[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że ulegnie i pójdzie na zaaranżowane przez Lizę spotkanie. Zadała
sobie tyle trudu. Odszukała go, usiłowała wyjaśnić zdarzenia ostatniej
nocy. Tyle mógł dla niej zrobić.
- Musze się zastanowić - powiedział ostrożnie.
139
RS
- Odkryłeś coś nowego? - Liza stała na środku jego sypialni i
wyłamywała nerwowo palce niczym speszona pensjonarka.
Zawahał się. Rozsądek podpowiadał mu, że powinien jak
najszybciej pozbyć się gościa, inaczej wizyta gotowa skończyć się
katastrofą. Najwyrazniej tracił głowę dla tej dziwnej kobiety.
Wydawała się taka niewinna i delikatna. Miał ochotę wziąć ją w
ramiona, zasypać pocałunkami, zapomnieć się w pieszczotach.
- Napijesz się kawy? - zapytał w końcu.
- Chętnie.
Na twarzy Lizy odmalowała się ulga, a Mike pomyślał, że jest
skończonym osłem. Wypadł w nocy z jej domu, miotając chore
oskarżenia, a ona pomimo to przyszła z propozycją pomocy. Albo
była bardziej przebiegła, niż przypuszczał, albo zależało jej na nim tak
bardzo, że potrafiła zapomnieć o dumie.
- Z cykorią? - upewnił się.
- Jakbyś nie wiedział - odparła pogodnie.
- Cykoria, dwie łyżeczki cukru i odrobina gorącego mleka -
rzucił bez zastanowienia i zobaczył, że oczy Lizy robią się wielkie ze
zdumienia. Zgadł, jaką kawę pija!
- Co lubię jeść na śniadanie? - Liza próbowała dalej.
- Francuskie grzanki z bekonem. - Serce zaczęło łomotać mu w
piersi jak oszalałe.
- A ty?
Podszedł do niej, łagodnym gestem położył dłonie na jej
ramionach.
140
RS
- Ja? Ciebie.
Po policzku Lizy potoczyła się łza. Wzruszony, otarł ją
opuszkiem kciuka.
- Wybacz mi, Lizo. Ostatniej nocy po prostu wpadłem w panikę.
Pokręciła głową.
- Nie mam do ciebie żalu. Rzeczywiście, wyglądało to tak,
jakbym zastawiła na ciebie pułapkę. - Wciągnęła głęboko powietrze. -
Porozmawiasz z BettÄ…?
- Nie wierzę, żeby potrafiła mi pomóc, ale spróbuję.
- Już zaczynasz sobie cokolwiek przypominać. Kawa, śniadanie,
ten żart... Powtarzaliśmy go sobie każdego ranka. Zawsze mnie
łajałeś, że nic nie chcę jeść, tylko piłabym kawę. Całowałeś mnie na
pożegnanie, mówiłeś, że to najwspanialsze śniadanie i biegłeś do
pracy.
- Czy tego dnia, kiedy zniknąłem, widzieliśmy się?
- Rano. Wcześnie wyszedłeś. Spieszyłeś się do portu, żeby
odebrać dostawę i wyjaśnić jakieś problemy z cłem. Potem byłeś
umówiony z klientem z Baton Rouge. Mieliśmy zjeść razem kolację w
La Sal's. Czekałam na ciebie w restauracji prawie dwie godziny. Nie
pojawiłeś się. Od tamtej chwili wszelki słuch o tobie zaginął.
- Dzwoniłem do ciebie tego popołudnia? Liza zastanawiała się
przez chwilÄ™.
- Zwykle dzwoniłeś do mnie po wyjściu z biura, tym razem
jednak się nie odezwałeś. Wydało mi się to dziwne, ale uznałam, że
jesteś bardzo zajęty.
141
RS
- Miałem telefon komórkowy?
- Oczywiście.
- Wiesz może, co się z nim stało?
- Nie mam pojęcia. Nie pomyślałam, żeby pytać kogokolwiek.
- A samochód?
- Miałeś land rovera. Zniknął. Policja znalazła go tydzień pózniej
w Austin w Teksasie, porzucony i wypatroszony. PoczÄ…tkowo
zakładano, że wóz ukradł ten, kto cię zabił. - Spojrzała mu prosto w
oczy. - Albo że sprzedałeś auto i wyniosłeś się ukradkiem z miasta.
Ale ja w to nigdy nie wierzyłam.
- A firma, konta bankowe? Co stało się z tym wszystkim?
- Nie zgłosili się żadni krewni. Ja byłam tylko narzeczoną, nic
mi się nie należało, nie mogłam dysponować twoim majątkiem.
Otrzymałam tylko pieniądze z polisy ubezpieczeniowej.
Zainwestowałam je w galerię, rozmawialiśmy o tym wcześniej wiele
razy.
Mike słuchał uważnie, do głowy cisnęły mu się kolejne pytania.
Mnóstwo pytań. Powinien skupić się na najważniejszych.
- Co się stało z moimi papierami wartościowymi, z firmą?
Sprzedane?
- O ile wiem, nie zostawiłeś testamentu. Przypuszczam, że
utworzono coÅ› w rodzaju funduszu powierniczego, ale nikt mnie o
niczym nie informował, a ja nie pytałam. Uznałam, że nie mam
prawa. Pascal twierdził, że z formalnego punktu widzenia nie mogę
podejmować żadnych decyzji.
142
RS
- Jeśli nikt nie przejął pieniędzy z funduszu, mamy szanse. -
Mike czuł narastające podniecenie, krew zaczęła szybciej krążyć mu
w żyłach. - Muszę dotrzeć do ksiąg rachunkowych. Na ich podstawie
być może dojdziemy, kto zabił Marcelle.
- Co księgi mają wspólnego z jej śmiercią?
- Pamiętasz niejaką Lisbeth Dendrich?- zapytał, przygarniając
LizÄ™ do siebie.
- Nie. Kto to taki?
- Dziewczyna, która znalazła ciało Marcelle. Rozmawiałem z nią
dzisiaj rano. Powiedziała mi chyba coś istotnego.
- Tak?
W oczach Lizy zabłysły złociste iskierki. Nic dziwnego, że
zupełnie stracił dla niej głowę. Z trudem wrócił do omawianych
spraw.
- Lisbeth uważa, ba, jest prawie pewna, że Marcelle zginęła
dlatego, że szantażowała kolekcjonerów sztuki, nie klientów
dziewcząt do wynajęcia, jak wcześniej myśleliśmy.
- Nic z tego nie rozumiem. Co majÄ… do ukrycia kolekcjonerzy? Z
jakiego powodu miałaby szantażować ludzi, którzy uwielbiają chwalić
siÄ™ swoimi zbiorami?
- Powiedzmy, że chodziło o kradzione dzieła albo o falsyfikaty.
- Oczywiście! Człowiek uwikłany w kradzież czy oszustwo
stanowi znakomity cel dla szantażysty. Myślisz, że znajdziesz jakiś
ślad w swoich starych księgach rachunkowych? - Przypomniała sobie
słowa Trenta. - Podobno na twoje konto bankowe wpływały te same
143
RS
sumy, co na konto- Marcelle Ricco. Przelewane dokładnie w tym
samym czasie. Dla Trenta wygląda to tak, jakby ktoś opłacał się wam
obojgu, tobie i Marcelle.
- Wiem, to jeszcze żaden trop, ale wreszcie trafiłem na coś, co
pomoże, mam nadzieję, rozwikłać zagadkę. Wszystkie księgi
rachunkowe powinien mieć mój prawnik. Spróbowałabyś do niego
dotrzeć?
- Ja?
- Tak. Dam ci upoważnienie. Wierzyciele na pewno zostali
spłaceni, ale reszta majątku jest chyba nietknięta.
Liza uśmiechnęła się.
- Komuś pójdzie nie w smak, że żyjesz. Twoją firmę sprzedano,
to wiem na pewno. Ten, kto ją kupił, będzie musiał zwrócić ci
pieniÄ…dze.
Mike zadał wreszcie pytanie, z którym do tej pory zwlekał:
- Przypuszczam, że niezle mi się powodziło.
- Niezle? To mało powiedziane. Jeśli twoje aktywa leżą nadal na
koncie, możesz spać spokojnie, jesteś zabezpieczony do końca życia. -
Liza zamilkła na moment, nagle stropiona. - Byłam w dokach, kiedy
sprzedawano budynki twojej firmy. Czułam się okropnie. Pamiętałam,
jaki byłeś z nich dumny, jak omawiałeś każdy szczegół z architektem.
Tymczasem zostały wystawione na sprzedaż bez twojej wiedzy i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]