[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przejść przez knieje. Gdy nie poddali się prawom Tiveden, zjawiały się istoty, za których
sprawą zaczynali błądzić po bezkresnych leśnych połaciach, zapuszczając się coraz głębiej...
Potem nikt już ich nie widział.
Las czekał. W ciężkim poszumie koron drzew rozbrzmiewał złowróżbny ton.
68
ROZDZIAA 9
Jeszcze nie zniknęła z listków poranna rosa, kiedy spora grupa ludzi wyruszyła z
zajazdu. Pojechali starą Mnisią Zcieżką z klasztoru w Ramundeboda.
Rozpoczęła się podróż przez Tiveden.
Przed opuszczeniem tych lasów wiele miało się zmienić, czekały ich wstrząsające
przeżycia, nikt nie wyszedł stamtąd bez uszczerbku na duszy.
W to jednak Tiril nigdy by nie uwierzyła, kiedy o poranku śmiała się głośno, dając
wyraz swej radości życia, podniecona czekającą ich przygodą.
Catherine ogarnął zapał myśliwego. Kusiły wielkie skarby, a ponadto dowiedziała się,
że rejonu Tiveden strzeże niezwykle męski i ponętny leśnik. Od razu nabrała na niego ochoty.
Z Erlingiem sprawa była już zakończona, a przy Mórim czuła się mała i niepozorna. To nowe,
nieprzyjemne doświadczenie dla dumnej baronówny.
Teraz potrzebowała prawdziwego mężczyzny!
Niezmordowany Nero biegł przed końmi. Erling, widząc cel na horyzoncie, poczuł
przypływ energii. Pieniądze i bogactwo zawsze miały dla niego spore znaczenie, rozmyślał
więc szczególnie o ukrytych skarbach, ciekaw, czy istnieją naprawdę, czy też są tylko
wytworem ludzkiej fantazji.
Móri milczał nieswój. Jako jedyny przeczuwał, co może ich spotkać w zaklętym lesie.
Obecność jego przerażających towarzyszy była jeszcze bardziej wyrazna niż zwykle, wszyscy
zwrócili na to uwagę. Nie wszyscy wprawdzie o nich wiedzieli, lecz uważali, że orszak
wydaje się znacznie większy, niż był w rzeczywistości.
Tiril i Móri już wielokrotnie słyszeli podobne komentarze. Ludzie twierdzili, że w
otaczającym ich powietrzu coś się czai, nie potrafili jednak tego zdefiniować. Móri dobrze
znał owo uczucie niepokoju, winni mu byli jego niewidzialni towarzysze, lecz tym razem i
jemu dawało się ono we znaki bardziej niż kiedykolwiek. I im widać nie podobała się ta
wyprawa.
- Uważajcie na Tiril - poprosił cichutko, tak aby nie usłyszał go nikt z żyjących.
Nie doczekał się żadnej wyraznej odpowiedzi, usłyszał tylko delikatny szum.
Parobek Arne, nieśmiały, a jednocześnie otwarty chłopak, przyglądał się Catherine z
nieskrywanym podziwem. Nie zepsuj i jego, pomyślał Erling z gniewem. Dosyć już miał
wybryków baronówny. Po wspólnie spędzonej nocy uciekał od niej jak od zarazy.
69
- Czy wierzy pan w legendę o Tistelgorm? - spytała Tiril. Po ciągle dość szerokiej
Mnisiej Zcieżce jechała koło właściciela zajazdu, Tobiasa Fredlunda.
- Hm - mruknął Fredlund. - Ta historia fascynowała mnie od zawsze; z radością więc
siÄ™ do was przyÅ‚Ä…czyÅ‚em. Nie mam jednak pojÄ™cia, w którym miejscu Gôrtiven miaÅ‚by leżeć
zamek. W tym zaklętym lesie możemy tylko na oko obrać kierunek.
- To znaczy, że rejon Gôrtiven jest spory?
