[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mine Johnny'ego, zaczela sie zastanawiac, o co moze mu chodzic. Sprawial wrazenie
podenerwowanego. - A wiec nie jestes tam z nikim umowiona? - zapytal. - Nie jestem.
Jade, bo na wystawie wlasciciel galerii wystawia na probe takze kilka moich obrazow.
Chce sie przekonac, czy beda mialy wziecie. - Gdzie zamierzasz sie zatrzymac?
- We Francuskiej Dzielnicy, w hotelu Place d'Armes. Staroswieckim i malym.
Mieszkalam tam raz z rodzicami. - Nicole podniosla sie z fotela. - Chcialabym, zebys
przejal prowadzenie rachunkowosci. Zrobisz to? Wiem, co mowilam przedtem.
Bylam... - Uparta - podpowiedzial Johnny. - Tak, cos w tym sensie. Zrobil krok w
strone Nicole. Cofnela sie. Nie chciala kochac tego mezczyzny. Byla przekonana, ze
zlamie jej serce, ktore tym razem juz nie da sie posklejac. - Musze wracac do pokoju -
oswiadczyla spokojnie. - Dziekuje za to, co zrobiles dzis rano. - Wskazala azalie w
rogu werandy. - Sama balam sie przesadzic ja do wiekszej donicy. Babcia bedzie ci
bardzo wdzieczna. Johnny postapil jeszcze jeden krok do przodu. Przez dluzsza
chwile patrzyli sobie w oczy. Gdy Nicole uslyszala zmieniony, glosny oddech
Johnny'ego, serce zabilo jej szybciej. - Podziekuj mi inaczej, chérie - powiedzial po
dluzszej chwili. - Pocaluj. - Nie. - Energicznie potrzasnela glowa. - Nie chce. Nie
poruszyl sie ani nie poprosil raz jeszcze. Nadal stal obok niej. Nicole postanowila, ze
poczawszy od nastepnego dnia, zacznie odsuwac sie od Johnny'ego. Na odleglosc
uda sie jej myslec jasniej. Jedzac jutro sniadanie, nie bedzie musiala spogladac w jego
oczy, siegajace glebi jej duszy, i poddawac sie ich hipnotyzujacemu dzialaniu. Jutro
spojrzy prawdzie w oczy. Ale dzis jeszcze... Powoli przesunela dlonmi po torsie
Johnny'ego. Uniosla usta na spotkanie jego warg.
Pocalunek byl goracy. Nicole chciala, zeby byl krotki i calkiem zwykly, nie grozacy
zadnymi konsekwencjami. Johnny mial jednak w tym wzgledzie zupelnie inne plany.
Zostala wiec na werandzie dluzej niz zamierzala. Znacznie dluzej.
Stajac w drzwiach galerii, od razu go zobaczyla i natychmiast serce podeszlo jej do
gardla. Przygladal sie obrazowi nagiej kobiety. Mial na sobie dzinsy i chyba nowa,
granatowa koszule, w ktorej wygladal doskonale. Postawny, z kruczoczarnymi
wlosami, opadajacymi luZno na ramiona, wybijal sie na tle pozostalych gosci. Nicole
nie potrafila oderwac od niego wzroku. - Jak milo, ze zdecydowalas sie przyjechac -
przywital ja wlasciciel galerii. - Jutro pogadamy o interesach, a dzis popatrzmy na
obrazy. Pan Medoro przedstawil Nicole innym artystom, ktorzy po chwili otoczyli ja
kolem. Odpowiadala na pytania, usmiechala sie i potakiwala ruchem glowy, starajac
sie rownoczesnie odszukac wzrokiem Johnny'ego. Najpierw dostrzegla go w otoczeniu
trzech nadskakujacych mu kobiet, a potem zobaczyla, jak wraz z wlascicielem galerii
oglada jakas dziwaczna rzeZbe w drewnie. Dopiero po godzinie udalo sie Nicole
wyrwac z kregu gosci zaabsorbowanych salonowa konwersacja.
- Twoje obrazy sa najlepsze. Czujac za plecami obecnosc Johnny'ego, zamknela oczy.
Jej cialem wstrzasnal dreszcz. Zapytala przez ramie: - Czyzbys byl ekspertem? - Mam
wlasny, ale za to dobry gust - odparl powoli, zblizajac sie do niej jeszcze bardziej.
Nicole odwrocila sie. Stali tak blisko siebie, ze koszula Johnny'ego ocierala sie o jej
odkryte ramie. - Co tutaj robisz? - spytala. - Miales zostac w Oakhaven i opiekowac sie
babcia. - Prawde powiedziawszy, to Mae sprawila, ze tutaj jestem. Zamartwiala sie
przez caly dzien. Bala sie, ze ktos obrabuje cie lub napadnie. Nalegala, abym pojechal
i wystapil w roli twojego ochroniarza. Nicole nie mogla oderwac od niego wzroku. Stal
obok, ubrany tak jak nalezalo na taka okazje, niezwykle atrakcyjny fizycznie i
zachowujacy sie calkowicie swobodnie. Mimo ze pewnie po raz pierwszy w zyciu
przestapil prog jakiegokolwiek przybytku sztuki. Z usmiechem na twarzy nachylil sie ku
Nicole i wyszeptal: - Mozesz juz stad wyjsc? Nie wiem, jak ty, ale ja umieram z glodu. -
Smakuje ci ten zebacz? - Tak. Jedzenie maja tu zawsze doskonale. - Bywales tutaj
przedtem? ,,Mulates'' byla jedna z najbardziej znanych restauracji rdzennych
mieszkancow Nowego Orleanu. Johnny'emu podobala sie mila, intymna atmosfera
tego
miejsca. Dlatego zaproponowal Nicole zjedzenie tutaj kolacji. - Kilka lat mieszkalem w
Nowym Orleanie - przyznal sie, nie wspominajac o tym, ze majac szesnascie lat
wlasnie w tej restauracji zmywal talerze. Nicole nieznacznie uniosla brwi. - Po tym, jak
opusciles dom? - Dla malych uciekinierow duze miasto to dobre miejsce. Gineli w
tlumie. I bylo latwo o prace. Johnny usilowal nie wpatrywac sie zbyt dlugo w sliczne
usta Nicole. Nie zamierzal jej peszyc. Ale obcisla mala czarna sukienka, uwypuklajaca
ponetne ksztalty, przyprawiala go o mocniejsze bicie serca. Nicole zawsze byla
atrakcyjna, ale dzis wygladala wyjatkowo zachwycajaco. Zarowno w galerii, jak i w
restauracji przyciagala wzrok wielu mezczyzn. - Co sadzisz o panu Medoro i jego
galerii? Czy pasuje do tego miejsca? - spytala z usmiechem, saczac powoli wino. -
Uwazam, ze pasujesz wszedzie. Nawiasem mowiac, poddalem mu pomysl zrobienia ci
indywidualnej wystawy. Oczy Nicole rozszerzyly sie ze zdumienia. - Co takiego? -
Majac taki talent, jestes stanowczo zbyt skromna - lagodnie skarcil ja Johnny. -
Powinnas chwalic sie, zeby ludzie wiedzieli, jaka jestes dobra. - Przeciez sie chwale.
Odchylil sie w krzesle i popatrzyl uwaznie na Nicole. - Lubisz ubierac sie elegancko i
chodzic na wystawne przyjecia?
- Czasami. Ale nie przepadam za zaskakujacymi mnie zdarzeniami. - Cos mi sie zdaje,
ze mowimy teraz o mnie. Mam racje? - Masz - potwierdzila Nicole i zachichotala. - W
galerii sprawiales wrazenie calkowicie rozluZnionego. Sadze jednak, ze udawales. -
Dlaczego tak myslisz? Czyzby moje cierpienie bylo az tak wyraZne? - Nie dla szatynki,
ktora usilowala poic cie winem. Na twarzy Johnny'ego pojawil sie szeroki usmiech. -
Chciala dowiedziec sie, jak dlugo zostane w tym miescie. - Umowiles sie z nia na
randke? Nie byl pewny, czy Nicole zartuje i stara sie troche mu podokuczac, czy tez
przemawia przez nia zazdrosc. Liczyl na to drugie. Aadna koszula oswiadczyla,
zmieniajac temat. - Do tej pory widywalam cie wylacznie w bawelnianych
podkoszulkach. - Do ciuchow nie przywiazuje wiekszej wagi, ale przeciez nie moglem,
chérie, przyniesc ci wstydu. - Dopiero teraz Johnny spostrzegl, ze stoja przed nimi juz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]