[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potem razem poszli do domu jego bratanka, żeby zobaczyć się z
Braciszkiem. Czuła, że nie słucha jej uważnie, po chwili zauważyła
jednak, że udało się jej go zainteresować. Kiedy opowiadała o tym, jak
Braciszek dał Hugo swój pociąg i jak chłopcy zaczęli się razem bawić,
zobaczyła w jego oczach błysk zadowolenia. - Wydaje mi się, że wszystko
będzie dobrze - zakończyła. - Tak się cieszę ze względu na Hildę. To
niemal cud, nie wierzyłam, że to się kiedykolwiek stanie.
W tym samym momencie za drzwiami dały się słyszeć dziecięce kroki.
- Czyżby chłopcy już wrócili? - spytała, spoglądając na Emanuela.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc jednak to nie byli oni.
- Proszę! - powiedziała.
W progu stanęła mała Jenny. Nic nie mówiła, stała nieruchomo i
patrzyła na nich.
Od rzeki ciągnął chłód. Emanuel zadrżał z zimna: - Zamknij drzwi,
wypuszczasz ciepło!
Zamiast wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi, Jenny najwyrazniej
się przestraszyła. Wybiegła, trzaskając drzwiami.
Elise skończyła już karmić Jensine. Szybko włożyła ją do kołyski i
pobiegła za Jenny. Dogoniła ją zaraz za rogiem.
- Nie odchodz, Jenny! Chcę z tobą porozmawiać - powiedziała i wzięła
ją za rękę, ale Jenny stawiała opór.
- Nie myśl, że Emanuel jest na ciebie zły. Zmarzł i chciał, żebyś weszła i
zamknęła za sobą drzwi.
- Moja mama nie żyje - powiedziała nagle dziewczynka pustym,
bezbarwnym głosem.
Elise poczuła ukłucie w piersi. Objęła małą i przytuliła.
- Moje biedne maleństwo, tak mi ciebie żal.
Jenny nie ruszyła się. Stała sztywna, ze spuszczoną głową, oczy miała
suche.
- Chodz, wejdziemy do środka, zaraz zrobię ci coś dobrego do jedzenia.
Zmarzniesz, jeśli będziesz tu tak stała.
Pociągnęła ją łagodnie, ale stanowczo, i tym razem Jenny już się nie
opierała.
Jak tylko, weszły, Elise spojrzała na Emanuela.
- Jenny straciła matkę. Pani Einarsen nie żyje. Emanuel wstał.
- Przykro mi. Wyjdę Hildzie na spotkanie, pomogę jej nieść Hugo. To
długa droga, na pewno będzie jej ciężko. Poza tym zaczyna się robić
zimno - zauważył.
- Dziękuję, to miło z twojej strony, nie pomyślałam o tym.
W tamtą stronę Hugo siedział na desce położonej na wózku - po-
wiedziała Elise i uśmiechnęła się do niego.
- Dziękujesz mi za to, że zajmuję się własnym dzieckiem? Emanuel
patrzył jej w oczy i na chwilę wróciło wspomnienie
dawnego Emanuela. Tego Emanuela, który troszczył się o innych i
myślał nie tylko o sobie. Kiedy wyszedł, pomogła Jenny zdjąć czapkę i
mokre rękawice. Ręce dziewczynki były czerwone i lodowato zimne.
- Stopy też masz mokre? - spytała Elise. Jenny przytaknęła.
Elise pomogła zdjąć jej przemoczone, dziurawe pończochy. Cuchnęły,
pewnie dawno nie były prane. Jak Marta sobie teraz ze wszystkim poradzi,
skoro pracowała od świtu do póznego wieczora?
- Jak twój brat to przyjął? Jenny wzruszyła ramionami.
- Nie ma go w domu, zniknÄ…Å‚.
- A Marta? Co z niÄ…?
- Ona cały czas płacze. Mówi, że powinna była się lepiej opiekować
mamÄ….
- Marta jest bardzo dzielna i dobrze sobie radzi. Nawet gdyby siÄ™ niÄ…
bardziej opiekowała, i tak by jej nie pomogła. Twoja mama była chora.
Nawet lekarz nie mógł jej pomóc.
- Siostra z Armii Zbawienia mówi, że mama poszła do Boga. Tam nie
ma pijaków, nikt nikogo nie bije ani nie kopie.
- Tak, tam jest jej dobrze. Mój tata też tam jest. Ja też nie płakałam,
kiedy umarł. Cieszyłam się, że nie musi już dłużej cierpieć.
- Mój tata śpiewa. Nie mam już matki, nie mam już ojca" - nuci. Dzieci
na podwórku się go boją, a sąsiadka spod trójki lęka się zejść do piwnicy,
kiedy on jest w domu.
Elise znalazła parę suchych pończoch w szufladzie Hildy. Były za duże,
ale trudno.
- Chcesz gorÄ…cej zupy?
- Owocowej? - spytała Jenny, patrząc na nią wielkimi oczami.
Elise nie myślała akurat o zupie owocowej, ale miała butelkę soku
porzeczkowego w szafce i kaszę, więc skinęła głową.
- Pobaw się żołnierzykami Pedera i Everta, a ja zaraz ci coś przygotuję.
Wkrótce potem Jenny siedziała przy stole w kuchni, bawiąc się
żołnierzykami. Ta czynność tak ją pochłonęła, że mogło się zdawać, że
zapomniała o swoim smutku. Zresztą trudno było powiedzieć, jak bardzo
przeżyła śmierć matki. Matka chorowała od dawna, zawsze leżała w łóżku,
małą opiekowała się Marta.
Siedziała teraz przy stole, ostrożnie brała do ręki żołnierzyki i nuciła.
Elise rozpoznała pieśń, śpiewano ją podczas spotkań Armii Zbawienia:
Odrzuciłam wszystkie moje grzechy, odeszły w przeszłość, zostawiłam je
daleko, daleko za sobą i nigdy już do nich nie powrócę".
Nagle Jenny przestała nucić i przestraszona spojrzała na Elise.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]