[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w stosunku do powały, tak iż dobre pół stopy lustra kryło się za komodą; na komodach
wszelkie towary; dwa przybory do tryktraka; dokoła krzesła dość ładne, ale każde innego
kroju; u stóp łóżka bez firanek wspaniały szezlong; na oknie klatka próżna, ale nowa; pod
drugim świecznik na szczotce do zamiatania, szczotka zaś wsparta na poręczach wyplatanych
krzesełek; po całym pokoju obrazy jedne na ścianie, drugie złożone w kupę.
KubuÅ›: Pachnie tu spekulantem i lichwiarzem na milÄ™.
Pan: Zgadłeś. Otóż kawaler i pan le Brun (było to nazwisko naszego antykwarza i faktora)
padajÄ… sobie w ramiona.
To pan, panie kawalerze?
Tak, ja, drogi Le Brun.
Cóż się z panem dzieje? Wieki pana nie widziałem. Smutne czasy, nieprawdaż?
Bardzo smutne, drogi Le Brun. Ale nie o to chodzi; posłuchaj: mam ci słóweczko do
powiedzenia.
Siadam. Kawaler i Le Brun usuwajÄ… siÄ™ w kÄ…t i szepcÄ… po cichu. Z rozmowy ich mogÄ™
powtórzyć jeno kilka słów pochwyconych w locie...
Pewny?
Najpewniejszy.
Pełnoletni?
Bardzo.
To syn?...
Syn.
Wiesz pan, że nasze dwie ostatnie sprawy...
Mów ciszej.
Ojciec?
Bogaty.
Stary?
I schorowany.
Le Brun głośno: Powiem panu, panie kawalerze, że nie mam ochoty wdawać się w interesy.
Z tego zawsze są tylko przykrości. To pański przyjaciel, bardzo pięknie. Wygląda na
godnego człowieka; ale...
Drogi Le Brun!
Nie mam pieniędzy.
Ale masz znajomych.
108
To wszystko łajdaki, opryszki spod ciemnej gwiazdy. Panie kawalerze, nie zbrzydło
panu paskudzić się z takimi ludzmi?
Konieczność jest najwyższym prawem.
Konieczność, która pana przyciska, to konieczność bardzo wesoła: buteleczka, partyjka,
dziewczyna...
Drogi przyjacielu!...
Zawsze zostanę ten sam, słaby jestem jak dziecko, ten kawaler nie wiem kogo by nie
przywiódł do złamania przysięgi. No, dobrze, zadzwoń pan, zobaczę, czy Fourgeot jest w
domu... Ale nie, nie dzwoń, Fourgeot zaprowadziłby was do Mervala.
Czemu nie pan sam?
Ja! poprzysiągłem, że nigdy ani ja, ani nikt z moich przyjaciół nie będzie miał do czynienia
z tym ohydnym Mervalem. Kawaler będziesz musiał zaręczyć za tego pana, który
może... to jest z pewnością, jest godnym człowiekiem; ja będę musiał zaręczyć za pana
Fourgeotowi,
a Fourgeot za mnie Mervalowi...
W tej chwili weszła służąca mówiąc: To do pana Fourgeot?
Le Brun do służącej: Nie, do nikogo... Panie kawalerze, nie mogę, stanowczo nie mogę.
Kawaler ściska go, obsypuje pieszczotami: Złoty Le Brun! drogi przyjacielu!... Zbliżam
się, dołączam moje prośby do próśb kawalera: Panie Le Brun! drogi panie!...
Le Brun daje się nakłonić.
Służąca, która z uśmieszkiem przygląda się tej komedii, wychodzi i w mgnieniu oka
zjawia się z powrotem z małym człowieczkiem, kulawym, ubranym na czarno, z laską w
ręce, jąkałą, o suchej pomarszczonej twarzy, żywym oku. Kawaler zwraca się ku niemu i
powiada: Dalej, panie Mateuszu, nie mamy chwili do stracenia, prowadz nas prędko...
Fourgeot jak gdyby nie słysząc rozwiązywał skórzaną sakiewkę.
Kawaler do Fourgeota: %7łartuje pan chyba, to nasza sprawa... Zbliżam się, dobywam
talara, wsuwam kawalerowi, który daje go służącej głaszcząc ją pod brodę. Tymczasem Le
Brun powiada do Fourgeota: Zabraniam ci; nie prowadz tam tych panów.
Fourgeot: Ależ, panie Le Brun, dlaczego?
Le Brun: To Å‚ajdak, obwieÅ› spod ciemnej gwiazdy.
Fourgeot: Wiem dobrze, że pan de Merval... ale każdą winę można odkupić; a wreszcie
prócz niego nie znam nikogo, kto by był w tej chwili przy pieniądzach.
