[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Słuchaj no - warknął Sherberne. - Wszystko odbyło się legalnie. Mam pełną dokumentację.
- Wie pan całkiem dużo o prawie karnym jak na faceta zajmującego się handlem sztuką.
- Od lat sprzedaję i kupuję rzeczy pochodzące z wykopalisk. Miałem do czynienia z Biurem
Zarządu Gruntów, policją plemienną Navajo, a nawet z FBI.
- ImponujÄ…ce - mruknÄ…Å‚ Cain.
- Nikt nigdy nie przyłapał mnie z kradzionym garnkiem albo z innym przedmiotem podejrzanego
pochodzenia - zakończył Sherberne. - I nikt mnie nigdy nie przyłapie.
- Czy to znaczy, że ma pan dokumentację na rzeczy, które sprzedała panu ta McKinley? - zapytała
Christy.
- Oczywiście.
- I ich wydobycie odbyło się legalnie? - naciskała dalej.
- Tak przynajmniej mówi dokument, zresztą potwierdzony notarialnie.
- No pewnie - skwitował Cain. - Chryste Panie.
- I uwierzył pan tej kobiecie - raczej stwierdziła niż zapytała Christy.
- Naturalnie, że tak.
- Czy wie pan gdzie ona może teraz być? Ta McKinley?
- Mniej więcej.
- Gdzie?
- W piekle.
- Co takiego?
- Nie żyje, suka.
- Nie - szepnęła Christy. - Nieprawda. To niemożliwe.
Sherberne spojrzał na nią zdziwiony i zaciągnął się niecierpliwie papierosem.
- Możliwe - powiedział w końcu.
- Nie wierzę - powtórzyła dziewczyna. - Ona nie może...
- Dlaczego nie?
Christy nie odpowiedziała.
- Jeśli mi nie wierzycie, idzcie sprawdzić w kostnicy - zakończył bez ogródek właściciel galerii.
Christy usiłowała coś powiedzieć, ale głos odmówił jej posłuszeństwa.
- Chociaż nie sądzę, żebyście byli w stanie ją zidentyfikować. Zginęła razem ze swoim
głupkowatym kochasiem. Rozbili się samolotem. Szczątki maszyny rozprysnęły się po całym pasie
startowym. Cały dzień je zbierali. Z początku sprawa wyglądała na wypadek, ale teraz gliny
twierdzą, że ktoś im pomógł.
Nagle Christy uwierzyła we wszystko. Przeszył ją dreszcz żalu, poczucia winy i rozpaczy.
Słodka mała dziewczynka, którą uwielbiali wszyscy. Piękna kobieta, której nie kochał nikt.
Wszystkie kolory zniknęły sprzed oczu Christy. Zamiast nich pojawiła się czarna plama. Zakręciło
jej się w głowie i ugięły się pod nią kolana.
Cain złapał dziewczynę w samą porę.
- Oddychaj, Ruda. Oddychaj głęboko!
Christy uczepiła się go kurczowo. Cały świat wirował jej przed oczami. Walczyła o oddech, czekała,
aż ustąpi silne pulsowanie w uszach. Kiedy znowu mogła widzieć, pojawił się ból. Z trudem
powstrzymała łzy, ostatkiem sił próbując się opanować. O dziwo, ból jej pomógł. Przynajmniej
czuła, że żyje.
- Teraz Jo-Jo nikogo już nie skrzywdzi, prawda?
Christy nie zdawała sobie nawet sprawy, że wypowiedziała to na głos. Uświadomiła to sobie
dopiero, kiedy usłyszała przy swoim uchu łagodny szept Caina i poczuła ciepło jego oddechu.
- Prawda. Nikogo już nie skrzywdzi - powiedział głaszcząc ją po głowie. - Cokolwiek dręczyło Jo,
127
umarło razem z nią.
Z ogromnym wysiłkiem uniosła głowę i spojrzała na Caina. Patrzył na nią z bolesnym
współczuciem, zupełnie jakby chciał dzwigać ból razem z nią, żeby choć trochę ulżyć jej cierpieniu.
- Przykro mi - powiedział po prostu.
- Była moją siostrą - wyszeptała Christy, zupełnie jakby Cain o tym nie wiedział.
