[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sto sześćdziesiąt stopni na powierzchni... Owszem, teoretycznie mo\na by .iść z radaroskopem, ale czyście
próbowali kiedyś wspinać się w ten sposób? Pirx wyznał, \e nigdy.
- I nie radzÄ™ wam. Jest to wyjÄ…tkowo skomplikowany
sposób popełnienia samobójstwa. Radar dobry jest
w terenie płaskim, ale nie w ścianie...
Wszedł Langner z profesorem: musieli ju\ lecieć. Do
Mendelejewa mieli pół godziny lotu, droga wymagała
dalszych dwóch, a za siedem godzin zachodziło słońce.
Siedem godzin rezerwy to jakby zbyt wiele. Lecz tu znów
wyjaśniło się. \e poleci z nimi doktor Pnin. Zaczęło się
tłumaczenie, \e to niepotrzebne, ale gospodarze nie chcieli
nawet o tym słyszeć.
Kiedy ju\ mieli iść, Ganszyn spytał, czy nie mają jakichś
wieści do przekazania na Ziemię - to ostatnia okazja. Bo
wprawdzie Mendelejew ma z Ciołkowskim łączność radiową,
ale za siedem godzin wejdą na terminator i będą silne
zakłócenia.
Pirx pomyślał, \e byłoby niezle przesłać siostrze Mattersa
pozdrowienia z tamtej strony", ale się na to nie odwa\ył.
Podziękowali zatem i zeszli na dół, gdzie znów wyszło na to,
\e Rosjanie odprowadzą ich do rakiety. Tu Pirx załamał się
i opowiedział, jaki przypadł mu w udziale skafander. Więc
dobrali mu inny, a tamten został w komorze ciśnieniowej
Ciołkowskiego.
Ten rosyjski skafander był trochę inny od znanych Pirxowi:
miał trzy, nie dwie przesłony, na wysokie słońce, na niskie słońce i na kurz - ciemnopomarańczową. W
innych miejscach zawory powietrzne i bardzo zabawne urządzenie w butach - mo\na było nadymać
podeszwy, \e chodziło się jak na poduszkach. Nie czuło się w ogóle skały, a zewnętrzna warstwa zelówki
przylegała doskonale do najgładszej powierzchni. Był to model wysokogórski" Poza tym skafander był w
połowie srebrny, a w połowie czarny. Kiedy się człowiek zwrócił czarną stroną ku słońcu, zaczynał potnieć, a
kiedy srebrną - ogarniał go przyjemny chłód.
Pirxowi wydawało się to nie całkiem dobrym pomysłem, bo przecie\ nie zawsze wybiera się stronę, z której
świeci słońce. Trzeba iść wtedy tyłem czy jak? Tamci zaczęli się śmiać. Pokazali mu pokrętło na piersi,
które powodowało przesunięcie srebra i czerni miejscami.
Mo\na było mieć przód korpusu czarny, a plecy srebrne. albo na odwrót. Sposób, w jaki się te barwy
przemies/c/ały. był ciekawy. Między zewnętrzną przezroczystą, z twardego plastyku sporządzoną warstwą
skafandra a właściwym jego korpusem ziała cieniutka szczelina, wypełniona dwoma rodzajami barwników,
czy raczej mas półpłynnych, aluminizowanej i nawęglonej. Przepychało je po prostu ciśnienie tlenu z
aparatury do oddychania. Ale trzeba było ju\ iść na statek. Przedtem, przychodząc ze słońca, Pirx nie
widział nic w komorze ciśnieniowej, taki był oślepiony. Teraz dopiero zauwa\ył, \e była osobliwie urządzona
- cała jedna ściana chodziła jak tłok. A to dlatego, wyjaśnił Pnin, \eby za jednym zamachem mo\na
wpuszczać albo wypuszczać dowolną ilość ludzi i niepotrzebnie nie tracić powietrza. Pirx poczuł coś w
rodzaju zazdrości, bo komory w Instytucie były to wysłu\one pudła, przestarzałe co najmniej o pięć lat, a
pięć lat technologicznego zacofania - to cała epoka! Słońce pozornie wcale się nie opuściło. Dziwnie szło
się w nadymanych butach, jakby ponad gruntem, ale uczucie to znikło, nim doszli do rakiety. Profesor
przytknął hełm do hełmu Pirxa, wykrzyknął kilka po\egnalnych słów, podali sobie ręce w cię\kich
rękawicach i wlezli za pilotem do brzucha rakiety, która odrobinę siadła pod zwiększonym cię\arem. Pilot
odczekał, \eby tamci mogli odejść na bezpieczną odległość, i zapuścił silniki. Wewnątrz skafandra ponury
grzmot narastającego ciągu brzmiał jakby zza grubej ściany. Cią\enie wzrastało, ale nawet nie poczuli,
kiedy rakieta oderwała się od gruntu. Tylko gwiazdy zawahały się w iluminatorach, a widoczne przez ich
ni\szy pas skalne pustkowie opadło w dół i znikło. Lecieli teraz zupełnie nisko i dlatego nic nie widzieli -tylko
pilot obserwował przesuwający się pod rakietą upiorny krajobraz. Rakieta wisiała pionowo jak helikopter.
Narastanie szybkości poznawało się po głośniejszym ciągu i delikatnej wibracji całego korpusu. - Uwaga,
schodzimy - dobiegły słowa z wnętrza hełmu. Pirx nie wiedział, czy to mówi pilot przez instalację
pokładowego radia, czy Pnin. Fotele rozło\yły się. Odetchnął głęboko, stał się lekki, tak lekki, jakby miał
popłynąć ku sufitowi; odruchowo ujął poręcze. Pilot zahamował ostro, dysze zabuzowały, zagrały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]