[ Pobierz całość w formacie PDF ]

noc drzwi między ich pokojami właściwie tylko pogorszył sytuację, bo w
nocy Kim budziła się co najmniej milion razy. Za każdym razem, kiedy
słyszała, jak Mark przewraca się na drugi bok albo kiedy zaczął chrapać.
Nie, pochrapywać. Tak sympatycznie, niegłośno.
Przetarła oczy, chwyciła minikomputer leżący koło łóżka i
sprawdziła wiadomości. Co my tu mamy? Kilka od bliskich znajomych. I
jedna, za to bardzo interesująca, od kapitana Pearsona. Z tą wiadomością
należało od razu biec do Marka.
Po umyciu zębów, oczywiście. Warto też się przyczesać.
Zajęło to trzy minuty. Kim pognała do drzwi, przystanęła, obciągnęła
T-shirt Dodgersów, dzięki czemu prawie zasłonił kolana, i zastukawszy
elegancko w futrynę, zajrzała do pokoju.
Tu spotkało ją wielkie rozczarowanie, bo łóżko było puste.
- Mark?!
- Jestem!
Wyszedł z łazienki. Tylko w ręczniku owiniętym wokół bioder.
Niestety, życie czasami nie pogrywa z nami fair. Bo ta klatka, na
przykład. Wspaniałe płaty mięśni, po których spływały kropelki wody.
Gdyby Kim nie miała przed sobą całego dnia śledztwa, kto wie, czy by się
nie złamała...
50
RS
Zacisnęła dłonie w pięści, żeby pomóc sobie w opieraniu się pokusie,
i wkroczyła do środka pewnym krokiem, jakby ewentualność, że ręcznik
może komuś zsunąć się z bioder, wcale jej nie przerażała.
- Dostałam informacje od kapitana Pearsona na temat pana Czanga.
Sprawdzili go. Facet niby żyje normalnie, a okazuje się, że ma dwie
kochanki i tonie w długach.
- Rozumiem. Przecież ma dwie studnie bez dna.
- Zgadza siÄ™. Jedna pani mieszka tu,
w apartamencie, druga ma własne mieszkanie w centrum miasta.
- No to pięknie! Czyli jest powód, żeby facetowi przyjrzeć się
dokładniej. - Pochylił się nad torbą podróżną i zaczął wyciągać z niej
ubranie. Bokserki, spodnie koloru khaki i czarnÄ… koszulkÄ™ polo.
- Przecież to robimy! Każdy centymetr kwadratowy tego kasyna jest
pod obserwacjÄ…, Å‚Ä…cznie z piwnicami. I nic... - O nie! Chyba nie ma
zamiaru ubierać się tutaj, w jej obecności? Wolała nie ryzykować.
Odwróciła się szybko od tych jego rąk operujących przy torbie i dopiero
wtedy dokończyła swoją wypowiedz. - Pilnowana jest też biżuteria kobiet.
Moja też.
- Twoja to imitacja. Sprawdzałem. - Słowom Marka towarzyszył
szelest materiału. - Nawet te ozdóbki przy twoim kostiumie, który waży
chyba tonę. Tym, który miałaś na sobie wczoraj rano.
Czuła się coraz bardziej nieswojo. Głupio tak było rozmawiać, a
jednocześnie podsłuchiwać, jak Mark się ubiera, co wyjątkowo pobudzało
wyobraznię. Nie tylko zresztą podsłuchiwała, bo przed oczyma pojawił się
obraz, oczywiście Marka, oczywiście nakładającego bokserki...
51
RS
- Znam się na biżuterii trochę lepiej niż inni - ciągnął przy
akompaniamencie cichutkiego  bzzz" zasuwanego zamka błyskawicznego.
- Oczywiście nie jestem profesjonalistą, ale moja matka robiła biżuterię i
sprzedawała ją. Między innymi dzięki temu pasowałem do tego zadania.
Zapadła cisza. Po chwili Kim usłyszała za sobą ciche kroki tłumione
przez gruby dywan. Mark podchodził coraz bliżej. Czuła już za plecami
jego ciepło.
Odgarnął jej włosy z karku, gorące wargi wycisnęły u nasady jej szyi
długi pocałunek.
- Spotykamy się za kilka minut przy śniadaniu, księżniczko.
- Aha...
Cóż za błyskotliwa odpowiedz! Niestety, nic więcej nie mogła z
siebie wydusić. Jej rozszalałe hormony kompletnie otumaniły mózg.
Bez słowa wyszła z pokoju, zatrzymała się na środku saloniku i nie
odwracając się, czekała, aż Mark do niej dołączy. Stała tak nieruchomo
przez kilka chwil. Póki jej coś nie tknęło. Bo ta cisza. Czyżby on...
Tak. Poszedł. Nigdy się nie dowiedziała, czy kompletnie ubrany. Czy
nie.
Po śniadaniu rozpoczęto realizację planu dnia. Dnia wypełnionego co
do mikrosekundy i Mark zaczynał rozumieć, dlaczego osoby panujące
podobno wcześnie się starzeją. Już teraz najchętniej znikłby wszystkim z
oczu i ukrył się, najlepiej w jakiejś głębokiej pieczarze. Miał serdecznie
dość, że rządzi nim rozkład dnia. Tak samo miał dość reporterów,
asystentki, ochroniarzy i tych wszystkich, którzy płaszczyli się przed
księżniczką Ting.
Czyli Kim.
52
RS
Ale przynajmniej następny punkt programu dawał cień nadziei na
odrobinę prywatności... Spojrzał tęsknie na strumień wijący się przez
kasyno. Można było nawet popływać łódką. Oczywiście wszystko było
sztuczne, jak w parku rozrywki, niemniej jednak przejechać się łódką
warto, przynajmniej będzie okazja pobyć przez chwilę sam na sam z Kim.
Chociaż nie, na pewno towarzyszyć im będzie asystentka Sun. Ta
dziewczyna jest bardzo przejęta swoją rolą. Chyba za bardzo. Po prostu
wyłazi ze skóry, żeby Kim nie miała ani minuty wolnego czasu. Czyżby
otrzymała jakieś dodatkowe polecenia? Jeśli tak, to od kogo? Od pana
Czanga z dwoma kochankami?
Kto wie. W końcu kradzione diamenty miały być przekazane w jego
kasynie...
No proszę, oto nadciąga pan Czang we własnej osobie. Jak zwykle w
lansadach podszedł do Kim i spojrzał na nią po prostu łakomie.
- Wasza Wysokość, pozwolę sobie zauważyć, że wygląda pani dziś
wyjątkowo pięknie!
- Dziękuję, panie Czang, radzę jednak powstrzymać się od
komplementów. Mojemu przyjacielowi może się to nie spodobać, a mój
przyjaciel, panie Czang, to stuprocentowy mężczyzna.
- Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość. Pozwolę więc sobie tylko
jeszcze spytać, czy wczorajsza kolacja, którą kazałem zanieść do
penthouse'u, zaspokoiła gust państwa?
Aaskawie skinęła głową.
- Jedzenie było bardzo smaczne i wykwintne. Szef pańskiej kuchni
przeszedł samego siebie.
53
RS
- Przekażę mu to, będzie zachwycony. Jeszcze raz bardzo dziękuję za
możliwość naprawienia karygodnego błędu. A teraz życzę państwu miłej
romantycznej przejażdżki. Mam nadzieję, że Wasza Wysokość opowie
swojej szanownej babce o naszych skromnych progach i w przyszłości,
kiedy szanowna babka Waszej Wysokości wybierze się do Stanów,
będziemy mieli okazję powitać ją w naszym kasynie.
- Naturalnie. Wszystko jej opowiem. Babka... świetnie. Mark
odszukał wzrokiem asystentkę.
- Sun! Może poprosisz pana Czanga o przepisy na te wspaniałe
potrawy, którymi uraczono nas wczoraj wieczorem? Prześlemy je babce
księżniczki Ting. Na pewno zrobimy jej tym przyjemność.
Super. Asystentka spławiona. Będzie okazja swobodnie pogadać o
śledztwie. Zadowolony Mark ruszył z Kim do łodzi. Niestety, czekało go
gorzkie rozczarowanie w osobie pracownika kasyna przebranego za
wioślarza. Czyli o słodkiej chwili sam na sam nie ma co marzyć.
Trudno. Mark pomógł Kim ulokować się na ławce i usiadł obok.
Aódka była nieduża, wąska, podobna do kanoe. Na dziobie wyrzezbiona
głowa tygrysa, zwrócona twarzą do przodu.
Ruszyli. Człowiek w kostiumie udawał gorliwie, że wiosłuje, choć
łódka posuwała się do przodu po specjalnej szynie ukrytej w wodzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl