[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chciejcie mnie objaśnić. Słucham. Mówiliście o przyjaciołach. Znacież tych, co się tu moimi być
mieniÄ…?
Starzec głową kiwnął.
Tak, co najbrudniejszego tu jest, najlepiej znam rzekł. To dziś moje powołanie,
abym się w błocie grzebał, ha, i z błota czasem, choć za uszy, wyciągał!
Pana Tytusa znacie? zapytał nieśmiało starosta.
Mieszczańskiego synka, który panicza udaje odparł Kożuszek. Któż by takiego
trutnia i zlejbruka nie znał? Teraz gdy Dangel, Kabryt, Blanc, Teppery i Szulce podostawali
szlachectwa, a cena tego klejnotu spadła, ma nadzieję, że na szyld ojcowski włoży koronę, a
szlachciankÄ™ gdzieÅ› z posagiem ukradnie.
Ojciec handlował i pracował, a ten bawi się i trwoni. Czepia się możnych jak pijawka.
Zaprowadzi was, gdzie zechcecie, i sprzeda. Do poczciwych tylko nie zawiedzie, bo ich nie zna, a
oni go znać nie chcą.
Ruszył ramionami.
Starosta miał na ustach jakieś drugie pytanie, gdy Kożuszek z pośpiechem dodał:
Z tej jaskini łotrów uchodzcie! Tej kobiety się strzeżcie! Będzie wam grała cnotę surową,
bo to, co zowią kobiecą cnotą, ją nie kosztuje nic. Ona serca nigdy nie miała. Matka za młodu je jej
wyjęła, jak ptakom skrzydła ucinają, aby nie latały. Dziś ona rachuje tylko i zwodzi, niegodziwa,
spodlona!
Zabrakło mu głosu, głowę spuścił na piersi i łzy pociekły mu z oczów, tak że je rękawem
ocierać musiał. Wzruszenie, dla słuchającego niezrozumiałe, owładło nim tak nagle, iż próżno
przemóc je usiłując, zakrył oczy, pochylił głowę i chwiejącym się krokiem począł ku drzwiom
zmierzać.
Starosta patrzył, przejęty litością jakąś i strachem. I jemu serce biło mocno; w tych
wyrazach i łzach, w głosie tym żebraka była siła większa, niż się w nędzarzu odartym spodziewać
było można. W wystąpieniu jego kryła się jakaś tajemnica. Sam nie wiedział, co o tym sądzić.
Kożuszek chciał jakby cóś mówić jeszcze, silił się i próbował, ale strumienie łez ciągle mu
mowę tamowały. Przemóc ich nie mogąc, zrozpaczony rzucił się ku drzwiom, otworzył je nagle i...
zniknÄ…Å‚.
Czeremecha, który tuż stał za progiem, wszedł natychmiast, zwracając oczy ciekawe na
starostę, jakby się uląkł o niego. Młodzieniec nie ruszał się z miejsca, jeszcze w myśli rozbierając
to, co słyszał, nie umiejąc sobie wytłumaczyć tej przygody rannej, która niespodziewanie uderzyła
go, raziła i przebrzmiała jak sen.
Co to jest? Kto to był? spytał w końcu stojącego z dala Czeremechy.
Stary miał już cóś na ustach, ale pomyślawszy, wstrzymał się nagle.
Toć to jest ten Barani Kożuszek rzekł. Znasz go?
Jak wszyscy, z widzenia... tak przebÄ…knÄ…Å‚, mieszajÄ…c siÄ™ trochÄ™, stary. Ludzie siÄ™
różnie domyślają... człek bo osobliwy.
W samej istocie przerwał starosta. Czy waćpan wiesz? Wystąpił mi z łaciną.
Czeremecha ramionami tylko zżymnął.
Zamyślony panicz, zapomniawszy już, z czym przyszedł do swojego starego sługi, zwrócił
się ku drzwiom. Marszałek odprowadził go, ale nie zatrzymywał.
W pokoju sypialnym, do którego powrócił, zastał zawsze już o tej porze zjawiającego się
pana Tytusa, który jak w domu czując się u niego, kazał sobie podać czekoladę i spokojnie się nią
posilał. Po twarzy zmienionej starosty i z dosyć chłodnego przywitania Tytus się mógł domyślać, że
świeże jakieś, nieprzyjemne wrażenie spotkało przyjaciela.
Kochany starosta odezwał się cóś dziś znużony czy chory.
Wstałem z bólem głowy odparł panicz, siadając i wcale się nie myśląc tłumaczyć
przed Tytusem.
To, co o nim posłyszał z ust żebraka, nie pozostało bez następstw. Patrzył nań z pewną
obawÄ… i niedowierzeniem.
Tytus tą tajemniczością przyjaciela, który zwykle bywał dlań aż do zbytku otwartym; tym
tonem, dla siebie nowym, został zaniepokojony. Zwrócił rozmowę, więcej rachując na wydanie się
nieumyślne młodego pana niż na wydobycie z niego czegoś pytaniami.
Prawda rzekł że Loiska wczoraj była prawdziwie uroczą? Nie znam kobiety, która
by tak zawsze piękną, a tak rozmaitą być umiała.
Starosta ze spuszczonymi oczami bawił się połą szlafroka. Zimny był, nie potwierdzał i nie
przeczył. Pierwszy raz nie zachwycał się Loiską.
Co to jest? pomyślał Tytus. Miałżeby wczoraj..." I spytał głośno:
Mniej się wam podobała?
Nie rzekł starosta zimno zawsze jest zachwycającą, ale wyznaję, że jej się obawiać
zaczynam.
Tytus wybuchnął śmiechem serdecznym.
Obawa przyszła bardzo wcześnie odparł i to jest gwarancją, iż starosta z tym
ogniem będziesz się obchodził ostrożnie.
Gospodarz, sparty na stoliku, milczał.
Tytus, przebiegły i doświadczony, czuł już, że pomiędzy wczorajszym a dzisiejszym dniem
cóś zaszło, czego sobie wytłumaczyć nie umiał. W nocy starostę odprowadził do domu, dziś
pierwszy przyszedł do niego. Nie mógł się widzieć z nikim, nikt nań nie mógł wpłynąć ani ostrzec i
zniechęcić.
Musiał chyba z domu od ojca odebrać jakieś złe listy" pomyślał Tytus i od niechcenia
go zagadnÄ…Å‚:
Pan starosta nie miał wiadomości od wojewody?
Ani wczoraj, ani dziś nie było listów. Spodziewam się kresów wieczorem.
Chyba mu brak pieniędzy" rzekł sobie w duchu Tytus, który rad był co najrychlej
przyjaciela udobruchać i poufały przywrócić stosunek.
Nie masz, kochany starosto, interesu jakiego do miasta, w którym mógłbym mu być
pomocnym lub pośredniczyć? Dziś we własnej sprawie muszę być u Teppera i Blanka.
Starosta podziękował sucho.
Nie, nie mam nic.
Jakież projekta na dzień dzisiejszy? ciągnął dalej Tytus.
Nie myślałem o tym jeszcze odezwał się, poziewając starosta. Ale prawda! Mam
kilka wizyt koniecznych, które ojciec mi polecił, a dotąd je zaniedbałem.
No, to w dzień, a wieczorem co robimy? spytał Tytus.
Nie wiem, teatr być musi rzekł starosta obojętnie.
Z teatru naturalnie na wieczerzę do Loiski z uśmiechem wtrącił kusiciel.
Dzień po dniu? pytająco odezwał się panicz. Zdaje mi się, że tak jej narzucać się
nie wypada. Ludzie mogliby sądzić, a co gorzej i ona sama...
Co? %7łe ona się staroście podobała? zaśmiał się Tytus. Ale o tym zdaje mi się, i ona,
i ludzie już wiedzą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]