[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W milczeniu skierowali siÄ™ w stronÄ™ Herosa. Dopiero kiedy znalezli siÄ™ poza zasiÄ™-
giem wzroku Cala Barrowa, Patrick przystanął, opuścił głowę i stał tak, licząc w myślach
do dziesięciu i czekając, aż opuści go napięcie. Potem wolno wyprostował się i popatrzył
Darcy w oczy.
- Jeśli jeszcze kiedykolwiek zrobisz coś takiego... Gdyby akcja się nie powiodła i...
- Wtedy mógłbyś mu przyłożyć. Nie powstrzymywałabym cię, bo walczyłbyś w
mojej obronie, a nie dlatego, że jakiś dureń głupoty gadał. Nie trafiłbyś za kratki, a za-
chowałbyś dobre imię.
Przy samym wejściu do budynku Patrick znów przystanął, oparł się o ścianę i wbił
spojrzenie w niebo.
- Próbowałaś chronić moją opinię?
R
L
T
- Ktoś musi. Na miłość boską, Patrick, chciałeś przywalić facetowi, bo użył parę
brzydkich słów!
Przykucnął i ujął w dłonie jej twarz.
- Ciągle mnie zadziwiasz. To nie było parę brzydkich słów. Barrow zachował się
haniebnie.
- E tam. - Wargi jej zadrżały. - Miałam do czynienia z gorszymi typami.
Zrobiło mu się niedobrze. Pragnął być przy niej, osłaniać ją, nikomu nie pozwolić
jej skrzywdzić. Ale po pierwsze, Darcy ceniła niezależność, a po drugie, udowodniła, że
umie się bronić. To jasne, że Barrow nie będzie się chwalił swoją porażką, mimo to Pa-
trick nie bardzo mu ufał. Facet potrafił być czarujący i kłamać w żywe oczy, kiedy chciał
się przypodobać.
Spoglądając z zatroskaniem na Darcy, pogładził ją po policzku. Jej jedwabiste wło-
sy łaskotały go w palce.
Miał jedno pragnienie. Zgarnąć ją w ramiona, tulić, całować, dopóki nie nabierze
pewności, że Darcy jest bezpieczna. Już zamierzał to zrobić, kiedy nagle usłyszał, jak
ktoÅ› zatrzaskuje drzwi auta.
Podniósł wzrok, a następnie wstał. Jared przesiadał się właśnie z samochodu na
wózek. Patrick znał go jedynie ze zdjęć; w rzeczywistości wyglądał jeszcze lepiej - wło-
sy miał rozjaśnione kalifornijskim słońcem, skórę opaloną, mięśnie duże, jakby regular-
nie ćwiczył na siłowni.
Nowy mieszkaniec Herosa zbliżał się w ich stronę, Patrick jednak nie patrzył na
niego, lecz na Darcy, która z rozpromienioną miną wyciągnęła na powitanie obie dłonie.
- Przyjechałeś!
- Oczywiście. Dlaczego się dziwisz?
- Twój samochód... - powiedziała. Patrick zerknął ponownie na eleganckie czarne
auto, które sprawiało wrażenie drogiego. - Dobrze wiesz, że prowadząc takie cacko, za
bardzo rzucasz się w oczy. Gdyby ktoś chciał ci je ukraść, wystarczyłoby...
- Darcy, proszÄ™, nie matkuj mi.
Wciągnęła z sykiem powietrze, a Jared wyglądał tak, jakby chciał się zapaść pod
ziemię. Patrick zacisnął zęby.
R
L
T
- Darcy... - zaczął, ale pokręciła przecząco głową.
- O Chryste, przepraszam - powiedział Jared. - Nie powinienem używać tego sło-
wa, ale twoja troska... Przecież wiesz, że umiem się bronić.
- Wiem - przyznała. - I masz rację. To twój samochód i twoje życie.
- A gdybyś to ty jezdziła drogim autem...
- Znów masz rację. Nie słuchałabym ciebie, gdybyś kazał mi się przesiąść do inne-
go.
- Dałabyś mi w zęby - oznajmił ze śmiechem Jared, po czym wskazał na Patricka. -
Sądzę, że ośrodek zawdzięczamy temu człowiekowi?
Darcy czym prędzej dokonała prezentacji.
- Nieprawda. - Patrick pokręcił głową. - Ja tylko przekazałem pieniądze na budo-
wę. Reszta to zasługa mieszkańców i personelu.
- Przepraszam, że poniosły mnie nerwy, ale czasem Darcy jest zbyt opiekuńcza.
Oczywiście sama złości się, kiedy inni próbują się o nią zatroszczyć.
- Wiem coÅ› na ten temat - mruknÄ…Å‚ Patrick.
- Czyli też próbowałeś jej pomóc?
- Hej, panowie - przerwała im Darcy. - Rozmawiacie, jakby mnie tu nie było. A ja
jestem. I wszystko słyszę.
Patrick uśmiechnął się lekko zawstydzony, Jared zaś nie okazał najmniejszych wy-
rzutów sumienia.
- Może powinniśmy zaprowadzić Jareda do jego pokoju? - Darcy ruszyła przodem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]