[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Skąd to masz?- rzuciła Brea ściągając brwi
- Ja....Ja nie jestem upoważniony, by to teraz wyjaśnić.
Dayne podał je jej i oczyścił gardło.- Myślę, że to bez znaczenia. Zaplanowane. Ktoś
próbuje cię zle pokierować.
Brea ponownie przyjrzała się skrawkom papieru.
- Dayne może mieć rację. Ale razem wydają się mniej bezsensowne. Spójrz.- rozłożyła je na
łóżku i wskazała na drugą wskazówkę.
- Jednym z moich ulubionych filmów jest Skarb Narodów. Widzieliście go?- rzuciła
każdemu z nich spojrzenie i gdy potrząsnęli głowami kontynuowała.- Zwietny film, ale nie o to
chodzi. Bohater musi przestrzegać kilku wskazówek, by odnalezć skarb. Jedną z nich był wierszyk.
W tej rymowance niektóre słowa były zapisane dużymi literami, co oznaczało, że to nazwy własne.
Więc jeśli zastosujemy to do wskazówek, będzie to oznaczało, że Secrets jest nazwą własną. Czy
to nic dla was nie oznacza?
- Nie- powiedział Dayne- Nie znam nikogo o pseudonimie Secret czy Secrets. Nie wiem też,
czy na jakieś miejsce mówią Secrets. A ty?- zapytał patrząc na Marka.
1
- A co z Book of Secrets ? - zasugerował Marek starając się zapanować nad żądzą, która
pobudzała go od wewnątrz. Dayneowi opadła szczęka.
- Cholera, o tym nie pomyślałem. Book of Secrets. Jasne. Ale co to znaczy?
- Co to za Book of Secrets? - Zapytała Brea przerzucając spojrzenie między nimi.
- To święty tekst naszego społeczeństwa. - Marek wyjaśnił podchodząc powoli do Breai. Jej
ramię było takie śliczne. Gładkie. Miękkie.
- Waszej społeczności?- powtórzyła zwracając się w jego stronę. Po raz kolejny okrywający
ją koc począł przesuwać się na południe. Złapała go i podciągnęła. - To jakiś kult, czy coś?
- Niezupełnie- powiedział Marek a jego usta napełniły się śliną.- Zawiera ona nasze prawo,
przekonania i oczywiście sekrety. Jego kutas był twardy jak skała, a jego jaja ciężkie jak ołów.
Przesunął się jeszcze trochę bliżej. Jej zapach drażnił jego nozdrza.
- Tak. To musi być to. - jej oczy się rozszerzyły.- Gdzie to jest? Jest jej więcej, jakieś
kopie? Daleko to jest? Musimy się jej przyjrzeć, natychmiast. - wyrzucała z siebie pytania z
szybkością broni maszynowej, szybko skierowała się do szafy wnękowej.
- To nie jest daleko.- Marek szedł tuż za nią. - Jest przechowywana w Zal Halirgi, naszym
najświętszym miejscu. Ale nie możemy tam wejść bez zaproszenia. Będziemy musieli wykonać
najpierw kilka telefonów. I -
- W porządku. Wy dzwonicie, ja próbuję rozszyfrować resztę zagadki. - Brea machnęła na
nich ręką i pochwyciła pierwszy trop. Przygryzała dolną wargę studiując tekst wskazówki i
obracając papier w dłoniach. Nie mogąc się powstrzymać wpatrywał się w jej pełne wargi, chcąc by
pozwoliła mu ją skubać zębami.
- Koniec. Początek. Może musimy przeczytać księgę od tyłu? - gdy zrozumiała, że jeszcze
nie wyszli, posłała im pytające spojrzenia. - Co? - przesunęła ręką przez swoje jedwabiste włosy, a
koc zsunął się o kolejny cal, zatrzymując się tuż nad jej sterczącym sutkiem. Rozpaczliwa fala
pożądania zalała jego ciało, prawie rzucając go na kolana.
- Nie ma nikogo, kto odebrałby nasze telefony aż do zachodu słońca. - powiedział Dayne
zanim Marek mógł choćby znalezć język. - Musimy czekać.
- Osz kurwa- przeklęła zaciskając usta. Padła z jękiem na materac.- Jesteś pewny?
- Absolutnie pewny- Dayne kiwnął głową.
Spojrzała na zegar.
- To wiele godzin. To zaledwie poranek. Muszę znalezć Triadę teraz.
Ja też.
Marek usiadł obok niej i uspokajająco oparł dłoń na jej ramieniu. Jej oczy rozszerzyły się gdy
skierowała je na jego twarz.
1 Księga tajemnic ale zostawiłam ang. wersję, bo tak lepiej pasuje do całej zagadki
- Wyruszymy tak szybko, jak będzie to możliwe... a w międzyczasie....- wymienił się
pełnym pożądania spojrzeniem z Daynem. - są inne sprawy, którymi musimy się zająć.
- S-sprawy? - wyjąkała. Rumieniec seksownie rozlał się po jej twarzy i piersiach. Bawiła się
końcem koca, patrząc na swoje kolana.- Jakie to miałyby być sprawy? - głośno wessała powietrze.
Jego kły wysunęły się pod wpływem zalewającego go gorąca.
- Jesteśmy głodni. My dotrzymaliśmy umowy. Teraz twoja kolej, byś spełniła swoja część.
Głośno przełknęła i jęknęła.- Oh nie.
*
Brea nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Zarówno Dayne jak i Marek mieli kły.
Całkiem jak Dracula. Co się z nimi stało?
Najstraszniejsze było to, że z pewnością nie były to kły podróbki, które zakłada się na
Halloween. Sekundę wcześniej ich tam nie było, a potem się pojawiły. %7ładen z nich nie dotykał ust.
Ich ręce były daleko od ich twarzy. Musiała więc wybrać jedną z dwóch możliwości. Albo miała
halucynacje, albo wampiry istniały. Nie mogła się zdecydować, którą odpowiedz wolała. Zerwała
się z miejsca i ruszyła prosto do łazienki.
- Spójrz na mnie- zażądał Marek stanowczym głosem. Cholera, nie mogła oprzeć się
wypełnieniu polecenia. Zatrzymała się w pół kroku i powoli odwróciła w jego stronę. Jej wzrok
powoli przesunął się w prawo. Wylądowało na jego szyi, a potem przesunęło się przez cudowną
krzywiznę jego podbródka do niesamowicie kuszących ust. Potem podążyło na północ wzdłuż linii
jego prostego nosa wprost do jego oczu. Mrocznych oczu błyszczących w erotycznej obietnicy.
Pamiętała tylko by oddychać.
- Nie pamiętasz, co stało się wczoraj, prawda? - zapytał podchodząc bliżej.
- Wczoraj? -powtórzyła, walcząc by nie zapomnieć co działo się trzydzieści sekund temu.
- Wezmę to za zaprzeczenie. Nie martw się. - Marek odsunął na bok kosmyki włosów
ślizgające się po jej ramieniu.- Będziemy delikatni. Stała zmrożona, nagle ogarnęło ją rozpaczliwe
pragnienie. Marek przechylił jej głowę na bok i przesunął kłami po jej szyi. W tym samym
momencie Dayne podszedł do niej z drugiej strony. Jego ciało było tak blisko, że mogła poczuć
promieniujące z niego ciepło, omiótł językiem jej ramię. Gruba warstwa gęsiej skórki pokryła cały
jej tułów.
Drżąc, nadal trzymała w zaciśniętych pięściach koc okrywający luzno jej ciało, i
odrzuciła głowę do tyłu. Silne, ale delikatne ręce prowadziły ja w stronę łóżka. Padłą z pluskiem na
materac nie bardzo świadoma, ale czuła język Daynea na swoim ramieniu oraz usta i zęby Marka
zajmujące się drugą stroną jej szyi. Jej oddech pogłębił się, aby sprostać rozpaczliwej żądzy jej
ciała, która powoli rozpalała ją od środka. A potem pierwsza fala bólu uderzyła w jej szyję.
Odruchowo odskoczyła w bok, do drugiej fali, która przepływała przez jej ramię. Ostry ból
zmienił się w powalającą mękę..... a potem w rozpaczliwe pragnienie. Bała się poruszyć, by nie
zerwać jakiegokolwiek magicznego połączenia, które pulsowało gorącem wzdłuż jej kręgosłupa, ale
odrzuciła koc i wyciągnęła się. Złapała się pierwszego ciała, z którym zetknęły się jej ręce.
Potrzeba, tak nagląca, że podeszwy jej stóp dopadły skurcze obezwładniające jej zmysły. Nie mogła
już widzieć, słyszeć, czy dotykać. Wszystko, co mogła zrobić to pozwolić porwać się wzrastającej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]