- No cóż... Tak się wydaje, kiedy już się tam jest. Wystarczy kilka chwil, żeby
zabłądzić.
- Mówi pan, że to zaklęty las? Pewnie z Tiveden łączy się wiele legend?
- Jeszcze ile! Opowiedzenie ich wszystkich zajęłoby cały dzień. Większość mówi o
boginkach, o wodnicy i małym ludku, który wygląda zza pni. Będziemy też przejeżdżać przez
wiele nawiedzonych miejsc. Najbardziej przerażająca jest jednak opowieść o Tistelgorm.
- Pewnie wielu podróżnych zniknęło w tych lasach? - spytał jadący z nimi Erling.
- O, tak - odparł Fredlund. - Wielu przepadło i wszelki słuch po nich zaginął.
Niektórzy ukazują się jako duchy.
Erling zamyślił się i podjechał bliżej.
- Nie wspominaliśmy jeszcze o tym, lecz mamy szczególne powody, by odnalezć
Tistelgorm.
- Jakie?
Pokazali mu dwa kawałki kamiennej figurki.
- Cóż to, na miłość boską, jest? - zdumiał się gospodarz.
Erling wyjaśnił, w jaki sposób kawałki znalazły się w ich posiadaniu i jak
doprowadziły ich do Tiveden.
Fredlund odrzekł zaskoczony:
- Rzeczywiście znam legendę o  kluczu , który hrabia von Tierstein wręczył swoim
trzem synom. Zawsze mnie ona zastanawiała. Teraz nareszcie zrozumiałem. Hrabia rozłupał
klucz, tę okropną diabelską figurkę, na trzy części i dał po jednej każdemu synowi. Dziwne,
że do tej pory kawałków nie połączono w całość!
- Brakuje nam trzeciej części.
- To prawda, lecz gotów jestem przysiąc, że znajdziecie ją tutaj, jeśli Tistelgorm
naprawdę istnieje. Teraz poszukiwanie zamku będzie jeszcze bardziej emocjonujące!
Zdradzili mu kilka dodatkowych szczegółów, wyjawili, jaką rolę Tiril odgrywa w
całej sprawie i skąd Catherine ma drugi kawałek statuetki demona.
70
- Sądzę, że wyciągnęliście słuszne wnioski - przyznał Tobias Fredlund. - Jasne jest, że
wszystkie drogi prowadzą tu, do Tiveden. Wasza historia sprawia, że Tistelgorm staje się
bardziej realne. Właściwie zaczynam wierzyć, że zamek istnieje!
- Nigdy go pan nie widział?
- Nie, chociaż szukałem od dzieciństwa. Dla małych chłopców to niezwykle
emocjonująca opowieść. Ojciec zawsze mi towarzyszył, bo dzieci nie powinny samodzielnie
wypuszczać się do tego lasu. Szukaliśmy więc obaj. Niestety, żaden z nas nie miał
predyspozycji, by ujrzeć zamek. Nawet w blasku księżyca.
- Jest z nami ktoś, komu być może się to uda - cicho powiedział Erling.
- Domyślam się - rzekł Fredlund. - Powiedzcie, czy tylko mnie się wydaje, że on
przybył z najmroczniejszych otchłani, ciągnąc za sobą całą sforę psów piekielnych? Nie, nie
za sobÄ…, ze sobÄ…!
- Nie, nie tylko panu - potwierdziła Tiril. - Ma pan rację, rzeczywiście towarzyszy mu
ktoś, lecz nie są to istoty piekielne. Móri pewnego razu zawędrował w odległe światy i
przywiódł je ze sobą. Ale może pan być spokojny, one nic panu nie zrobią. Towarzyszą mu,
by nad nim czuwać, a jednocześnie go pilnują. Jeśli przekroczy pewne granice, zabiorą go do
siebie. Nas nie tknÄ….
- Widziałaś je, Tiril? - z niedowierzaniem spytał Erling.
Zawahała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl