[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na tym polegał problem z kapitałem wysokiego ryzyka. Wszystko było
wspaniale dopóty, dopóki przestawało być wspaniale.
Samo Plaxo zle skończyło - w odróżnieniu od Seana Parkera. Co to, to
nie. Po dublecie Napster-Plaxo brukowce z Doliny Krzemowej z jeszcze
większym animuszem kreowały go na swojego bohatera. Zaczęły mu przypinać
łatkę lokalnego rozrabiaki. Panienki. Markowe ciuchy. I oczywiście
niepotwierdzone opowieści o narkotykach. Kokaina, tabletki i Bóg raczy
wiedzieć, co jeszcze. Sean nie zdziwiłby się specjalnie, gdyby jakiś poważny
blog napisał, że szprycuje się krwią młodych fok.
Nowy wizerunek w pewnym sensie go bawił. Podejrzewał, że osoby
znające go z czasów dzieciństwa w Chantilly w stanie Virginia musiały
pokładać się ze śmiechu podczas lektury drukowanych przez brukowce
opowieści. Jako dziecko był chudzielcem, był uczulony na orzeszki ziemne,
pszczoły i owoce morza, i z tego powodu zawsze miał przy sobie
autostrzykawkę z adrenaliną. A ponieważ chorował także na astmę, nosił przy
sobie również inhalator. Włosy miał zawsze tak rozwichrzone, że czasami
tworzyły coś w rodzaju afro. No dobrze,  chudzielec to lekka przesada. Po
prostu nie wyglądał na twardziela. wiczenia gimnastyczne mógł spokojnie
wykonywać na podwójnym łóżku. Rozrabiaka z Doliny Krzemowej? To
brzmiało niemal groteskowo.
Spojrzał na koronkowy biustonosz leżący na podłodze jego pokoju i
ponownie się uśmiechnął.
No dobra, może jednak mieli rację. Kiedyś przez krótki czas wiódł życie
rozpustnika. Jak pewnie zauważył pry watny detektyw, lubił towarzystwo
dziewczyn. Czasami kilku jednocześnie. Lubił wychodzić z domu pózno
wieczorem i nie stronił od alkoholu. Wyrzucono go z paru nocnych klubów.
Poza tym nie poszedł na studia. Rzucił szkołę średnią, kiedy Napster stał się
popularny, i nie zamierzał do niej wracać.
Nie był jednak złą osobą. Był porządnym człowiekiem, a nawet swego
rodzaju superbohaterem. Choć nazwisko predestynowałoby go raczej do roli
Spidermana, wolał myśleć o sobie jak o Batmanie. Za dnia Bruce Wayne
prowadzący interesy z dyrektorami i przedsiębiorcami. W nocy zamaskowany
Mściciel próbujący zmienić świat kolejnej wyzwolonej studentki.
Problem w tym, że w przeciwieństwie do Bruce a Wayne a nie dorobił się
jeszcze fortuny. Stworzył dwie największe firmy internetowe w historii, a został
bez centa. Owszem, Plaxo miało być kiedyś sporo warte, co oznaczało, że
otrzyma kilkadziesiąt milionów dolarów. A może nawet kilkaset. Poza tym
nawet jeśli Napster nie uczynił go bogatym, to na pewno przyniósł mu rozgłos.
Niektórzy porównywali go już do Jima Clarka, założyciela Silicon Graphics i
człowieka odpowiedzialnego za powstanie takich marek jak Netscape i
Healtheon. Sean miał już na koncie dwa jeszcze większe dzieła i teraz
potrzebował tylko trzeciego, aby udowodnić, że porównanie do Jima Clarka ma
sens.
Dlatego też nieustannie szukał nowego projektu, w który mógłby się
zaangażować. Tym razem rozglądał się za czymś naprawdę przełomowym.
Wszyscy rzecz jasna czekali na nadejście nowej rewolucji, ale przewaga Seana
polegała na tym, że on w i edz i a ł, na czym będzie ona polegała. Wiedział z
całkowitą, niemal religijną pewnością.
Portale społecznościowe.
Kilka miesięcy wcześniej nawiązał znajomość z serwisem Friendster.
Załatwił im inwestorów, poznał ich ze swoimi kumplami, zwłaszcza Peterem
Thielem, współtwórcą PayPala, który również miał starcie z szajką z Sequoi.
Friendster nie mógł stać się kolejnym triumfem Seana Parkera - projekt
znajdował się na zbyt zaawansowanym etapie rozwoju, Sean zainteresował się
nim po prostu zbyt pózno. Poza tym bądzmy szczerzy: Friendster miał
ograniczone możliwości. Tak naprawdę był to serwis randkowy. Dobry serwis
randkowy, nie tak ostentacyjny jak Match lub JDate, ale jego główną funkcją
było poznawanie lasek i wyciąganie od nich adresów email.
