[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się gwałtownie. Zabrakło jej słów. Po jej lewej stronie wznosiła się
kilkunastometrowa ściana klifu, z której woda srebrną smugą spadała
wprost do niewielkiego jeziorka. Po prawej wąski kanał wskazywał dalszy
bieg rzeki. Wokół, na skałach, kłębiła się roślinność.
Najpiękniejsze ze wszystkiego były jednak motyle. Setki ich
trzepotały w wypełnionym wodnym pyłem powietrzu. Nigdy wcześniej
nie widziała takiego szaleństwa barw.
Brandt uśmiechnął się, widząc jej osłupienie.
- Na co czekasz? Rozbieraj siÄ™, kobieto. - Na widok jej wahania
uniósł brew. - Masz na sobie kostium kąpielowy?
32
RS
- Tak, oczywiście.
- To niedobrze.
Miri stłumiła chichot, ale jej rozbawienie nie trwało długo, bo
zostało zastąpione przez intensywną tęsknotę, której nie umiała ukryć.
Pragnęła go, odkąd sięgała pamięcią. Ich spojrzenia spotkały się. Bez
wahania zrzuciła buty, szorty i koszulkę, pozostawiając je w nieładzie na
ziemi. On zrobił to samo.
Potem wziął ją za rękę i przytrzymał przez niesamowicie długą
chwilę. Pomógł jej wejść do jeziorka.
Następna godzina przeminęła jak we śnie. Oboje bawili się w wodzie
jak dzieci, śmiejąc się głośno. W końcu, zmęczeni, usadowili się na
płaskim głazie koło wodospadu. Miri usiadła ze skrzyżowanymi nogami,
przeczesując palcami włosy. Ku jej zaskoczeniu Brandt dołączył do niej,
pomagając rozplatać loki.
-Chciałabym... chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Motyle,
wodospad, kwiaty, jeziorko i... - głos jej zamarł na chwilę -... i ty.
- Odkryłem, że nic nie trwa wiecznie, nieważne, jak bardzo bym
pragnął, żeby było inaczej.
- Takie słowa pasowałyby do twojego dziadka.
- Nic dziwnego, skoro mnie wychował.
- O ile pamiętam, miał powiedzonka na każdą okazję, zwłaszcza gdy
pakowałam się w kłopoty - przypomniała sobie. - Kiedy go spotkałam po
raz pierwszy, bardzo się denerwowałam.
- Nareszcie komuś się udało ciebie onieśmielić.
33
RS
- Odpuść mi trochę, miałam siedem lat. Moja mama właśnie wyszła
za króla Stefana. Ten wysoki, szorstki mężczyzna wyglądał nawet bardziej
królewsko niż mój ojczym. Jak ty byś się poczuł?
- Przypuszczam, że niedługo pozostałaś onieśmielona?
- Jasne, że nie! Szybko się przedarłam przez tę twardą maskę i
odkryłam miękkie jak wosk wnętrze. - Uśmiechnęła się czule. - Twój
dziadek był dla mnie bardzo miły. Aaskawy. Czarujący. Wspierał mnie.
Traktował jak prawdziwą księżniczkę. A jego przemowy, choć czasami
bardzo bolesne, trafiały w sedno i zostały we mnie na zawsze.
- O czym był jego pierwszy wykład?
- To oczywiste. - Z jakiegoś powodu poczuła łzy napływające do
oczu. - Verdonianinem jest siÄ™ w sercu, a nie z powodu urodzenia.
- Ach! - Głos Brandta złagodniał. - Musiałaś się czuć bardzo obco.
- O tak. Właśnie jednoznacznie mi powiedziano, że nie jestem
prawdziwą" księżniczką. A ja najbardziej w świecie pragnęłam należeć
do kraju, który przyjęłam za własny.
- Zrobił na tobie mocne wrażenie.
- O, tak! I to długotrwałe. Tak jak ty. Teraz uważam, że jesteście do
siebie bardzo podobni. Był szorstki, miał zmarszczki i oczy takie...
- PrzewiercajÄ…ce na wylot.
- Takie same jak twoje. Dzięki Bogu, że go miałeś. Utrata rodziców
w tak młodym wieku musiała być dla ciebie bardzo bolesna.
- Właściwie prawie ich nie pamiętam. Zginęli, gdy byłem mały -
mówił spokojnie, pogodzony z losem. - Za to zawsze miałem dziadka.
Nauczył mnie wszystkich potrzebnych rzeczy.
34
RS
- Niech zgadnę: honor, obowiązek, odpowiedzialność i... - skrzywiła
się -... poświęcenie. Trafiłam?
- W dziesiątkę. Lecz ja bym raczej powiedział wybór", a nie
poświęcenie", choć często wychodzi na to samo. Oczekuje się od nas
wyborów raczej dobrych dla kraju niż dla nas samych.
- A jeśli są sprzeczne?
- Nie ma sprzeczności - odparł natychmiast. - Verdonia zawsze
wygrywa.
- Taki jesteś pragmatyczny - rzuciła rozdrażniona. Skwitował tę
uwagę lekkim wzruszeniem ramion i uśmiechem.
- A ty za to wcale.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]