- Rozumiem.
- NaprawdÄ™?
- Znałaś ją jako dziecko, kiedy wszystko jeszcze było przed tobą. Teraz nie żyje, a życie buduje tak
wiele przeszkód.
Christy walczyła z łzami, które popłynęły dopiero teraz, wraz ze zrozumieniem nie uświadomionej
dotÄ…d straty.
Już nie wskrzesi Jo-Jo. Nie mogła jej uratować.
- Wystarczy - powiedziała w końcu - Już mi lepiej.
- Blado wyglÄ…dasz.
- Zawsze wyglÄ…dam blado. Mam karnacjÄ™ rudzielca.
Cain z ociąganiem rozluznił uścisk. Dalej jednak stał blisko, uważnie wpatrując się w dziewczynę.
- Wszystko w porządku - powiedziała. - Naprawdę w porządku.
Kiedy Cain upewnił się, że rzeczywiście nic jej nie jest, skierował uwagę na Sherberne a.
Właściciel galerii spojrzał na niego i cofnął się kilka kroków, aż zatrzymała go szklana witryna.
- Dlaczego uważasz, że w katastrofie samolotu było coś podejrzanego? - zapytał Cain.
- To był sabotaż. Policja uważa, że związany z handlem narkotykami.
- Na jakiej podstawie?
- Dwóch z tych gości zachowywało się jak handlarze kokainy - odpowiedział Sherberne. - %7ładnej
klasy, za to mnóstwo gotówki.
- Kiedy ich ostatni raz widziałeś?
Sherberne nie odpowiedział.
- Jeśli nie przemówisz - zagroził zimno Cain - załatwię ci takie zniszczenia, jakich nie pokryje twoje
ubezpieczenie.
Właściciel galerii nie bardzo rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi.
- Przedwczoraj. Zanim pojechali na lotnisko - odezwał się wreszcie.
- Chcieli ci coś sprzedać, czy tylko odbierali pieniądze? - zapytał Cain.
- Chcieli sprzedać. Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że coś im jeszcze zostało.
- Kupiłeś?
- Tak.
- Masz to jeszcze?
Sherberne wolałby nie odpowiadać, ale nie miał wyjścia.
- Tak - odrzekł w końcu. - Mam to w piwnicy. Strasznie się spieszyli.
- Chodzmy zobaczyć - zaproponował Cain.
Sherberne zgasił papierosa. Poszli za nim przez biuro do warsztatu w podziemiach, które w
porównaniu z pedantycznie schludną galerią zaskakiwały nieporządkiem. Dzieła sztuki walały się
po stołach i krzesłach, piętrzyły na podłodze, tłoczyły na półkach i kredensach. .
- Szczerze mówiąc - wyznał właściciel galerii - zazwyczaj czegoś takiego nie biorę. Ani w komis, ani
za gotówkę.
Cain rozglądał się pożądliwie dookoła.
- Wcale tego nie chciałem - kontynuował Sherberne - ale byli tak zdesperowani, że w końcu
wziÄ…Å‚em w komis.
- Gdzie to jest? - zapytał Cain.
Sherberne podszedł do jednego z biurek. Podniósł pokrywę prostokątnego pudła zajmującego
większą część biurka, obserwując uważnie Christy.
- Wyglądasz na przestraszoną - odezwał się do dziewczyny. - Może lepiej wrócisz na górę.
- Otwórz - odpowiedziała Christy.
128
- Jak chcesz.
Właściciel galerii podniósł wieczko i czekał na reakcję.
Długie pudełko wyłożone było gąbką, taką samą, jakiej używa się przy pakowaniu materiałów
fotograficznych.
Otwory w gąbce zawierały długie, ciemne kawałki czegoś, co wyglądało jak drewno.
Ale to nie było drewno. Puste oczodoły spoglądały z równie pustej czaszki. Kości rąk i ramion, a
także większość żeber było nietkniętych, podobnie jak kości miednicy i jedna z piszczeli.
Christy zmusiła się, żeby beznamiętnie spojrzeć na szczątki. Zdążyły bardzo długo przeleżeć w
grobie, zanim ponownie wyciągnięto je na światło dzienne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl