[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czyżby? - zapytała słodko.
Znów zalała go fala przemożnego pożądania. Pragnął
schwycić Charlie w ramiona i zanurzyć twarz w jej włosach.
Zacisnął dłonie w pięści. Nie będzie niewolnikiem zmysłów.
Musi pozbyć się tej kobiety, zanim będzie za pózno. Szczęście
trwa krótko, a potem pozostaje tylko gorycz.
- Powinnaś już pójść. Jestem bardzo zmęczony i napraw-
dę chcę odpocząć. - Głos Denvera brzmiał szorstko, niemal
niegrzecznie.
Charlie nagle spoważniała. Naprawdę niepokoiła się sta-
nem jego zdrowia.
- Czy na pewno sam sobie poradzisz? Twoja noga nie jest
w najlepszym stanie. Znam siÄ™ na tym. NaprawdÄ™ powinieneÅ›
pójść do lekarza. Czy mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
- Po prostu wyjdz. - Denver odsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej, unikajÄ…c
wszelkiego fizycznego kontaktu. - Sam o siebie potrafiÄ™ za-
dbać. Nic mi nie jest.
Charlie ujęła się pod boki.
S
R
- Nie powinnam zostawiać cię samego, ale naprawdę
muszę już iść. I tak się spóznię do pracy.
Denver marzył o tym, by wreszcie usiąść na krześle, lecz
nie chciał, by Charlie zobaczyła, z jakim trudem mu to przy-
chodzi.
- No to idz. Nie potrzebuję niańki.
Zawahała się:
- Ale twoje kolano...
Denver był już wyraznie zniecierpliwiony.
- Posłuchaj, bywałem w gorszych opałach. Kiedyś mu-
siałem sobie wydłubać scyzorykiem kulę z kości udowej.
W porównaniu z tym moja dzisiejsza przygoda to kaszka
z mlekiem.
Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- To straszne! Gdzie to było i co ty tam robiłeś?
- Wyjmowałem kulę. - Po namyśle jednak dorzucił: - To
długa historia i nie będę cię zanudzał szczegółami. Chodzi
o to, że umiem sobie poradzić w każdej sytuacji.
Charlie nie uwierzyła mu. Wyglądała jak matka, której
dziecko oznajmiło, że nie poszło do szkoły, ponieważ spotka-
Å‚o Marsjan.
- Zmyślasz. Po prostu chcesz się mnie pozbyć.
Spojrzał na nią. Znów wyglądała jak tamta dziewczyna sprzed
lat, wyniosła i zimna. Zwietnie, a więc jednak niezupełnie się
zmieniła. Nie będzie mu żal, gdy wreszcie sobie pójdzie.
- Masz rację. Zmyśliłem to. A teraz naprawdę już idz.
Charlie zacisnęła usta.
- Czy jesteÅ› pewien...
Demonstracyjnie otworzył drzwi na oścież.
- Nie potrzebuję cię, rozumiesz? - powiedział wprost.
Czasami trzeba być okrutnym, by kogoś nie skrzywdzić.
- Przeszkadzasz mi. Niczego więcej od ciebie nie chcę.
S
R
- Nie potrzebujesz mnie, tak? - Charlie buńczucznie
uniosła głowę. - A więc oddaj mi moją pieczeń, a przede
wszystkim placek.
Denver na chwilę oniemiał, a pózniej z ledwie skrywaną
agresją wysyczał:
- Natychmiast stÄ…d wyjdz!
Długo mierzyli się wzrokiem, a Denver wstrzymał od-
dech. Gdyby wykonała jakikolwiek gest w jego kierunku,
zapewne tym razem nie zapanowałby nad skrywanymi pra-
gnieniami. Ale Charlie odwróciła się w stronę drzwi.
- Już idę, już idę - powiedziała.
W progu pomachała mu na pożegnanie. Z rozbawieniem
zauważyła, że Denver niezwykle starannie zamyka za nią
drzwi.
- Ale jeszcze tu wrócę - mruknęła pod nosem, wsiadając
na skuter. - Szanowny panie Smith, nie pozbędzie się mnie
pan tak Å‚atwo.
S
R
ROZDZIAA PITY
Charlie spózniła się do pracy, ale na szczęście, właściciele
restauracji traktowali ją jak członka własnej rodziny/Zaczęła
przepraszać, nim jeszcze zsiadła ze skutera, lecz Ernie, jej
szef, jak zwykle tylko machnął ręką.
- Wiem, że kobiety mają zawsze mnóstwo spraw na gło-
wie - powiedział dobrodusznie. - A jak zaczną plotkować,
to czas płynie i płynie. Nie musisz mi niczego tłumaczyć,
mam przecież żonę, prawda?
Charlie obrzuciła go groznym spojrzeniem i nazwała mę-
skim szowinistą. Roześmiał się tylko i znów machnął ręką.
Byli w świetnych stosunkach. Ernie i jego żona bardzo po-
mogli Charlie w trudnych chwilach.
- A gdzie jest nasz chłopczyk? - zapytał, rozglądając się
wokół. Charlie zwykle zabierała syna do pracy. Robbie i Er-
nie byli wielkimi przyjaciółmi. Witając się, udawali dwa
walczÄ…ce niedzwiedzie, odpowiednio przy tym porykujÄ…c
i posapując. - Zgubiłaś go po drodze?
Charlie roześmiała się. Jej szef był wysokim i potężnie
zbudowanym półkrwi Hawajczykiem. Uwielbiał się śmiać,
ale przy oglądaniu smutnych filmów zalewał się rzewnymi
łzami. Gdy wypił trochę za dużo, zdejmował ze ściany ukulele
i śpiewał stare hawajskie ballady. On i jego żona byli najlep-
szymi przyjaciółmi Charlie.
Nigdy nie zapomni, gdy po raz pierwszy weszła do ich
restauracji. Przemarznięta i załamana, w ciąży z Robbiem,
S
R
niepewna, co ma z sobą dalej zrobić, u kresu sił. Nerwowo
przeliczała ostatnie grosze, mając nadzieję, że stać ją jeszcze
na hamburgera. Do jej stolika podszedł Ernie i na pierwszy
rzut oka prawidłowo ocenił sytuację.
- Co chcesz zamówić? - zapytał z serdecznym uśmie-
chem.
Odgarnęła przemoczone włosy.
- Może kanapkę z tuńczykiem - odpowiedziała, starając
się uchwycić dziesięciocentówkę, która staczała się ze stolika.
- Eee tam - prychnÄ…Å‚ Ernie. - WyglÄ…dasz mi na kogoÅ›, kto
potrzebuje solidnego posiłku. Zaraz podam burgera i frytki.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Ale nie wiem, czy starczy mi...
- Zapomnij o pieniÄ…dzach. - Szybkim ruchem wepchnÄ…Å‚
jej drobniaki z powrotem do ręki. - Dziś sprawdzam nowy
przepis i potrzebuję kogoś do degustacji. Możesz mi pomóc.
Przyniósł jej olbrzymiego burgera z frytkami i surówką
oraz szklankę mleka. Pózniej przyprowadził Michiko, bardzo
ładną, drobną kobietę, która była jego żoną, i przedstawił je
sobie. W ten sposób Charlie znalazła przyjaciół, na których
mogła liczyć w każdej sytuacji. Zaczęła u nich pracować
następnego dnia i spała na ich kanapie, dopóki nie zaoszczę-
dziła na wynajem własnego domu. Bardzo jej pomogli, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]