[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dawniej kochałem ją  a wtedy  czułem tylko, iż nienawióę wszystkich, których ona
jak na stypie mej duszy óieliła okruszynami tego, co ja jej dałem kochania.
Po uczcie oddaliÅ‚ siÄ™ cuóyu ² czÅ‚owiek  wyszedÅ‚em za nim i szedÅ‚em dÅ‚ugo przez
ciemnych ulic zakręty.  Do końca jednej ulicy przytykał plac rozległy i pusty  na całej
jego przestrzeni chwiały się tylko we mgle wilgotnego powietrza dwa światełka dwóch
zapalonych latarni, zbliżyłem się do człowieka i powieóiałem mu:
 Zgadłeś óiś los swój  ja ciebie zab3ę.
Człowiek ten był uzbrojony, miał szpadę przy boku i puginał za pasem  bronił się
odważnie, z rozpaczą, ale ja go zabiłem  i wracałem tą samą drogą, a zamiast latarni
świeciły przede mną dwa okropne rozwarte i bielmem zaszłe oczy.
Rozstanie
I wróciłem do Aspazji  powieóiałem jej wszystko  Aspazja wysłuchała mię bez
oburzenia, bez wstrętu, ale zamyśliła się głęboko  i po długim milczeniu rzekła zimnym
głosem sądowego wyroku:
 Ja ciebie nie kocham  ty mię nie kochasz, rozstańmy się, Beniaminie.
Gdym usłyszał te słowa, ciemno mi się zrobiło i język mi zdrętwiał; potem przez chwi-
lę patrzyłem na tę kobietę i w mózgu moim postawa jej odb3ała się z taką dokładnością,
jak niegdyś postawa tego wilka co Zittę za piersi chwytał.  Nie uszło mojej baczności ani
jedno zawiązanie misternych kółeczek perłowej siatki, którą na włosach miała, ani jeden
fałd jej kaszmirowej, jasnozielonej sukni  pamiętam każdy odblask światła, który się
Å‚amaÅ‚ w dwóch przepysznych opalach na jej obnażonych rÄ™kuu ³ bransoletami upiÄ™tych 
pamiętam, jak trzymała te ręce łokciami przed sobą wsparte o stół ciemny i w óiwaczne
arabeski mozaiką wykładany,  pamiętam, jak na zaciśniętych dłoniach brodę oparła,
jak jej szyja wygięła się przez to, jak cała głowa w tył przerzuciła, jak jej to nadawało wyraz
dumy i zuchwalstwa, jak mi spoglądała w oczy tymi swoimi oczyma, które jej poczer-
niały prawie od czarnej krwi jej serca.  Potem  och! potem  wzgarda płomieniem
z piersi do ust mi buchnęła, rozgrzał mi się język  splunąłem z niego wszystkie obelgi,
wszystkie moje męczarnie, wszystkie przekleństwa.  Aspazja słuchała ich z tąż samą
spokojnością jak pierwej, gdym jej mówił, że przez nią i dla niej zabiłem człowieka.  Ta
spokojność wywołała ze mnie wściekłą i óiką chęć zemsty  przyszło mi na myśl, że jak
ją zab3ę, to przecież choć pod pchnięciem sztyletu zadrgnąu t rysy jej twarzy i usta jękną
boleścią& Chęć moja uprzytomniła mi się tak dobitnie, że gdym ją nagle ujrzał prawie
speÅ‚nionÄ…, sam siebie siÄ™ przelÄ…kÅ‚em i uciekÅ‚em z pokoju& òiwna rzecz  ani byÅ›cie
zgadli, czego ja najwięcej żałowałem, gdym z pierwszego uniesienia zawziętości ochłonął.
 òiwna rzecz, ja żaÅ‚owaÅ‚em, że Aspazji nie zabiÅ‚em dawniej, och! dawniej, kiedy jÄ…
kochałem jeszcze.  Mnie rozpacz brała nie za kobietą, lecz za miłością moją.  Nie
mieć miłości  tracić tak najpierwszy istnienia swego warunek, patrzyć tak na pogrzeb
własnej duszy dlatego, że się na ohydę wybranego przedmiotu patrzyło  to okropnie!
Czyż nie lepiej byłoby, czyż nie stokroć lepiej, gdybym był zabił Aspazję wtedy, jak ona
u ²  tu: obcy.
u ³na o na on k (daw.)  óiÅ›: na obnażonym rÄ™ku a. na obnażonych rÄ™kach.
u t a gn  óiś: zadrgają.
nar yza mi ow ka Poganka 48
ze mną razem na gwiazdy patrzyła, jak włosy i oczy moje całowała, słuchając z dala pły-
nącej piosenki  czyż nie lepiej?  ja umarłą byłbym owinął we wszystkie pamiątki
moje i byłbym przechował na dnie serca bez uszkoóenia, bez zmazy grobowej i byłbym
ją kochał na wieki  i wtedy przypomniałem sobie te pierwsze prawie rzeczone do mnie
słowa: Bóg kocha zniszczeniem i tajemnicą. Zrozumiałem je  łzy mi w oczach stanęły
 Aspazja znikła z pamięci, został tylko żal niewymowny  rozpaczliwa ku przeszłości
tęschnota  wydarcie się wszystkich właó ducha ku temu, co już minęło!& Gdybym ja
to miał, choć zniszczeniem i tajemnicą  to bym miał.  Na wyższy sylogizm nie mógł
się wtedy zdobyć mój umysł.  Mieć jeszcze  mieć!  w to słowo zaklęły się zwroty
wszystkich myśli moich, a biedny nic już nie miałem.  Zrzuciłem mój ubiór bogaty,
rozzułem nogi moje  wziąłem płaszcz tylko na ramiona i wyszedłem z naszego pałacu
takim, jakim mię Aspazja przy droóe swojej spotkała.  Takim?  och! nie  nie 
nie takim wcale. Kiedym wielkie i puste, choć zawsze światłem gorejące przechoóił salo-
ny i kiedy weneckie zwierciadła ze wszech stron odbiły moją postać ciemną, wychudłą 
złamaną, na podróżnym k3u wspartą, mnie wielka litość nad sobą samym zdjęła  cze-
mu ja óieckiem w roóicielskim domu nie zostałem  czemu mię tak daleko od sióstr
i braci wysłano?  czemu zły duch mojego konia w stronę jej zamku popęóił?  czemu
ona tam przypłynęła, góie ja byłbym skonał może w pierwszym szczęściu i w pierwszej
boleści  skonał niewinny, cichy  biały jak lilia, nim na nią kurz lub upał dnia skwar-
nego padnie?  Czemu ona nie odeszła, kiedy ja przeczuwałem wszystko i prosiłem 
 zostaw mnie ?  Byłbym umarł albo dotychczas byłbym jeszcze siadywał przy obrazie
Cypriana długimi wieczorami po skończonej pracy  byłbym marzył, byłbym kochał 
albo może& i przypomniałem sobie listy braci, ojca, matki& spuściłem wstydem okryte
czoło, nie otarłem łez płynących  poszedłem dalej ciężką drogą moją.  I szedłem
długo  daleko przez gęste lasy, przez strome góry  przez rzeki i przez jeziora: 
a tymczasem óienniki europejskie we wszystkich językach przetłumaczyły ważną, nad-
zwyczajną, niespoóiewaną nowinę:  Hrabia Beniamin  donosił jeden z nich  ko-
mandor krzyżów, kawaler orderów*** członek wielu uczonych towarzystw, zniknął nagle
w nocy z 1-go na 2-gi listopada po odbytym pojedynku z księciem***, którego zabił.
 Nazajutrz był wielki bal w pałacu***. Hrabina Aspazja przyjmowała kwiat naszych
salonów z właściwym sobie wóiękiem i nie mogliśmy dość wyóiwić się jej spokojnej
wesołości, którą zapewne wszystkie domysły i podejrzenia oszukać chciała.  Mówią
powszechnie, że hrabia Beniamin, młoóieniec niepospolitych zdolności, genialny autor
ważnego óieła o starożytnościach etiopskich i zachwycającej książeczki drobnych poezyj
pod tytułem: a nok a, oraz najznakomitszy spomięóy dyplomatyków naszych był
już od dawna w bliskich z tą panią stosunkach.  Tajemnica, ale tajemnica pełna uro-
ku i dobrego smaku, taka jaka od najsurowszych nawet sęóiów wysokiej arystokracji
cierpianą bywa i przed którą się nawet rozwarły pyszne pokoje margrabiny***, tej skały
niedostępnej powoóiom óisiejszych zwyczajów, tajemnica taka, mówimy, osłania życie
tych dwóch zupełnie godnych siebie istot  z przyjemnością jednak możemy donieść
czytelnikom naszym, że wszelkie hańbiące domysły o uroóeniu hrabi Beniamina są jak
najnikczemniejszą potwarzą.  Szlachetne rysy jego zbyt jawnie świadczyły przeciw-
ko tym, którzy mu chcieli izraelskie zarzucić pochoóenie  a teraz jeden wiarogodny
z poufałych jego towarzyszy objaśnił nas zupełniej w tym wzglęóie, lecz włożył zarazem
trudny obowiązek dochowania wiernej tajemnicy.  Zdaje się nam jednak, iż jej nie
zdraóim, jeśli przydamy tylko, że za Beskidem może, w rozkosznej zaciszy książęcego
ogrodu, na marmurach i wschodnich kobiercach pierwsze kroki swoje stawiać zaczęło to
óiecię naówyczajne, które miało zajść tak daleko i zniknąć tak nagle .
Z gorzkim uśmiechem przeczytałem cały ten ustęp na kawałku wyrzuconej przez okno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl