[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczy i wsłuchałam się w jego czyste, piękne
brzmienie.
Obudziłem cię bardziej stwierdził, niż
zapytał.
Nie pierwszy raz. Właściwie już się
przyzwyczaiłam.
Do mnie? powiedział niewinnie.
Do tego, że wyrywasz mnie z objęć snu.
Mam być zazdrosny?
Zelektryzowało mnie jego pytanie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Przejdzmy do następnego punktu.
Dzwonisz w jakiejÅ› konkretnej sprawie?
wykręciłam się od odpowiedzi.
Musiałem sprawdzić, czy wszystko jest
w porządku odrzekł z troską w głosie.
Wszystko jest w porzÄ…dku
wyrecytowałam, czując nagły przypływ
czułości.
W takim razie dobranoc, Nadia, śpij
dobrze i& zrobił celowo przerwę żadnych
objęć z nikim znów przerwa poza mną.
Zrobiło mi się gorąco.
Dobranoc odpowiedziałam nieco
drżącym głosem i zaraz dodałam jeszcze:
Tylko nie dzwoń przed szóstą.
Roześmiał się.
Okej, zadzwonię pięć po. Kolorowych
snów.
Rozłączyłam się, lecz nie odłożyłam
telefonu. Trzymałam go w dłoni, jakby był
najcenniejszym skarbem, ale tylko i wyłącznie
przez to, że dzięki niemu mogłam go usłyszeć.
%7łe stanowił narzędzie przekazu pomiędzy
nami. Wpatrywałam się w ekran, gdzie przed
chwilą wyświetlało się jego imię. Znów
poczułam to ciepło, które nie tylko
rozgrzewało, ale dodawało otuchy i nadziei,
napawało optymizmem. Mimo budzącej
niepokój, lęk i złość sytuacji, w której się
znalazłam, poczułam naraz przypływ
szczęścia. Tak, miałam szczęście, choćby nie
wiem, co za chwilę miało się stać. To, że go
spotkałam, te uczucia i emocje były ponad
wszystkim, wykraczały poza wszystko,
przyćmiewały nawet zło i strach. Tak, miałam
szczęście, że spotkało mnie to, co nie
przytrafia się każdemu.
Pełna spokoju, z komórką w ręce
przyłożyłam głowę do poduszki. To szczęście
unicestwiło w tej chwili lęk i złość, tak jak
dobro zwycięża zło. Nie tylko w bajkach.
*
Cały następny dzień na przemian rozmyślałam
o tym, co się stało, i przeciwnie, starałam się
o tym nie myśleć. Przy wtórze piosenek
z radia, które puściłam niemal na cały
regulator, uporządkowałam idealnie nie tylko
swój pokój, ale cały dom. Jednak jedna myśl
ciągle nie dawała mi spokoju, powracała
i pukała nieustannie do mojej głowy. Czego ten
ktoś u mnie szukał? Co takiego mogłam
posiadać? Jakim cudem jestem w ogóle
uwikłana w tę absurdalną sytuację? A może
w tym wszystkim jest jakiś głęboko ukryty
sens? Ale jaki?
Oczywiście rozważałam różne możliwości,
łącznie z przypadkiem i zbiegiem okoliczności.
Klient biura podróży lub konkurencja nie
wchodziły raczej w grę. Jakiś dewiant, cichy,
ale pokręcony wielbiciel, stuknięty adorator
bez przesady. Skomplikowana intryga, zawiły
spisek też były raczej wykluczone. Byłam więc
bezsilna, nie przychodziło mi do głowy żadne
racjonalne wytłumaczenie. I to doprowadzało
mnie do wściekłości.
*
W końcu około południa ubrałam się i wyszłam
z domu. Postanowiłam iść na piechotę do
biura, z nadzieją, że może świeże powietrze
podsunie mi jakąś nową myśl, podpowie
rozwiązanie tej cholernej zagadki. Szłam
wolnym krokiem, nie czując zimna, które
jednak uparcie dobijało się do mojej grubej,
puchowej kurtki, chcąc przeniknąć do środka.
Zachmurzenie nie było duże, a przez
niewielkie, rzadkie chmury prześwitywało
niczym przez tiul słońce. Gdy mijałam dom Oli,
aż ścisnęło mi się serce. Stanęłam przed
bramką. Tą samą, przez którą wtedy
przeszłam. Od tamtej pory jej nie
przekroczyłam. Nagły, przejmujący smutek
i ból przeorały moją duszę, ale zacisnęłam
zęby i poszłam dalej. Po kilku krokach wyjęłam
telefon komórkowy i z ociąganiem wyszukałam
w kontaktach znajomy numer. Po kilku
sygnałach w słuchawce rozległ się głos, który
tak dobrze znałam, ale teraz brzmiał żałośnie,
smutno i posępnie, ale nie wrogo:
Witaj, Nadia.
Oczy zaszły mi łzami. Przez moment nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]