Le Brun: Panie Fourgeot, rób, jak ci się podoba; panowie, umywam ręce.
Fourgeot: Panie Le Brun, pan nie idzie z nami?
Le Brun: Ja! niech mnie Bóg broni! W życiu nie chcę widzieć tego infamisa.
Fourgeot: Ale bez pańskiej pomocy nigdy nie dobijemy sprawy.
Kawaler: To prawda. No, mój drogi Le Brun, chodzi o to, aby mi dopomóc, aby poratować
zacnego człowieka w chwilowym kłopocie; nie odmówi mi pan tego, pójdziesz z nami.
Le Brun: Iść do takiego Mervala! ja! ja!
Kawaler: Tak, tak, pójdziesz, pójdziesz dla mnie...
Wreszcie Le Brun daje się skłonić, i oto wszyscy razem, Le Brun, kawaler, Mateusz de
Fourgeot i ja, ruszamy w drogÄ™, przy czym kawaler klepie przyjaznie Le Bruna po ramieniu
i mówi do mnie: To najlepszy, najuczynniejszy człowiek, najcenniejsza znajomość...
Le Brun: Nie! ten kawaler potrafiłby mnie namówić do fałszerstwa!
I oto jesteśmy u Mervala.
KubuÅ›: Mateusz...
Pan: No i cóż? co chcesz powiedzieć?
Kubuś: Mateusz de Fourgeot... Chcę powiedzieć, że kawaler de Saint-Ouin zna tych ludzi
z imienia i nazwiska: to jest po prostu łajdak w zmowie z całą tą kanalią.
109
Pan: Może się łatwo okazać, że masz słuszność... Niepodobna by znalezć człowieka
bardziej słodkiego, grzecznego, taktownego, zgodnego, bardziej ludzkiego, współczującego,
bezinteresownego niż pan de Merval. Stwierdziwszy dobrze moją pełnoletność i wypłacalność,
pan de Merval przybrał oblicze pełne przyjazni i smutku. Rzekł, iż jest w rozpaczy:
tego rana zmuszony był przyjść z pomocą jednemu z przyjaciół; obecnie jest zupełnie bez
grosza. Następnie zwracając się do mnie dodał: Niech pan nie żałuje, że pan nie przyszedł
wcześniej; byłoby mi bardzo przykro odmówić panu, ale byłbym to uczynił: przyjazń
przede wszystkim...
Jesteśmy jak rażeni gromem, kawaler, Le Brun, nawet Fourgeot uderzają w prośby, klękają
niemal przed Mervalem, który powiada: Panowie, znacie mnie wszyscy; lubię wygodzić
i o ile mogę, nie daję się prosić; ale słowo honorowego człowieka, nie znalazłbym ani
czterech ludwików w całym domu...
Ja w całej tej kompanii wyglądałem na pacjenta, który usłyszał wyrok. Rzekłem: Kawalerze,
chodzmy tedy, skoro panowie nie mogą nic poradzić... Kawaler odciągając mnie:
Co tobie w głowie, toć to wilia jej imienin. Uprzedziłem ją, pamiętaj; spodziewa się jakiegoś
dowodu pamięci z twojej strony. Znasz ją: nie żeby była interesowna; ale ot, jak kobiety,
nie lubi doznać zawodu. Pochwaliła się już pewno ojcu, matce, ciotkom, przyjaciółkom;
po tym wszystkim nie mieć nic do pokazania to upokarzające... I znowuż podchodzi
do Mervala i przypuszcza nowy szturm. Dawszy się naprosić i nabłagać do syta, Merval
rzecze: Mam najgłupszą naturę pod słońcem; nie umiem patrzeć na czyjąś przykrość. Myślę...
myślę... przychodzi mi coś do głowy.
Kawaler: Co takiego?
Merval: Czemu byście nie mieli wziąć towarów?
Kawaler: Masz pan?
Merval: Nie, ale znam kobietę, która ich dostarczy; zacna, uczciwa kobieta.
Le Brun: Tak, rupieci, które wpakuje nam na wagę złota, a za które nic nie dostaniemy.
Merval: Wcale nie, same bogate materie, klejnoty, złoto, srebro, jedwabie, perły, drogie
kamienie; bardzo niewiele przyjdzie panom stracić. To dobra osoba, chętnie zadowala się
małym, byleby miała pewność; towar ten nabyła okazyjnie i kosztuje ją bardzo tanio.
Zresztą zobaczycie sami, obejrzeć nic nie kosztuje...
Przedkładam Mervalowi i kawalerowi, że handel nie jest moim rzemiosłem; gdyby nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]