[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Br r r!
A tak brrr! Masz słuszność. Dziękujmy Bogu, \e nie będziemy ani troszkę kosztować
tych gorzkich piękności. Ale ta księ\niczka naprawdę mi zajechała w głowę, mociumpanie.
Gdybym miał syna i gdybym był księciem, to&
Zająknął się, ju\ dawno nie wymówił był słowa syn , dziś jednak mu się wyrwało, więc na
poły gniewny, na pół zakłopotany ofunknął Kurta:
Czego tu stoisz gamoniu? Czy wszystko ju\ zostało zrobione? A mo\e myślisz, \e dla
ciebie wygłosiłem tę lekcję o pięknościach? Sądziłem \e ty ju\ dawno zabrałeś się. Precz mi!
Do usług pana rotmistrza!
Poczciwy Kurt wyszedł. Ju\ dawno przyzwyczaił się do tonu swojego pana i nie brał mu
tych niegrzeczności za złe. Na korytarzu spotkał się z piękną księ\niczką. Przystanął koło
ściany, \eby ją przepuścić. Ona jednak stanęła i zapytała:
Czy wy podajecie do stołu?
Tak.
Dzisiaj wieczorem tak\e?
Tak jest.
Umiecie milczeć?
Nawet straszliwie! odparł z naciskiem.
A więc powierzę wam tajemnicę: pan Otto Rodenstein znajduje się w Kreuznach&
Do stu pio& , do dia& hurra! Chciałem powiedzieć! Proszę mi wybaczyć! Ale panicz nie
śmie zjawić się w Kreuznach!
Niestety. Ale mam nadziejÄ™, \e siÄ™ to dzisiaj wieczorem odmieni. On znajduje siÄ™ u
Helmera. Skoro dzisiaj podczas wieczerzy dam wam znak, to pobiegniecie szybko do chaty
sternika i przyprowadzcie Ottona. Drzwi nie zamykajcie, tylko przymknijcie, tak abyście mogli
słyszeć rozmowę i wtedy będzie wiedzieć, kiedy mo\na wejść. Zrobicie to dla mnie?
Rozumie się! zapewniał.
Kiwnęła mu uprzejmie główką na po\egnanie i poszła dalej. On zaś patrzył za nią długo i
mruczał do siebie:
Tak, tak, pan rotmistrz słusznie powiada i ta księ\niczka zajęła mi głowę. Gdyby mój
ojciec nie był rębaczem, tylko księciem, to wiedziałbym, co mam uczynić. Kosza by mi tam z
pewnością nie dała, bo ja sobie nie jakiś tam chłopek roztropek. Ona przecie\ tak delikatnie
zaśmiała się do mnie! Taka mo\e być czasem troszkę gorzka, ale mo\na z niej rychło uczynić
słodką! A więc panicz jest u nas! Hm, to ci będzie skandal! Ale zrobię jej tę przyjemność i
przywiodę go. Dla takiej kobietki przywlókłbym nawet samego biesa za uszy, szczególnie
kiedy tak delikatnie na człeka spojrzy, jak ot, na mnie przed chwilą!
Mieszkańcy zameczku i ich szanowni goście mieli tyle do opowiadania, \e południe
upłynęło wyjątkowo szybko. Dla odmiany musiał zjawić się mały Robert i popisać się swoimi
sztuczkami.
Tak zapadł wieczór i kolacja, podczas której panował wyśmienity humor. Ksią\ę czuł się
prawie całkowicie zdrowy. Jego dawna siła wróciła na miłą wiadomość. Flora mianowicie
opowiedziała mu swoją rozmowę z panią Sternau. Parę chwil przed kolacją nastąpiła podobna
rozmowa, a chocia\ była bardzo krótka, jednak wyjątkowo wa\na. Pani Sternau dała poznać, i\
postanowiła nie stawiać oporu szczęściu tylu osób. I ksią\ę o tym dowiedział się wkrótce i
postanowił starego rotmistrza wziąć w obroty, by unicestwić wszelki zamiar odmowy.
Widział podczas kolacji oczy dawnej guwernantki tak mile i pojednawczo zwrócone na
siebie, słyszał w jej łagodnym głosie coś takiego, co dodawało mu odwagi.
Dlatego, kiedy mówiono o rychłej nadziei jego wyzdrowienia w Kreuznach, rzekł wesoło:
Właśnie po to wysłał mnie do was pan doktor Sternau. Dziękuję mu za to serdecznie. A
jest jeszcze i druga wa\na przyczyna mojego przybycia tutaj. To siÄ™ odnosi do pana rotmistrza.
Do mnie? zapytał. Czy śmiem wiedzieć co?
Naturalnie! Moja córka mianowicie ma ochotę wyjść za mą\. Ja zostanę potem samotny,
a chcąc tego uniknąć, postanowiłem uczynić coś podobnego, jak ona.
O\enić się?
Tak odpowiedział ksią\ę.
Pani Sternau wiedziała, co ma teraz nastąpić i starała się ze wszelkich sił ukryć wzruszenie.
Flora zaś dała Kurtowi znak, ten wyszedł.
Nie jestem wprawdzie młody mówił Olsunna dalej i jeszcze nie wyleczyłem się z
mojej choroby, spodziewam się jednak być silnym i zdolnym do u\ywania tego szczęścia, które
polega na wzajemnym powa\aniu i przyjaznej skromności. Ju\ nawet wybrałem, wprawdzie
nie Hiszpankę, tylko Niemkę, która nale\y do pańskich znajomych, mój rotmistrzu!
Aha! Naprawdę? A któ\ to taki? zapytał zdziwiony niedyskretnie.
Potem panu powiem. Wie pan tak\e, i\ zwyczaj nakazuje prosić w takich wypadkach
przyjaciela, który by objął rolę swata. Spodziewam się, \e pan mi wierzysz, i\ pana uwa\am za
swego przyjaciela. Nie znam te\ stosowniejszego człowieka, któremu bym swoją sprawę
powierzył, jak panu, mój kochany rotmistrzu. Chce pan być moim swatem?
Nadleśniczy zrobił minę, jakiej nie miał jeszcze nigdy w \yciu. Siedział z otwartą gębą i był
całkowicie zmieszany. On więc miał być swatem księcia! On, zwyczajny rotmistrz w stanie
spoczynku! Co za cześć! Jego poczucie godności własnej wzrosło ogromnie. Zerwał się więc i
rzekł skwapliwie:
Ale\ z największą przyjemnością, wasza dostojność! Wykonam swoją rzecz tak ładnie,
jak nikt inny. Zaraz się ubiorę w najdelikatniejszą galę. Proszę mi tylko rozkazywać! A diabeł
porwie białogłowe, która by się odwa\yła dać panu kosza!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]