[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szlafroczek i na oko nic więcej.
Wyprostował się lekko, czując, że zaraz oszaleje.
- Hmmm... potrzebna mi pomoc - usłyszał jej głos, który dobiegał z tak daleka, jakby
znajdowała się po drugiej strome podwodnego tunelu.
Zacisnął pięści i odwrócił wzrok od jej piersi, przenosząc go na zielone jak woda oczy.
Oczy, w których można było utonąć. Ciało, w którym można się zatracić.
- Pomoc? - zapytał, ale zabrzmiało to bardziej jak prośba niż pytanie.
- Chodzi o to... czy mógłbyś... - Ominęła blat i wyciągnęła do niego rękę z zamkniętą
butelką balsa-
mu. Zapach kosmetyku i jej ciała zaćmił i tak przeciążone zmysły Nate'a. - Nie
mogę.dosięgnąć pleców.
- Pomocy - teraz to już naprawdę było wołanie, kiedy jednym susem przebył dzielącą ich
odległość. Chwycił butelkę pozbawionymi czucia palcami i szeroko otwartymi oczami
wpatrywał się w plecy, które odsłaniała przed nim.
Stał jak zamurowany, czując, że jego synapsy nie są w stanie połączyć się w logiczną
całość, gdy delikatnie zsuwała z ramion zielony jedwab, aż w łagodnych fałdach spłynął jej
prawie do pasa. Smukłe, piękne plecy. Przysiągłby, że może policzyć jej kręgi. Chciał to
zrobić. Ustami.
Jedną ręką przytrzymując szlafrok, drugą podniosła włosy i spojrzała przez ramię -
jedwabiste, nagie ramię.
Czekała.
Wyczekiwała.
- Nate?
Przełknął ślinę, ale musiała raz jeszcze powtórzyć jego imię, zanim powiedział:
- Słucham?
- Może nie zrozumiałeś... ale to jest właśnie ten znak, który obiecałam ci dać. Pamiętasz?
No... więc to jest właśnie to, jasne?
Jego serce wywinęło jednego, solidnego kozła, uderzając go w okolice przepony.
Uśmiechnął się, a ona z wyraźną ulgą odpowiedziała mu tym samym.
- Tak. - Podszedł bliżej. - Nawet jak na cegłę, to dość duża sztuka.
W istocie czuł się tak, jakby dostał w głowę blokiem z piramidy.
Przymknął oczy, odetchnął jej zapachem i ostrożnie przyłożył usta do nagiego karku.
- Oszaleję, Rachael. Doprowadzasz mnie do obłędu.
- No cóż.... ja też raczej nie jestem całkiem przy zdrowych zmysłach.
Nie była pewna, co robi. Ogarnęła go ogromna czułość i opiekuńczość, która na chwilę
stłumiła i odsunęła na bok pożądanie.
- Jesteś tego pewna? - zapytał, modląc się, żeby odpowiedziała twierdząco, bo nie był tak
silny, jak chciał, a szybko upajał się możliwościami, jakie roztaczało przed nim to
zaproszenie.
Westchnęła lekko i oparła się o niego, a on otoczył ramieniem jej talię i przyciągnął ją do
siebie. Odstawił balsam na blat.
- Tak, Nate. Jestem pewna.
W tej chwili Rachael niczego nie była tak pewna. Przymknęła oczy. Poddając się
rozkosznej rzeczywistości otaczających ją ramion Nate'a, poczuła się jak skoczek przed
otwarciem spadochronu.
- Będzie nam razem dobrze - wyszeptał, ciągnąc po jej skórze smugę delikatnych
pocałunków. Zadrżała i Nate ukrył twarz w jej wilgotnych włosach.
- Pragnąłem tego - nie dokończył. Starał się zwlekać, podczas kiedy ona nie miałaby nic
przeciwko temu, gdyby oparł ją o ścianę i tak się z nią kochał - szybko, gorąco, namiętnie.
- Tak długo czekałem... - wyszeptał gorączkowo. Chciała obrócić się w jego ramionach,
ale ją przytrzymał.
- O, nie - wyszeptał. - Teraz, kiedy wreszcie do tego doszło, zamierzam wcale się nie
spieszyć. Nikt nas tu nie goni.
Zachichotała nerwowo.
- Mów za siebie.
On również się zaśmiał, owiewając jej kark gorącym oddechem, aż zadrżała.
- Myślisz, że po tak długim czekaniu będę się spieszył? O, nie. Zamierzam kochać cię
powoli i długo, jasne? Wyduszę z twojego słodkiego ciała wszystkie możliwe reakcje, a
wtedy... wiesz, co wtedy zrobię, Rachael?
Jego oddech był gorący jak obietnice. Pytanie było groźbą, a ona nie mogła się doczekać
jej spełnienia. Westchnęła chrapliwie, gdy chwycił zębami ścięgno na jej szyi i
natychmiast osłodził lekki ból pocałunkiem.
- Boję się... boję się spytać.
Jego wielkie dłonie rozpostarły się na jej biodrach i przyciągnęły ją jeszcze bliżej.
- Powinnaś się bać, Rachael Matthews. Powinnaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]