Był jeszcze MySpace, nowo powstały i wciąż udoskonalany serwis o
szybko rosnącej popularności. Sean przyjrzał mu się dokładnie i ostatecznie
zrezygnował. MySpace sam w sobie był znakomity, ale trudno go było nazwać
portalem społecznościowym. Ludzie nie wykorzystywali MySpace do
komunikowania się z innymi, ale do autopromocji. Strona przypominała wielki
narcystyczny plac zabaw. Patrzcie na mnie! Patrzcie na mnie! Obejrzyjcie mojÄ…
amatorską kapelę, próbkę mojego aktorstwa, galerię zdjęć itd. Strona
umożliwiała umieszczenie w Internecie jakiejś marki - pózniej można było tylko
czekać, aż ktoś ją zauważy.
Jeśli zatem Friendster był serwisem randkowym, a MySpace narzędziem
do autopromocji, czego dokładnie powinien szukać? Sean nie był pewien,
wiedział jednak, że jakiś Fanning ślęczy właśnie nad Napsterem portali
społecznościowych. Sean musi tylko wykazać się czujnością.
Zdawał sobie sprawę, że poprzednimi projektami zawiesił sobie
poprzeczkę cholernie wysoko. Jeżeli miał się w coś zaangażować, to wyłącznie
w projekt wart wiele miliardów dolarów - w coś na miarę YouTube a lub
Google a. Cały czas miał jednak w pamięci niezbyt przyjemną przygodę z
Plaxo.
Ma dostać miliard dolarów albo mogą go pocałować.
Sean usiadł i poczuł, że rozpiera go energia. Czas wyruszyć na
poszukiwania. Zerknął w stronę stolika znajdującego się tuż przy składanym
łóżku. Obok różowego kobiecego zegarka stał otwarty laptop. Nie należał do
niego, musiał być zatem własnością któregoś z jego współlokatorów lub ich
koleżanek. Tak czy inaczej Sean mógł go dosięgnąć z łóżka, co przesądzało
sprawę. Chciał sprawdzić skrzynkę pocztową, a następnie rozpocząć dzień w
sposób, w jaki zwykł to czynić.
Sięgnął po laptopa i położył go sobie ostrożnie na kolanach. Kilka sekund
pózniej komputer wybudził się ze stanu hibernacji. Sean natychmiast zauważył,
że jest już podłączony do Internetu za pośrednictwem sieci Uniwersytetu
Stanforda i ma uruchomioną przeglądarkę stron www. Najwyrazniej właściciel
laptopa korzystał z niego poprzedniego wieczoru. Sean z ciekawości zaczął
oglądać stronę, która wyświetliła się na ekranie.
Pierwszy raz widział coś podobnego. Co było o tyle dziwne, że znał
praktycznie cały Internet.
Od góry i od dołu witrynę zamykały jasnoniebieskie paski. Był to bez
wątpienia portal. Po lewej stronie ekranu znajdowało się zdjęcie jakiejś
dziewczyny. Sean przyjrzał się dokładnie jej pięknym blond włosom,
cudownemu uśmiechowi i niesamowitym niebieskim oczom. Wtedy zauważył,
że pod zdjęciem znajdują się informacje na jej temat.
Płeć: kobieta. Była singlem. Interesowali ją mężczyzni. Szukała
przyjaciół. Poniżej widniała lista tych, których już miała - sieć jej znajomych.
Ulubione książki. Kursy, na jakie chodziła na Stanfordzie.
Profil dopełniało wybrane przez nią motto życiowe oraz komentarze jej
kolegów ze studiów. Wszyscy chodzili najwyrazniej na Stanford, ponieważ
mieli adresy mailowe z końcówką tej uczelni. Byli jej prawdziwymi
przyjaciółmi. Ludzmi, których znała z realnego świata, a nie osobami, które
chciały tylko się z nią przespać, jak to miało miejsce na Friendsterze. Nie
próbowali również prezentować swoich nowych kapel rockowych ani linii
mody, jak to się działo na MySpace. Strona przedstawiała krąg jej prawdziwych
znajomych przeniesionych do Internetu i ze sobą połączonych. Nieustannie
połączonych. Nawet kiedy komputer znajdował się w stanie hibernacji, krąg
cały czas funkcjonował. Nie był statycznym bytem.
Był czymś dynamicznym.
Prostym.
Pięknym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl