[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pożycz, Pietrusia, zlituj się, pożycz... co tobie szkodzi? jak ty p r y j a c i e l u swemu
powiesz, żeby tobie więcej przyniósł, to zaraz i przyniesie...
Oczy kobiety ze zdumieniem utkwiły w twarzy chłopa, którą wódka i wzruszenie zabar-
wiać zaczęły ceglastym rumieńcem.
Czy ty s f i k s o w a ł s i a? (zwariował) przemówiła. Jakiż to mój przyjaciel taki, co
by mnie h r o s z e według żądania nosił?
Szymon do czoła rękę podniósł, jakby przeżegnać się zamierzał, zarazem głosem zniżo-
nym od trwogi, z głupowatą miną wymówił:
A czortże? ha? albo to on tobie h r o s z y nie nosi? ha?
Na te słowa kobieta jak oparzona ze stołka się zerwała, oczy jej otworzyły się szeroko, rę-
ce gestem obronnym przed siebie wyciągnęła.
Co ty wygadujesz? krzyknęła człowieku, upamiętaj się i Boga w sercu miej...
A t a k i nosi... przystępując bliżej jeszcze i oczu z niej nie spuszczając nalegał chłop.
Ona śpiesznie i bardzo głośno mówiła:
Ja w kościele ochrzczona! Mnie co dzień na noc krzyżem świętym żegnali! ja grzechem
śmiertelnym nijakim duszy, swojej nie zgubiła.
75
A t a k i nosi! tuż przed nią już stojąc powtórzył chłop ja sam dziś widział, jak on,
ognisty taki, przez komin do twojej chaty wlatywał...
Tym razem w szeroko otwartych oczach kobiety błysnęło przerażenie.
Kłamiesz! krzyknęła i czuć było, że pragnęła namiętnie, aby zaprzeczył zaraz temu, co
powiedział. Kłamiesz! powiedz, że skłamał!
Dalibóg, widział...
Pięścią uderzył się w pierś i znowu zaczął:
Pożycz, Pietrusia, zmiłuj się, pożycz... Już ja i na czortowskie h r o s z e zgadzam się,
byle z tej gorzkiej biedy wylezć... daj choć czortowskich...
Następował na nią, popychał ją sobą ku ścianie, ziejącą wonią wódki twarz swą do samej
twarzy jej przysuwał.
Ja do ciebie jak do matki... Pietrusia... choć ty wiedzma, ale ja do ciebie jak do matki...
ratuj... niech już i na mnie ten wielki grzech spadnie... podzielim się z tobą i h r o s z a m i, i
grzechem... Ja do ciebie jak do matki i opiekunki... choć ty wiedzma, ale ja do ciebie jak do
tej opiekunki...
Gniew, przestrach, wstręt do pijanego tego człowieka, który nałogiem swym żonę i dzieci
w nędzy pogrążał, a nad jej dachem latających diabłów spostrzegał, ogarnęły Pietrusię i obu-
dziły w niej całą niepospolitą jej siłę. Z iskrzącymi się oczami, nogą w podłogę uderzyła i
krzyknęła:
Won! zarazem chłopa za kożuch pochwyciła i drzwi otworzywszy do ciemnej sieni go
wypchnęła. Nie było to rzeczą zbyt trudną. Chłop bardzo słabo trzymał się na nogach. W
ciemnej sieni zatoczył się aż do drzwi podwórzowych i stamtąd jeszcze zawołał:
Nie dasz? t a k i nie dasz h r o s z y?
Ale żona kowala na żelazną zasuwkę drzwi sieni zamknęła. Chłop pod zamarzłe okno pod-
szedł i tam to wykrzykiwał, to mruczał:
Ja do ciebie... wiedzmo ty... jak do matki... daj h r o s z y... z l i t u j s i a... choć i czor-
towskich daj... nie dasz? taki nie dasz? Pietrusia! słyszysz? M i r o w y k a ż e, długi popłacić
trzeba... ja do starszyny... Starszyna k a ż e, ziemi nie sprzedam, ale gospodarstwo sprzedam,
w jednych koszulach zostaniecie... oj, h o r k a j a dola moja i dziatek moich. Pietrusia, sły-
szysz? daj h r o s z y... co tobie szkodzi? Przyjaciel twój nanosi tobie znów, wiele zażądasz...
Nie dasz? t a k i nie dasz? No, to poczekajże, dam ja tobie, zgubiona dusza twoja... niewier-
na... n i e p r y- j a c i e l u boskiemu zaprzedana... popamiętasz!
Poszedł ścieżką ku karczmie i wsi, a idąc z wolna i chwiejnie, pięści ściskał, w powietrzu
nimi miotał i wciąż z wykrzykami gniewnymi, to z posępnym mruczeniem do siebie mówił:
Nie dała! taki nie dała! zgubiona dusza jej... Panu Bogu niewierna... niepryjacielu bo-
skiemu zaprzedana... dam ja jej... popamięta...
Od paru już miesięcy Pietrusia do wsi nie chodziła. Strach ją przejmował, gdy myślała o
spotkaniu się z ludzmi i babka parę razy powtórzyła jej zlecenie, aby cicheńka była jak rybka
na dnie wody. Jednak w tydzień przeszło po owych szczególnych odwiedzinach Szymona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]