[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Doprawdy? - spytał Jacob z lodowatym spo
kojem.
- Tak, doprawdy! - Uniosła głowę.
Jacob patrzył na nią, ciekaw, jak długo da się
przypierać do muru. Po chwili jego wzrok złagodniał.
Uśmiechnął się ciepło.
- Biedna Emily. Zawsze bierzesz na siebie najwięk
szy ciężar.
- Owszem, ciężar rozkazów, poleceń i instrukcji!
Tak. I już mi to obrzydło.
- Nie oskarżam cię - powiedział Jacob z nutą
zrozumienia w głosie. - Domyślam się, że koniecznie
chciałaś doprowadzić matkę do wyciągnięcia wniosku,
który musiał ją rozwścieczyć, mam rację?
Emily wzruszyła ramionami, bojąc się przyznać, że
postąpiła tak zarówno z chęci uchronienia jego, jak
i powodowana gniewem. Jacob nie wyglądał na sprag-
84 " PEANIA
nionego ochrony. Prawdopodobnie był głęboko prze
konany, że jej nie potrzebuje. Zdawało się, że nie
docenia ewentualnej reakcji rodziny na wiadomość
o jego romansie z Emily. A powinien ją przewidzieć,
pracował przecież dla Ravenscroftow całe lata.
Zawrócił do sypialni, spojrzał na Emily z czułością.
Siedziała na środku łóżka, obejmując ramionami
kolana. Dotknął palcem jej podbródka, po czym
schylił się i delikatnie ją pocałował.
- Hej - szepnął. - Wszystko będzie w porządku.
Zaczęliśmy coś bardzo dobrego. Nie musimy utrzymy
wać tego w tajemnicy.
- Nie wiem, Jacobie...
- Ale ja wiem - zaręczył z pewnością siebie, typo
wą dla mężczyzny, który zawsze był dość silny, aby
otrzymywać to, czego pragnął, i aby zdobyte zacho
wać. - Teraz jesteśmy kochankami i chcę, żeby wszys
cy, Å‚Ä…cznie z twojÄ… rodzinÄ…, o tym wiedzieli.
- Zdajesz sobie sprawę, że oni tego nie przyjmą do
wiadomości, Jacobie - ostrzegła cicho.
- Zostaw to mnie. Od tej pory nie będzie już
żadnego kluczenia ani żadnego mylenia tropów doty
czących twojego życia prywatnego.
- Co więc mam robić? - spytała zjadliwie Emily.
- Ogłosić publicznie, że właśnie mam z tobą romans?
- Myślę, że moglibyśmy załatwić to nieco sub
telniej.
- W jaki sposób?
- Zawiozę cię na urodzinowe przyjęcie twego ojca
- powiedział Jacob poważnie. - To będzie całkiem
dobry sposób, żeby rodzinie dać do zrozumienia, jak
sprawy stojÄ….
Emily, zdumiona, szeroko rozwarła oczy.
- I tak będzie nieco subtelniej?
PEANIA " 85
Pogłaskał ją po głowie i znów skierował się do
Å‚azienki.
- Zobaczymy się za kilka minut. Nawiasem mó
wiÄ…c, lubiÄ™ jaja sadzone i pszenne tosty.
Poduszka, którą Emily cisnęła weń, spózniła się
o sekundę. Zamiast w głowę Jacoba, trafiła w za
mknięte drzwi łazienki. Emily usłyszała za ścianą jego
radosny śmiech, a potem szum prysznica.
Długo siedziała bez ruchu, rozmyślając. Jacob mógł
sobie wyobrażać, że nic mu nie grozi, ale ona znała
swoją rodzinę lepiej niż on. Wiedziała, że to właśnie
ona będzie musiała bronić ich związku. Zaczęła ob
myślać taktykę.
Emily rozważała różne sposoby obrony, komponu
jąc nowy bukiet. Tym razem wzięła kilka delikatnych
frezji, parę irysów i jedną wspaniałą lilię.
- W samą dziesiątkę! - zawołała Diane, wchodząc
z poranną kawą. - Trochę tylko więcej lekkości
i wdzięku. Jesteś na dobrej drodze.
Emily obejrzała swoje dzieło z powątpiewaniem.
- Nie wiem, Diane. To nie mój styl. - Usunęła parę
frezji i nowa kompozycja o wiele bardziej przypadła jej
do gustu.
- Wiem, wiem, jesteś szalenie subtelna - kpiła Dia
ne, obchodząc ladę. Zerknęła na przyjaciółkę. - Mia
łaś interesujący wieczór?
