[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zwłaszcza wtedy. Chaz nagle spoważniał.
- Cóż zatem może zrobić mężczyzna, byś powiedziała tak"?
Na twarzy Kendall pojawiło się napięcie.
- To zależy, o co by ten mężczyzna prosił.
- No cóż... Zacznijmy może od zwykłej randki. Powiedzmy... kolacja.
Pożałowała, że zdecydowała się zostać".
- Jadłam.
- Wobec tego jutro.
Zawahała się, skłonna wyrazić zgodę, jednak wiedziała, że to
niemożliwe. Tylko jak miała mu to wytłumaczyć? Nie mogła pozwolić, aby
żywił nadzieję na coś, co nie miało szansy na przyszłość.
Stał bardzo blisko i w napięciu czekał na odpowiedz.
RS
47
- Proszę, postaraj się mnie zrozumieć, Chaz. Nie chcę się wiązać. Nie
chcę przyjaciela, kochanka ani męża. Wyrażenie zgody na kolację
pociągnęłoby za sobą mnóstwo innych rzeczy. A ja tego nie chcę.
Chaz wyraznie spochmurniał, jednak jego głos zachował nadal ciepły i
przyjazny ton.
- Zwyczajna randka nie oznacza, że od razu poprowadzę cię do ołtarza -
powiedział. - Już kilka razy jadałem kolacje z różnymi kobietami i jak
widzisz, nic takiego się nie wydarzyło.
Potrząsnęła głową.
- Chaz...
Wziął jej rękę w swoje dłonie.
- Zjedz ze mną kolację któregoś wieczora. Obiecuję, że nie poproszę cię
od razu o rękę. - Podniósł dłoń na znak przysięgi. - Słowo skauta.
Roześmiała się głośno.
- No, może...
I to mu wystarczyło.
Kiedy Mike wyszedł ze swojego biura i zobaczył ich stojących ciągle w
tym samym miejscu, natychmiast wycofał się. Spojrzeli na siebie i znów
wybuchnęli śmiechem.
- Jeszcze raz przepraszam cię za to, co się stało - powiedziała Kendall,
wracając do historii z Rickym i Sandi. - Naprawdę nie wiedziałam.
- Wierzę ci. - Zmarszczył brwi. - Zbyt mało jeszcze wiesz o tym mieście.
Jesteś jak dziecko zagubione w ciemnym, gęstym lesie. - Westchnął i wziął
ją pod rękę. -Chodz - powiedział z udawaną rezygnacją. - Zacznijmy twoja
naukÄ™ od zaraz.
MacKenzie nie miała wyboru. Również dlatego, że przewyższał ją
wzrostem i siłą.
Był opalony, co wspaniale kontrastowało ze śnieżnobiałą koszulą. Szedł
z dumnie uniesioną głową, przystojny i pewny siebie. Bijąca od niego
męskość przyprawiała dziewczynę o zawrót głowy. Jeśli tak właśnie
wyglądał świat cudów, zapragnęła zamknąć oczy i przenieść się wraz z
Chazem do tego zmysłowego raju, o którym dotychczas mogła marzyć
jedynie w snach. Ale istniejąca rzeczywistość nie znała cudów, odrzucała
pragnienia i namiętności. Kendall wiedziała o tym bardzo dobrze.
Zdawała sobie również sprawę, że ten mężczyzna w zbyt dużym stopniu
zawładnął jej uczuciami. Jednocześnie kusiło ją, by choć przez chwilę
zapomnieć o całej przeszłości, uprzedzeniach i cieszyć się terazniejszością.
Serce zabiło jej szybciej na wspomnienie tamtej nocy w górach, tamtego
pocałunku...
RS
48
- Oto i jesteśmy - powiedział, gdy minąwszy róg, stanęli przed domem
towarowym.
W środku było kilka osób. Wśród nich dostrzegł jedną kobietę.
- To Millie Jones, moja nauczycielka angielskiego.
Jest jedną z najbardziej szanowanych osób w mieście - wyjaśnił Chaz. -
Chodz, przedstawiÄ™ ciÄ™.
Pani Jones była siwowłosą, starszą kobietą. Spojrzenie jej ciemnych oczu
doskonale uwydatniało stanowczość, zaciętość, prawość charakteru. Kiedy
podeszli bliżej, podniosła wzrok.
Chaz wyciągnął rękę na powitanie.
- Millie Jones, jak siÄ™ pani miewa?
- Witaj, Charlesie Daltonie, mój młody przyjacielu! -Uścisnęła
serdecznie wyciągniętą dłoń, zadowolona ze spotkania. - Co u ciebie?
- Bez zmian - powiedział z czarującym uśmiechem. -Chciałbym pani
kogoś przedstawić; Kendall MacKenzie. To ona prowadzi pogotowie dla
zwierzÄ…t przy Chilao Road.
- Aha. - Staruszka poprawiła okulary i przyjrzała się dziewczynie z
zainteresowaniem. Kendall poczuła się nagle jak uczennica wezwana do
tablicy.
- Tak, słyszałam o tym miejscu. - W głosie Millie słychać było
podejrzliwość i nieufność.
Chaz skinął głową.
- Chciałem tylko, żeby pani ją poznała. Mam nadzieję, że zanim pani i jej
przyjaciele wyrobicie sobie własne zdanie na ten temat, zechcecie
przekonać się naocznie o znaczeniu pracy pogotowia. Millie zmarszczyła
brwi.
- Obecnie jestem trochę zajęta.
- Jestem przekonany, że znajdzie pani chwilę czasu i odwiedzi klinikę
Kendall. - Zwrócił się do dziewczyny. - Chyba nie masz nic przeciwko
temu, prawda?
- Oczywiście, że nie. - MacKenzie zmusiła się do uśmiechu. - Z
przyjemnością pokażę pani pogotowie.
Pani Jones obdarzyła ją lodowatym spojrzeniem
- Czwartek, dziesiąta rano. Odpowiada? Dziewczyna skinęła głową.
- Naturalnie.
- W porządku. - Kobieta rzuciła Chazowi jescze jeden czarujący uśmiech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]