[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Samobójstwo? Czy oni widzieli ten pokój? Coś takie-
go nazywają samobójstwem?! - zawołała Bonnie podniesio-
nym głosem.
- Mówią, \e była psychicznie niezrównowa\ona.
Mówią, \e ona... śe dorwała się do jakichś no\yczek...
- O mój Bo\e  westchnęła Meredith.
- Myślą chyba, \e czuła się winna po śmierci Sue.
- Ktoś się włamał do tego domu  powiedziała Bonnie
ostro. - Muszą to przyznać!
- Nie. - Głos Meredith brzmiał miękko, jakby była sza-
lenie zmęczona. - Popatrz na okno. Całe szkło jest na ze-
wnątrz. Ktoś je wybił od środka. - Ach, i to jest to, co mi nie
pasowało, zdała sobie sprawę Bonnie.
- Pewnie on to zrobił, \eby się wydostać  wyw-
nioskował Matt. Popatrzyli po sobie w milczeniu, poko-
nani.
- Gdzie Stefano? - Meredith spytała cicho Matta. - Jest
przed domem, gdzie ka\dy mo\e go zobaczyć?
- Nie, kiedy się dowiedzieliśmy,\e ona nie \yje, zawró-
cił. Właśnie szedłem go poszukać. Musi to gdzieś być nie-
daleko...
- Cii! - syknęła Bonnie. Hałas od frontu ucichł. Kobiece
krzyki te\. W tej względnej ciszy dosłyszeli cichy głos do-
biegający zza drzew orzecha na tyłach ogrodu.
- ...i to kiedy miałeś się nią opiekować!
Ton głosu sprawił, \e Bonnie dostała gęsiej skórki na ra-
mionach.
- To on! - powiedział Matt. - I jest tam z Damonem.
Chodzcie!
Kiedy znalezli się między drzewami, Bonnie słyszała
Stefano wyrazniej. Bracia stali zwróceni do siebie twarzami
w świetle księ\yca.
- Ufałem ci, Damon! Ufałem ci! - krzyczał Stefano.
Bonnie go jeszcze nie widziała tak wściekłego, nawet na
cmentarzu. Ale to było coś więcej ni\ zwykły gniew. - A ty
pozwoliłeś, \eby to się stało  ciągnął Stefano, nie patrząc
na nadchodzącą Bonnie ani na pozostałych i nie pozwalając
Damonowi wtrącić choć słowa. - Dlaczego czegoś nie zro-
biłeś?! Jeśli za wielki z ciebie tchórz,\eby z nim walczyć, to
mogłeś przynajmniej mnie wezwać. A ty tak po prostu so-
bie stałeś!
Twarz Damona była nieprzenikniona. Jego czarne oczy
błyszczały, a w postawie nie było teraz nic swobodnego
ani rozleniwionego. Miał zaciętą minę. Otworzył usta, ale
Stefano mu przerwał.
- To moja wina. Powinienem być mądrzejszy. Miałem
przecie\ nauczkÄ™. Oni wszyscy wiedzieli i ostrzegali mnie,
a ja nie chciałem słuchać.
- Och, ostrzegali ciÄ™? - Damon zerknÄ…Å‚ na Bonnie
z ukosa. Przeszedł ją zimny dreszcz.
- Stefano, zaczekaj  powiedział Matt. - Moim zda-
niem...
- Dlaczego ich nie posłuchałem? - wściekał się Stefano.
Chyba nawet Matta nie słyszał. - Sam powinienem był z nią
zostać. Obiecałem jej, \e będzie bezpieczna, i skłamałem!
Umarła, myśląc, \e ją okłamałem! - Bonnie zobaczyła na
twarzy Stefano poczucie winy trawiÄ…ce go niczym \rÄ…cy
kwas. - Gdybym tylko tu został...
- To te\ byÅ› zginÄ…Å‚! - syknÄ…Å‚ Damon. - Nie masz do
czynienia ze zwykłym wampirem. Złamałby cię na pół tak jak
suchą gałązkę...
- I mo\e tak byłoby najlepiej! - krzyknął Stefano.
Klatka piersiowa unosiła mu się i opadała. - Wolałbym ju\
raczej zginąć ni\ stać i na to patrzeć! Co się stało. Damon?
- Ju\ się opanował i uspokoił. Był a\ za spokojny, jego
zielone oczy płonęły gorączkowo w bladej twarzy, a kiedy
się odezwał, jego głos zabrzmiał zjadliwie: - Za bardzo się
zajÄ…Å‚eÅ› ganianiem po krzakach jakiejÅ› dziewczyny? A mo-
\e po prostu mało cię to wszystko interesuje, \eby się
wtrącać?
Damon nic nie powiedział. Był równie blady jak brat,
mięśnie mu stę\ały. Promieniowała od niego wściekła furia,
kiedy tak patrzył na Stefano.
- A mo\e nawet cię to wszystko ucieszyło  ciągnął
Stefano; podchodząc do niego jeszcze o krok, rzucał te sło-
wa Damonowi prosto w twarz. - Tak, pewnie to o to cho-
dziło, podobało ci się towarzystwo innego zabójcy. Miło by-
ło, Damon? Pozwolił ci popatrzeć?
Damon uderzył Stefano.
Stefano upadł jak długi. Meredith coś krzyknęła, a Matt
zastąpił drogę Damonowi.
Odwa\nie, pomyślała oszołomiona Bonnie, ale nie-
mądre. Powietrze a\ trzaskało od elektryczności. Stefano
uniósł dłoń do ust. Krwawił.
Damon znów ruszył w jego stronę. Matt cofnął się przed
nim, ale potem ukląkł obok Stefano na piętach i uniósł jed-
ną rękę.
- Chłopaki, dość! Dosyć! Dobra? - zawołał.
Stefano usiłował podnieść się na nogi. Matt i Bonnie
przytrzymała go mocno.
- Nie! Stefano, nie! Nie! - błagała Bonnie. Meredith
złapała go za drugą rękę.
- Damon, przestań! Po prostu przestań! - rzucił ostro
Matt.
Wszyscy powariowaliśmy, \e się w to wtrącamy, pomy-
ślała Bonnie. śe próbujemy przerwać bójkę dwóch roz-
złoszczonych wampirów. Przecie\ oni nas pozabijają tylko
po to, \ebyśmy się zamknęli. Damon rozgniecie Matta jak
muchÄ™.
Ale Damon przestał. Matt wcią\ zagradzał mu drogę.
Przez chwilę nic się nie działo, nikt się nie poruszał, wszys-
cy zamarli. A potem, powoli, Damon rozluznił się i stanął
swobodniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl