[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wolała, by pozostała w uśpieniu. Lecz tego snu nie mogła zignorować.
Kłopoty czekały i ją, i Dana. Po raz pierwszy żałowała, że nie
nauczyła się odczytywać snów.
Odruchowo zacisnęła dłoń na pierścieniu wiszącym na szyi. Jej
matka potrafiłaby wytłumaczyć ten koszmar senny. Była niezwykle
utalentowana w takich sprawach. Ale Celeste wiedziała też, że nigdy
nie obarczyłaby matki ciężarem obrazów śmierci i przemocy. Nigdy.
Taki sen sprawiłby, że matka by się zamartwiała.
Odrzuciła kołdrę i wstała. Przeciągnęła się. Dopiero teraz zdała
sobie sprawę z tego, że Kumpla nie ma w pokoju. Zawołała go,
zajrzała pod łóżko i do łazienki. Zauważyła, że drzwi na balkon są
otwarte na oścież. Serce jej stanęło ze strachu, że mógł spaść. Nagle
usłyszała słabe drapanie w drzwi wejściowe. Towarzyszyło mu
82
RS
miauczenie. Nie myliła się, na korytarzu stał Kumpel i lekko machał
ogonem.
- Lepiej wejdz do środka - powiedziała i wzięła go na ręce.
Schowała twarz w jego Ciemnym futrze. Rozkoszowała się
mruczeniem. Liznął ją w czoło. Cofnęła twarz. Złociste oczy kota
lśniły wyjątkową inteligencją.
- Gdybym ci powiedziała, że śniła mi się krew i śmierć, co byś
mi poradził? - zapytała.
- Miau.
Kumpel zeskoczył, podszedł do telefonu. Strącił łapą słuchawkę.
- Mam zadzwonić na policję? - zapytała. Kot milczał.
- Do domu?
Znowu cisza. Tylko ogon kota zaczął się regularnie kołysać.
- Niecierpliwisz się, co? - zaśmiała się. - Mam zadzwonić do
pana Carsona?
- Miau!
Kumpel pacnął telefon, jakby chciał wybrać numer.
Celeste poczuła przypływ nadziei. Wiedziała jednak, że całkiem
bezsensowne jest pragnienie zadzwonienia do prawie nieznajomego
człowieka i opowiedzenia mu snu. Nawet takiego, w którym ktoś
trzymał Dana na muszce. Wspomnienie tej sceny popchnęło ją do
telefonu. Właśnie ten konkretny obraz był wyjątkowo sugestywny:
powietrze przesycał zapach pieczeni. Była w miejscu, którego nie
znała. Roztaczał się stamtąd piękny widok. Zimowe niebo zabarwione
było na różowo i czerwono przez zachodzące słońce. Czuła nawet
83
RS
chłód powietrza. Zza pleców dobiegało ją skwierczenie mięsa na
grillu. Dan tam też był. Jakiś obcy mierzył mu z pistoletu prosto w
serce. Wiedziała, że broń wystrzeli. Dan zawadzał w czymś obcemu.
Musiał zginąć. A ona nic nie mogła zrobić.
Celeste drżącą ręką sięgnęła po telefon. Drugą dłonią szukała w
torebce wizytówki Dana. Carson Dynamics. Prosta karta z adresem,
nazwiskiem i telefonem. Zaczęła wykręcać numer, ale zaraz odłożyła
słuchawkę na widełki.
- Nie mogę. - Pokręciła głową i pogłaskała Kumpla. - To tylko
sen. Nie wiem przecież, czy to prawda. Jeśli do niego zadzwonię i
wszystko mu opowiem, pomyśli, że zwariowałam albo próbuję w ten
sposób zdobyć jego współczucie. Nie mogę tego zrobić.
Wstała i zaczęła krążyć po pokoju.
- Może powinniśmy coś zjeść - powiedziała wreszcie. - Wezmę
prysznic i przebiorÄ™ siÄ™.
Kumpel popchnął nosem leżące na stoliku menu w skórzanej
oprawie. Wciąż męczył ją sen, ale nie mogła powstrzymać się od
śmiechu.
- Masz rację. Nie możesz jeść w restauracji, a przecież jesteś
głodny. Ten tuńczyk, którego ci dałam, nie był wymarzonym daniem.
Dobrze, wybierz sobie coś, a ja idę pod prysznic. Może trochę mi się
przejaśni w głowie. Potem urządzimy sobie pyszny lunch.
Kwadrans pózniej poczuła się już dużo lepiej. Ostatni miesiąc jej
życia wydawał się w tym momencie kartą z jakiejś wiktoriańskiej
powieści, w której wszystkie siły natury zjednoczyły się przeciwko
84
RS
bohaterce. Musiała jednak zapomnieć o terazniejszości, a skupić się na
przyszłości i na tym, co ją czeka.
Powinna też być uczciwa wobec siebie. Wychowano ją na
dziedziczkę rodu Levertów, a z tym wiązały się honor i władza.
Odcięcie się od tego nie było łatwe. Od kołyski uczyła się historii
Romów. Zawsze wiedziała, że będzie musiała wziąć na swoje
barki ciężar przewodzenia ludowi. Oczywiście miała tę pozycję
dzielić ze swoim mężem. Bo mimo że Cyganie rozjechali się po całym
świecie i żyli na każdym kontynencie, w kwestii ról kobiet i mężczyzn
nadal pozostali prowincjuszami. Nie byli gotowi zaakceptować
kobiety jako przywódcy. A ona nie była gotowa zaakceptować Trella
Sylvesta jako człowieka, który miał przewodzić jej ludowi i jej samej.
Usiadła przy pięknie rzezbionej toaletce i zaczęła nakładać
podkład. Potem sięgnęła po cienie do oczu. Rzadko malowała oczy w
ciągu dnia, ale uznała, że mechaniczna czynność może ją trochę
uspokoić. Chciała czuć się ładniejsza i szczęśliwsza. Robiąc makijaż,
znowu pomyślała o rodzinie.
To był poważny problem. Gdyby jej ojciec wybrał człowieka
prawego i honorowego, Celeste by za niego wyszła, bo takie było jej
przeznaczenie. Lecz Trell Sylvest miał wątpliwe zalety. Pamiętała go
jeszcze ze szkoły podstawowej. Lubił znęcać się nad młodszymi i
mniejszymi chłopcami. W szkole średniej z kolei umawiał się z
najładniejszymi dziewczętami, ale zawsze bardziej niż na miłości
zależało mu na władzy. Już jako nastolatek przyglądał się jej uważnie.
Nie lubiła tego. To właśnie sprawiło, że nie darzyła go sympatią i
85
RS
zaufaniem. Kiedy podrośli, zaczął za nią chodzić, kręcić się pod
domami przyjaciół albo na plaży, gdy pojawiała się tam w grupie
dziewcząt. Zawsze wiedział, gdzie szła i co robiła. W efekcie czuła się
jak więzień pod stałą obserwacją. Opowiedziała kiedyś o wszystkim
ojcu. Ramonę jednak tylko się śmiał z zachowania chłopca.
Powiedział, że dzieci z wiekiem wyrastają ze swoich figli. Według
niego Trell chodził za nią, bo chciał się nią opiekować, mieć pewność,
że nic jej nie grozi. Ojcu bardzo spodobało się takie oddanie chłopca.
Ale Celeste wiedziała lepiej. Trell pilnował jej, jakby już była jego
nagrodą. Doskonale wiedziała, jak wyglądałoby ich małżeństwo. A co
ważniejsze, nie wierzyła, że Trell ma odpowiednie predyspozycje do
kierowania ludem. Gdyby za niego wyszła, nie miałaby już nie do
powiedzenia. Cyganka nie mogła przeciwstawić się publicznie
mężowi. Tego się po prostu nie robiło. Dlatego uciekła.
Podświadomie liczyła na to, że Trell da sobie z nią spokój, że ożeni
się z inną. Przyjęła też do wiadomości, że nigdy nie będzie mogła
.wrócić do rodziny.
- Może Trell zajmie się kimś innym - powiedziała na: głos. - A
może wpadnie w jakąś dziurę i zniknie - dodała, zdejmując szlafrok i
wkładając czerwoną sukienkę z dzianiny.
Dopiero teraz zauważyła wyhaftowany na mankiecie szlafroka
monogram. D.C. Palce zacisnęły się na miękkiej tkaninie. Szlafrok
należał do Daną. Od razu się domyśliła, że odstąpił jej swój
apartament. Uśmiechnęła się na myśl o jego szarmanckim
zachowaniu. Ani słowem jej o tym nie pisnął. A ona po prostu wpisała
86
RS
się do księgi meldunkowej tam, gdzie wskazała jej Diana. Pomyślała
odruchowo, że z Dana byłby idealny przywódca. Potrafił się
poświęcić, nie dbając o własne korzyści. Tej cechy Trell Sylvest bez
wątpienia nie posiadał.
- Powiedz mi coś, Kumpel - zwróciła się do kota. - Czy ja się tak
zamartwiam o rodzinę dlatego, że boję się myśleć za dużo o Danie
Carsonie?
- Miau.
- To zupełnie normalne, że pociąga cię człowiek, który daje ci
wszystko, czego potrzebujesz. Ja się boję, a on robi wrażenie
nieustraszonego. Ja uciekam, a on oferuje mi spokojną przystań. Nie
ma w tym nic dziwnego, że ciągnie mnie do niego. -Kumpel podszedł
i zaczął się ocierać. - Ma cechy, które bardzo cenię. Na przykład siłę,
uprzejmość i wielkoduszność. Nie wspominając o zabójczym
wyglądzie. Poza tym odnosi sukcesy zawodowe. Angażuje się w
swoją pracę. Jest czarujący... ekscytujący. - Zawahała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl