[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czuje pan, jakie są głodne? zapytał Bruno Wasyljewicz.
Tak powiedział Minc.
Koty patrzyła na niego jak dzieci w sierocińcu, dzieci, które wiedzą, że płakać
nie wolno bo jeszcze zbiją, a jeść i tak nie dadzą.
Proszę chwilę poczekać powiedział Minc. Chciał skoczyć na róg, tam
widział sklep spożywczy.
Ale nie zdążył pobiec, ponieważ spod schodów wyłoniło się bezczelne na oko
babsko w futrze z norek. Niosła duże pudełko z napisem Whiskas .
Pieniądze masz? zapytała.
Poznajcie się powiedział Bruno Wasyljewicz. Maria Siemionowna.
Nasza sąsiadka i ostoja. Jednakże, muszę panią, Mario Siemionowno, rozczaro-
wać. Nie dali mi pieniędzy na uniwersytecie. Nie dali, kazali przyjść jutro.
Ile to kosztuje? zapytał Minc.
Plus piętnaście procent powiedziała Maria Siemionowna. Proszę
mnie też zrozumieć emeryturę mam nie ludzką a kocią. Ale żołądek, proszę
o wybaczenie, ludzki.
Minc kupił pudełko z kocią karmą, Maria Siemionowna odeszła przeliczając
po drodze pieniÄ…dze. Bruno Wasyljewicz i koty patrzyli na Minca nie mrugajÄ…c.
Minc Poczuł, że i Bruno Wasyljewicz jest gotów skosztować kociej karmy.
141
Pokój świadczył o biedzie właściciela, był przy tym zagracony ponad miarę,
zastawiony rozwalajÄ…cymi siÄ™ meblami, jakby specjalnie urzÄ…dzono go tak, by
kotom było miło bawić się w chowanego
Bruno Wasyljewicz postawił pudełko na stole, a koty zaczęły zawzięcie drzeć
karton.
Pokój dzieliła na dwie części zasłona. Niespodziewanie rozległ się zza niej
głuchy, przerywany głos:
Otrzymałeś honorarium?
I nie wiadomo było, czy to głos męski, czy kobiecy. Bruno Wasyljewicz od-
wrócił się do profesora, przyłożył palec do ust, a potem odezwał się:
Honorarium za wykłady mają zapłacić pod koniec tygodnia. Dzisiaj nie
mieli w kasie pieniędzy.
Zawsze tak! Leń! złościł się ktoś za zasłoną. Poszedłbyś wcześniej,
to i dla ciebie by wystarczyło.
Koty szeleściły opakowaniem Whiskasa , chrupki rozsypały się po stole, ko-
ty chwytały je i chrzęściły.
Proszę siadać. Bruno Wasyljewicz wskazał krzesło, sam usiadł na wy-
gniecionej kanapie.
Mogę panu pożyczyć powiedział Lew Christoforowicz. Ile pan po-
trzebuje?
Bruno Wasyljewicz nie zdążył odpowiedzieć, jak zza zasłony dało się słyszeć:
Kto tam jest? Dlaczego nieznajomy głos?
To mój kolega po fachu, mamo powiedział Bruno Wasyljewicz. Pro-
fesor Minc.
Nie miałam przyjemności poznać powiedziała mama Bruno Wasyljewi-
cza.
Gwałtownie odsunęła zasłonę i wyjechała do gościa.
Mama Bruno Wasyljewicza, niemłoda czarnowłosa kobieta z wydatnymi war-
gami, siedziała na wózku inwalidzkim. Miała na sobie czarną, zdobioną szklany-
mi paciorkami suknię. Kolana mamy przykrywał pled, ze starości wyglądający
jak nie wiadomo co. Dłonie, leżące na tej szmacie, były obficie upierścienione.
Koty przestały jeść, usiadły w szeregu okazując szacunek gospodyni.
Tak właśnie sobie żyjemy powiedział Bruno Wasyljewicz.
Cieszę się ze spotkania powiedział Minc do matki konsultanta. Nie-
stety, nie miałem wcześniej przyjemności poznania was.
Mama przymknęła jasnobrązowe oczy.
Czy pan jest człowiekiem majętnym? zapytała.
Stosunkowo.
Czy pański majątek pozwala panu na butelkę szampana?
Oczywiście powiedział Minc.
Proszę udowodnić powiedziała mama.
142
Minc wyjął portfel, otworzył go, wyjął banknot z widokiem na obóz koncen-
tracyjny w Solówkach.
Mamo, wstyd mi za ciebie powiedział Bruno Wasyljewicz.
Minc pomyślał, że staruszek wygląda gorzej niż jego własna matka. Zresztą,
kobiety o wschodnim typie urody często tak się jakoś konserwują.
Mama nacisnęła na przycisk w poręczy wózka.
Natychmiast w progu, jakby tylko czekała na sygnał, pojawiła się Maria Sie-
mionowna. Trzymała w ręku tacę z czterema kieliszkami i otwartą już butelką
szampana Nowy świat
Ojczysty powiedziała i postawiła tacę na owalnym stoliku, w tym celu
strącając zeń kilka książek. Koty zasyczały.
Matka pierwsza podjechała do stolika. Pozostali też chwycili za kielichy.
Dziękujemy ci, Brutusie powiedział matka. Mario Siemionowno,
choć niezłe z ciebie bydlę, to czasem i w tobie coś dobrego się budzi.
To z chciwości przyznała z wdziękiem Maria Siemionowna.
Wyjęła z ręki Minca banknot i powiedziała:
Resztę wybij sobie z głowy, Christoforowicz.
My się znamy? zapytał Minc.
Uwiodłeś mnie, kiedy byłeś na drugim roku powiedziała Maria Siemio-
nowna i, dzwięcznie roześmiawszy się, uciekła z pokoju.
Dopiero teraz Minc uświadomił sobie, że nawet nie przyjrzał się dobrze są-
siadce.
Co pana do nas sprowadza? zapytała matka.
Szczęśliwy przypadek odpowiedział Minc. Szampan już przyjemnie
uderzył do głowy, co nie stałoby się, gdyby mieli do czynienia ze zwykłym wi-
nem.
Profesor zobaczył u jednego zaocznego artykuł, to znaczy tę semestralną
o teoremacie Fermata.
Boże powiedziała matka. Przecież to przedwczorajszy dzień!
Mamo, szkodzi ci, jak tak dużo pijesz powiedział Bruno Wasyljewicz
Matka wyciągnęła dłoń z pustym kieliszkiem. Ręka nie drżała. Bruno pokręcił
głową. Minc pomyślał, że imiennik konsultanta też tak kręcił głową, kiedy inkwi-
zytorzy chcieli, by wyparł się idei wielości światów.
Matka odwróciła się do profesora i wyciągnęła kielich w jego kierunku.
Minc wziął ze stołu butelkę i nalał matce szampana. Bruno Wasyljewicz nie
był tym zachwycony.
Dziękuję powiedziała matka. Ale, mam nadzieję, nie wyda nas pan?
Sprawia pan wrażenie porządnego młodego człowieka.
Minc popatrzył pytająco na Bruno Wasyljewicza.
Mamo powiedział ten. Proszę dopić i iść spocząć.
143
Ach rzekła matka spoczynek to nam się tylko śni! Gdybym nie pra-
cowała, to bym się dawno zestarzała!
Trzymając kieliszek jak chorągiewkę podczas spaceru, matka odjechała za za-
słonę. Bruno Wasyljewicz zamknął drzwi na korytarz. Koty chrzęściły chrupkami
karmy.
Moje nieszczęście zasadza się na tym powiedział Bruno Wasyljewicz
półgłosem że mama nie jest tu zameldowana. Ta historia bierze swój początek
w rym tragicznym okresie naszej historii, kiedy byłem tu zesłany jako syn wroga
ludu. Ojciec został rozstrzelany jako wróg ludu, a mama siedziała w obozie, jako
żona tegoż wroga. Nie mogłem, oczywiście, otrzymać wykształcenia. . .
Nieoczekiwanie Bruno Wasyljewicz chlipnął i otarł łzę z policzka rękawem.
Pamiętam, jak przyniosłem mojemu mistrzowi swój wynalazek. Pochwalił
mnie. I kazał zapomnieć. Spróbuj to pokazać, to nie wykręcisz się tylko zsyłką .
A propos dało się słyszeć zza zasłony ten sam rodzaj strachu jest mi
znany jeszcze sprzed rewolucji. Przyszłam na wydział chemii do Stoletowa. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]