[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie żartuj w ten sposób - odparła Corey, zdumiewając wszystkich, łącznie z samą
sobą, napięciem, jakie zabrzmiało w jej głosie.
- Typowe nerwy przedślubne - zawyrokował Spence, a Mike ryknął śmiechem.
Wstali, zbierając się do wyjścia, Spence jednak zatrzymał Corey, kładąc dłoń na jej
ramieniu.
- Chciałbym cię o coś prosić - powiedział, gdy reszta ekipy opuściła gabinet. -
Rozumiem, jak się poczułaś wczorajszego wieczoru, byłbym ci jednak bardzo
wdzięczny, gdybyś przez cały dzień udawała, że nic się nie stało.
Corey miała bardzo niezdecydowaną minę.
- Albo zgodzisz się na moją prośbę, albo nici z wesela - oświadczył z uśmiechem.
Był absolutnie nieprzewidywalny, nieodgadniony i nieprzytomnie przystojny z tym
wesołym błyskiem w oczach.
- Jesteś pozbawionym skrupułów niegodziwcem - oświadczyła.
- Moja droga, jestem najlepszym przyjacielem, jakiego miałaś w życiu.
Corey oniemiała z powodu tak wielkiej arogancji, on jednak szybko pośpieszył z
wyjaśnieniami.
- W moich rękach znajduje się list, w którym Joy wyjaśniła przyczyny swojej
ucieczki. Bez ogródek wyznała, że to wczorajsza rozmowa z tobą utwierdziła ją w
przekonaniu, iż jeśli nie wyjdzie za mężczyznę, którego naprawdę kocha, będzie
nieszczęśliwa do końca życia. Wbrew temu, co dałem do zrozumienia mojej
siostrze, sama sprowadziłaś sobie kłopoty na głowę. No więc jak? Przystajesz na
moją prośbę, czy mam odwołać imprezę?
- Wygrałeś - odrzekła Corey ze śmiechem.
Nie umiała w tym momencie zdecydować, czy jest zadowolona, czy rozczarowana,
że nie będą dyskutować na temat wczorajszego wieczoru.
- %7ładnych niesympatycznych myśli na mój temat przez cały dzień, OK? - Skinęła
głową. - To dobrze. Czy jest coś jeszcze, w czym mógłbym ci pomóc przed
weselem?
- Już i tak zrobiłeś bardzo wiele. Jestem ci niezmiernie wdzięczna - odpowiedziała
z przejęciem. - I pod wielkim wrażeniem - przyznała niechętnie, a wychodząc,
posłała mu uśmiech przez ramię.
Spence zadumał się nad jej ostatnimi słowami. Jeżeli Corey była pod wielkim
wrażeniem tego, co zrobił do tej pory, zapewne wpadnie w za
79
chwyt, gdy uda mu się przeprowadzić resztę planu. Na górze krawcowe pracowały
już nad poprawkami w sukni Joy, by idealnie pasowała na Corey. W Houston jego
adwokat właśnie wysyłał list do ludzi wynajmujących dom babki Spencera,
informujący o natychmiastowym wygaśnięciu dzierżawy. Do listu dołączony
został czek na pokazną sumę. by zrekompensować dotychczasowym lokatorom
wszelkie niedogodności. Sędzia Lawrence Lattimore natomiast prowadził
rozmowę z zaspanym urzędnikiem stanu cywilnego, przekonując go, by - choć jest
sobota - jak najszybciej przygotował nową licencję małżeńską.
Biorąc wszystko pod uwagę, Spence uznał, że wyjątkowo dobrze spisał się tego
ranka.
Mimo to wciąż nękało go nieprzyjemne przeświadczenie, że zapomniał o czymś
bardzo ważnym - i nie chodziło o to, że nie poinformował Corey, iż jeszcze dziś
zostanie mężatką. Miał nadzieję, że była szczera, gdy mówiła, jak kocha
spontaniczne decyzje i działanie pod wpływem impulsu; a przede wszystkim liczył
na to, że nie okłamała Joy - że zawsze go kochała i chciała mieć z nim dzieci.
Właściwie nie tym tak bardzo się przejmował. Corey przecież go kochała - nie
miał co do tego żadnych wątpliwości. Nie czuł się jednak dobrze, że funduje jej
akurat taki ślub.
Biorąc jednak pod uwagę całą historię ich znajomości, Corey powinna czuć wielką
satysfakcję, że zmusiła go, by posunął się do tak dziwacznych wybiegów, byle
tylko ją zdobyć.
Uśmiechnął się na myśl o historyjce, jaką kiedyś będzie opowiadać dzieciom na
temat tego dnia, ale uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy wyszedł na taras i zapatrzył
się w jachty sunące po zatoce. Jeżeli pomylił się w swoich kalkulacjach, Corey
wpadnie w furię; gdyby jednak nie był absolutnie pewny swoich racji, czy
dręczyłby go teraz taki niepokój ?
To zapewne nerwy, które każdego zawodzą przed ślubem, uznał w duchu.
Odwrócił się i energicznym krokiem wrócił do gabinetu, by zadzwonić jeszcze w
kilka miejsc. W najgorszym wypadku Corey bez problemu zdoła anulować ich
ślub i nikt nawet nie musi wiedzieć, że kiedykolwiek byli małżeństwem.
15
Stojąc w pobliżu obsadzonego różami gazonu, gdzie za chwilę mocno
podchmielony sędzia miał mu udzielić ślubu z niczego nie
80
podejrzewającą Corey, Spence rozmawiał przyjaznie z dwiema kobietami, nie
mającymi pojęcia, że wkrótce staną się rodziną.
Ponieważ chciała mieć na swoich zdjęciach mnóstwo uśmiechniętych twarzy,
Spence dostarczył jej ich aż dwieście. By podtrzymać radosny nastrój, odwołał się
do niewyobrażalnych ilości francuskiego szampana i rosyjskiego kawioru, na który
musiał wydać sporą fortunę. Już na początku rozśmieszył zgromadzonych gości
krótką, żartobliwą przemową, w której prosił wszystkich o gorliwą współpracę. I
wszyscy wydawali siÄ™ zachwyceni.
Nikt jednak nie był tak zachwycony, jak sam pan młody.
Unosząc kieliszek szampana do ust, przyglądał się przyszłej żonie, która
sprawdzała właśnie kąt padania promieni słonecznych, by odpowiednio rozstawić
statywy do sfotografowania ceremonii ślubnej. Długi tren sukni za dziesięć tysięcy
dolarów plątał jej się pod nogami, związała go więc w wielki luzny węzeł, a
niemal równie długi koronkowy welon zarzuciła sobie na ramiona niczym ogrom-
ną, pienistą etolę. W tym momencie Spencer uznał, że Corey jest najwspanialszą
istotą na ziemi. Pełną uroku, swobodną i bezpretensjonalną. A na dodatek ta
niezwykła kobieta wkrótce już będzie należeć do niego. Ruszyła ku niemu
niespiesznym krokiem, wyraznie zadowolona z ujęcia, które ustawiła.
- Wszystko gotowe - poinformowała radośnie.
- To doskonale - Spence zaśmiał się cicho. - Lattimore smaży się żywcem w tej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]