Emily podniosła wzrok, zaskoczona niespodziewa
nym pytaniem.
- Co masz na myśli?
Diane uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nic takiego.
Nie waż się wtrącać w moje sprawy prywatne.
- Dlaczego? - Diane udawała pierwszą naiwną.
86 " PEANIA
Emily skrzywiła się kwaśno.
- Ponieważ dziś rano zrobiła to już moja matka.
- Miała jakiś powód, żeby spytać?
- Zgadnij - odparła Emily sucho. Wyjęła jeden
irys, jeszcze bardziej upraszczajÄ…c swÄ… kompozycjÄ™.
- Ach, tak, mamusia zadzwoniła i wyczuła, że
o siódmej rano masz obok siebie mężczyznę? No cóż,
to się przecież musiało stać wcześniej czy pózniej.
Powiedziałaś jej, kto to?
- Nie. Pozwoliłam jej myśleć, że to Damon.
- O Boże! - Diane podniosła oczy do nieba. - Czy
ten granitowy głaz o tym wie?
- Granitowy głaz?
- Przepraszam, ale tak właśnie określam Jacoba
Stone'a.
Emily westchnęła.
- Tak. Jacob wie. Wściekł się.
- Nic dziwnego.
- Nie zdaje sobie sprawy, jaki to będzie cios dla
rodzinki, kiedy siÄ™ dowiedzÄ…, co mnie z nim Å‚Ä…czy.
Próbowałam go kryć, podsuwając mamie podejrzenie,
że to może być Damon.
- Coś ci poradzę, złotko - powiedziała Diane po
sępnie. - Nie ukrywaj takiego mężczyzny jak Jacob,
udając, że sypiasz z kimś innym. To cholernie głupie.
- No dobrze, to jak mam kryć Jacoba?
- Nie podstawiaj innego, nie rób między nimi
znaku równania, to zasada pierwsza.
- Wiec jak mam się do tego zabrać? - spytała
Emily, bardziej siebie samą niż przyjaciółkę. - Muszę
coś wymyślić, i to szybko. Jacob chce mnie zawiezć na
urodzinowe przyjęcie ojca. W ten czwartek.
- Uważa, że byka trzeba chwytać za rogi? - pod
sumowała Diane z podziwem.
PEANIA " 87
- Chciałam mieć z Jacobem miły, cichy, dyskretny
romans. Ale on siÄ™ na to nie godzi. Jest zbyt dumny.
Muszę wykombinować jakiś supersystem, żeby obro
nić nas oboje.
- Masz jakieś pomysły?
- Jeszcze nie - przyznała zrozpaczona Emily. - Je
dyne, co naprawdę przeraża moją rodzinę, to bezpo
średnie zagrożenie Ravenscroft International. To jedy
na szansa. Ale w jaki sposób mogłabym zagrozić RI?
- Mogę wiedzieć, co knujesz?
Palce Emily zacisnęły się na łodyżce lilii. Była tak
delikatna, że złamała się pod ich naporem.
- Udział.
- O czym ty mówisz? - Diane spojrzała na złama
ny kwiat.
- O moim udziale w RI. Te akcje sÄ… moje, Diane.
- Wiem. Tak jak fotel w radzie nadzorczej. Ale co
to ma do rzeczy?
- Teoretycznie mogę z tymi akcjami zrobić, co mi
się żywnie podoba - powiedziała Emily.
Diane spojrzała na nią ze zgrozą.
- Emily, nie ośmielisz się użyć swoich akcji jako
grozby wobec rodziny.
- Dlaczego nie? - Emily zmarszczyła czoło, anali
zując konsekwencje tak śmiałego planu.
- %7Å‚artujesz chyba? Z tego, co wiem o twojej
rodzinie, od ciebie przecież, mogę się domyślić, że cię
rozdziobią na kawałki, jeśli się na to odważysz. Nigdy
nie pozwolą ci użyć tych akcji.
- Nie będą mieli w tej sprawie wiele do powiedze
nia. - Emily mówiła z niespodziewaną pewnością sie
bie. Rzuciła resztę kwiatów i zaczęła układać nowy
bukiet, szkarłatne georginie i kilka niemal nagich
gałązek.
88 " PEANIA
- Posłuchaj mnie, Emily, to szaleństwo. Nie mo
żesz tego zrobić. To nie w twoim stylu. Niech to załatwi
z twojÄ… rodzinÄ… Jacob.
- Nie mogę ryzykować - odparła Emily spokojnie.
- Mają za wiele sposobów, żeby się go pozbyć. Ja sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]