[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdzie przedtem stała. Ze szczytu schodów dobiegł ją głos, męski głos, ale słowa były dla niej
niezrozumiałe - rosyjskie. Nie poruszyła się.
Głos odezwał się znowu, tym razem mówił łamanym angielskim:
- Ktokolwiek tam jest, wychodz albo zastrzelÄ™!
Wcisnęła ramiona mocniej w ścianę, żałując, że nie zabrała broni, chociażby zawiniętej
w foliÄ™ automatycznej czterdziestki piÄ…tki .
- Wychodz no stamtąd! Już!
Znowu pozostała nieruchoma. Usłyszała, jak głos - tym razem po rosyjsku - cedzi jakieś
słowo. Cieszyła się, że nie rozumie jego znaczenia. Na schodach odezwał się odgłos kroków
schodzących w dół, ku niej.
Sarah podniosła nóż niejako automatycznie, nie zastanawiając się nad tym, a po chwili
uświadomiła sobie, że trzyma go w górze, gotowa do zadania ciosu.
Kroki zatrzymały się: dostrzegła plecy człowieka w mundurowej kurtce, rosyjską
czapkę wojskową, zarys karabinu w rękach. Chciała pchnąć go nożem, lecz nie mogła się na to
zdobyć. Plecy były od niej o kilka cali. Wstrzymała oddech.
Patrzyła czując się, jakby obserwowała kolejne sekwencje filmu. Mężczyzna odwracał
się w jej stronę. Snop latarki padł w jej oczy i w ciemnym tle poza kręgiem światła ledwie
mogła wychwycić rysy twarzy człowieka, do którego należał tamten rosyjski głos.
- Ręce do góry!
- Nie! - krzyknęła przerazliwie, wyprowadzając spoza światła cios nożem. Ostrze wbiło
się w ciało żołnierza, a gdy utkwiło nieruchomo, zdawało jej się, że kości jej prawej ręki nie
wytrzymujÄ….
Nastąpił głuchy łoskot metalu uderzającego o pokład między nimi; karabin - zdała
sobie sprawę. Ku niej zbliżała się ręka, a druga dłoń z latarką poruszała się również, kreśląc na
stropie kabiny jakiś szalony wzór. Poczuła palce na gardle. Szarpnęła rękojeść noża, niemal
tracąc równowagę, gdy brzeszczot wychodził z piersi Rosjanina. Widziała, jak latarka wzniosła
się w górę, potem opadła. Zadała drugie pchnięcie.
Latarka upadła na pokład; Sarah poczuła coś ciepłego i mokrego na całej prawej dłoni.
Lewą podniosła do ręki żołnierza, wciąż zaciśniętej na jej krtani. W oczach miała ciemność,
próbując oderwać palce napastnika od swej szyi. Wreszcie runęła naprzód, przykrywając sobą
pogrążone w mroku na pokładzie ciało. Puściła nóż, próbowała złapać oddech. %7łołnierz był
silny. Oburącz starała się rozewrzeć jego palce, rozluzniając nieco ich uchwyt. Sięgnęła za
siebie, chwyciła latarkę i zaczęła nią tłuc w tę dłoń, aż palce odpadły od szyi.
Latarka wysunęła jej się z ręki. Gdy ją podniosła, zobaczyła na szkle czerwone odciski
palców, jak preparat w podświetlonym mikroskopie. Dłonie miała lepkie od krwi.
Zaczęła się podnosić, lecz zatrzymała się. W przysiadzie, opierając się o ścianę,
wyszeptała:
- Boże... - Upuściła latarkę i zamknęła oczy. Ostrze noża rozcięło policzek Rosjanina i
utkwiło w szyi. Te martwe oczy, wpatrzone w nią - wciąż je widziała.
ROZDZIAA XXIV
Natalia ominęła werandę i wyszła na plażę, patrząc w lewo i prawo, lecz nie widząc
Diega Santiago. Uśmiechnęła się. Bawiłoby ją, gdyby po umyślnym obstawaniu przez nią przy
kąpieli, on nie dotrzymał umowy.
- Diego? - zawołała, patrząc na ciemne fale przybrzeżne z białymi grzywami. - Diego?
Nie było odpowiedzi.
Odwróciła się i ruszyła w przeciwną stronę, po czym dosłyszała z tyłu okrzyk i
zawróciła ku wodzie.
- Tutaj, Natalio, tutaj!
Machnęła ręką w stronę długiej, leniwej fali, z której wyłoniła się postać, nadbiegająca
teraz plażą. Zwiatło księżyca było dość jasne, aby mogła go dobrze widzieć. Był to Santiago,
ociekający wodą, z czarnymi, kręconymi włosami, zlepionymi na czole. Zatrzymał się o jard od
niej.
- Obróć się wokół, żebym ci się przyjrzał - polecił.
Uśmiechnęła się. Robiąc pełny obrót, rozpięła biały żakiet w pasie; żakiet obsunął się z
ramion na łokcie, kiedy zwróciła się znów do niego twarzą.
- Podoba siÄ™ panu, towarzyszu generale?
- Si... tak, bardzo mi się podoba, towarzyszko majorze. Roześmiali się oboje. Ruszył w
jej stronę, a ona postąpiła krok ku niemu. Gdy wyciągnął ręce, odwróciła się.
- Dziękuję - powiedziała, zrzucając z siebie do końca płócienny żakiet. Wskazała
gestem biały, metalowy fotel o kilka stóp dalej. - Mógłby pan?
- Oczywiście - odparł Santiago głosem już nieco mniej entuzjastycznym. Podała mu
torebkę. Spojrzał na Natalię. - Bardzo ciężka.
- Mam w środku pistolet - rzekła z uśmiechem.
- Ha, ha! Uczciwość, to mi się podoba. - Santiago zaśmiał się i oddalił. Patrzyła, jak
kładzie żakiet i torebkę na fotelu, po czym spogląda na nią.
- Kto pierwszy do wody! - krzyknęła, zaczynając biec po piasku i zrzucając buty.
Natalia dopadła morza, słysząc ciężki oddech Santiago. Rzuciła się w fale opływające
jej nogi i odpłynęła od brzegu. Woda była zimna. Przypomniała sobie, że nie kąpała się w
oceanie od ponad roku. Zawróciwszy do brzegu, płynęła, póki nie poczuła gruntu pod nogami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]