. Zatem jak się o nim dowiedziałaś, kocha-
nie?
- Słyszałam twoją rozmowę, gdy tamtej nocy wracałeś do domu, a potem podsłu-
chiwałam pod drzwiami biblioteki. Wiem, postąpiłam niestosownie i bardzo się tego
wstydzę. W dniu pojedynku widziałam, w którą stronę pojechałeś, i spytałam Tima, czy
w lesie jest jakaś polana. Poinformował mnie, którą drogą do niej trafić. - Zamilkła na
chwilę, po czym spytała: - Dlaczego nie strzeliłeś od razu? Myślałam, że zginiesz. Nie
mogłam znieść tej świadomości.
- Zatem narażałaś dla mnie życie. - Harry pocałował ją w dłoń. - Nie jestem pe-
wien, czy zasłużyłem na takie poświęcenie z twojej strony, ukochana. Musisz mi obie-
cać, że już nigdy tak pochopnie nie podejmiesz ryzyka.
- Zrobię to tylko pod warunkiem, że ty obiecasz nie uczestniczyć w pojedynkach.
- Musiałem stanąć do pojedynku z markizem. Nie przez wzgląd na pannę Hazle-
deane, ale dlatego, że był moim wrogiem. Mógł cię skrzywdzić, gdybym nie rzucił mu
wyzwania.
Susanna zrobiła wielkie oczy.
- Nie miałam pojęcia... Utraciłabym wolę życia, gdybyś zginął.
- W takim razie daję ci słowo dżentelmena, że nie będę się pojedynkował. - Harry
przyłożył rękę do serca. - Ja również nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
- A więc zgadzamy się ze sobą. - Susanna łobuzersko przekrzywiła głowę. - Jak
myślisz, kiedy będę mogła powozić? Obiecałeś mi wyścig. Chyba pamiętasz, prawda?
- Tak, pamiętam - odparł ze śmiechem Harry. - Musi upłynąć kilka tygodni, zanim
będziesz gotowa na tak szaloną przygodę, ukochana. Przez pewien czas będziesz cier-
piała z powodu obolałej i sztywnej ręki. Wyścig zorganizujemy dopiero wtedy, gdy cał-
kowicie wrócisz do zdrowia. A teraz zajmijmy się ślubem. Co ty na to?
- Och, tak. Kiedy możemy się pobrać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]