[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale z niego mistrz - powtórzył półgłosem i zdziwił się, że nie odczuwał nienawiści i nawet nie
cieszył się z zabicia przeciwnika. Cieszył się tylko z wygranej, ze zwycięstwa w zajadłym
pojedynku, z zestrzelenia samolotu.
Z wysokości trzech tysięcy metrów dostrzegł charakterystyczny zarys wybrzeży południowego
Johore i nieco dalej wyspę Singapur. Wykręcił w tamtym kierunku i po piętnastu minutach
przelatywał nad Seletar, stopniowo obniżając się i szykując do lądowania. Gdy wreszcie znalazł się
na ziemi i podkołował pod barak dispersalu, zauważył stojącego przed budynkiem McLochlona.
Wyłączył silnik, przekazał maszynę mechanikom i zmęczonym krokiem powlókł się ku dowódcy.
Surowa twarz Szkota rozjaśniła się na widok podwładnego. McLochlon odchrząknął, ukrywając
wzruszenie, wyjÄ…Å‚ fajkÄ™ z ust.
- Nareszcie, bałem się o ciebie, Peter.
Shannon złożył raport, zameldował o dwóch zwycięstwach. Dowódca pokiwał głową, wsadził
fajkę na powrót do ust.
- Dobrze - mruknął gryząc cybuch. - Bardzo dobrze. Mamy razem osiem zestrzeleń...
- Kto jeszcze? - przerwał mu szybko Peter.
- Stanley White ma dubleta. Fitzpatrick i Montague po jednym. Ty dwa...
- To sześć - ponownie przerwał Shannon. McLochlon wypuścił z ust kłąb dymu.
- Mnie się również udało - burknął gniewnym tonem, ale w oczach zatańczyły mu iskierki. - Dwa
bombowce.
Peter rozejrzał się po samolotach.
- Wszyscy wrócili?
Mclochlon zesztywniał. Przeciągnął dłonią po czole, przez chwilę nieporadnie obracał fajkę w
palcach.
- Rozbiliśmy wyprawę bombową - powiedział cicho. - Ani jeden samolot nie doleciał tutaj.
Ale... - głos mu lekko zadrżał. - Ale nie wrócili podporucznik Porterhouse, chorąży Turner, sierżanci
Bottleneck i Daniel. I nie wrócą już nigdy, Peter.
ROZDZIAA V
Naloty japońskie powtarzały się teraz niemal z regularnością zegarka. a dywizjon majora
McLochlona wykruszał się w nierównych bojach. W dwa dni po pierwszej walce, trzydziestego
grudnia, jednostkę trzykrotnie poderwano w powietrze na alarm. Major McLochlon zdołał nie
dopuścić do celu dwóch kolejnych wypraw bombowych i poważnie nadszarpnąć trzecią. Zniszczono
w walkach dwanaście samolotów wroga. McLochlon podniósł swój wynik do pięciu zwycięstw,
Stanley White i Peter Shannon do czterech, a Fitzpatrick do trzech. Ale zginęli porucznicy Jack
MacDonald i John Woodhill, starszy sierżant Henryk Slick, sierżanci John Miller, Louis Hawthorne i
Jim Glibert. Chorąży Wallis Pickwick, ciężko ranny, zdołał dociągnąć do bazy, rozbił jednak
maszynę i w stanie beznadziejnym został przewieziony do szpitala Aleksandry, gdzie zmarł po kilku
godzinach.
Następnego dnia, gdy Peter skrycie marzył o powrocie do domu i spędzeniu wraz z Betty wigilii
Nowego Roku, dziewiątka Buffalo - bo tyle zaledwie samolotów pozostało w jednostce -
czterokrotnie usiłowała odeprzeć ataki wroga. Przewaga ilościowa Japończyków rosła jednak z
każdą godziną. Wszystkie samoloty bombowe osiągnęły cel, chociaż w pojedynkach z myśliwcami
osłony zwycięstwa odnieśli Shannon, White, Fitzpatrick i Montague, Nie wrócili jednak
podporucznik Robert Doyle oraz starsi sierżanci Bert Sutton i Edwin Lee, a ranny sierżant Truscoe
lądował na postrzelanej jak sito maszynie, której, mimo wysiłków mechaników, nie zdołano
doprowadzić do stanu użyteczności.
Zmniejszyło to ilość samolotów do pięciu, a pilotów do dwudziestu pięciu. Straty były
przerażające, dywizjon kurczył się w takim tempie, że jego dni policzyć można było na palcach.
Sytuacja poprawiła się nieco, gdy w sam Nowy Rok piloci transportowi przyprowadzili do
Seletar siedem nowych Buffalo . Samolot można zastąpić innym, można zbudować nowy, wymienić
zniszczone części. Ale człowiek ma życie tylko jedno, dywizjon zaś majora McLochlona stracił w
przeciągu kilku dni prawie połowę personelu latającego!
Czwartego stycznia rozbił się o powierzchnię morza na płonącym od pocisków wroga samolocie
kapitan Donald Montague, dowódca eskadry B . Rozkazem McLochlona eskadrę przejął Peter
[ Pobierz całość w formacie PDF ]