[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydobywszy z pokrzyw, gdzie były podstępnie ukryte, zabrałem ze sobą. Lekceważenie przepisów i
ruina zdrowia na stancji wielmożnej pani Pórzyckiej dochodzą do granic niemożliwych. Władza będzie
wiedziała, jak z tym postąpić.
"Nieporządki" nie na wszystkich stancjach panują. Jedna z nich stała się głośna stąd, że wychowywa
niemal zawodowo kandydatów na księży.
Panuje tam zawsze cisza klasztorna; gospodyni jest tercjarką; z każdych drzwi wyziera obrazek Matki
Boskiej, przy każdym wejściu wisi naczyńko z wodą święconą. W każde święto uczniowie wraz z
domownikami odczytują głośno %7ływoty świętych i śpiewają pieśni nabożne.
Uczniowie opuszczający tę stancję prawie zawsze wstępują do seminarium.
Inne stancje mają nastrój artystyczny. Słychać tam zawsze gamy i "egzercycje", wygrywane na
fortepianie, skrzypcach i flecie - niekiedy na wszystkich instrumentach razem. Częstym tam gościem
jest profesor Effenberger, którego energiczne "raz, dwa!.. raz, dwa!..." w letnie wieczory, przy oknie
otwartym, rozlega się donośnie po pustej uliczce.
Stancji, na których by w szerszym zakresie zajmowano się czytaniem książek, literaturą, nauką, w
miasteczku nie ma. Mały tam jest jeszcze dostęp i wpływ słowa drukowanego.
Gazety czytają tylko osoby starsze, i to w liczbie bardzo ograniczonej. Między młodzieżą krążą w
nielicznych, podartych, wytłuszczonych, zdefektowanych egzemplarzach tłumaczone powieści
Aleksandra Dumas, Eugeniusza Sue i - Pawła de Kock.
Za to w każdej bez wyjątku stancji codziennie o szarej godzinie drżą ściany i brzęczą szyby od
wrzaskliwego chóru:
Pijmy zdrowie Mickiewicza!
On nam słodkich chwil użycza!...
X. KPIELE I KATASTROFY
Gdyby mieszkańcowi Pułtuska powiedział kto, że są miasta pozbawione rzek, leżące nad wąskimi,
błotnistymi strugami lub nawet zmuszone czerpać wodę wyłącznie ze studzien - nie uwierzyłby;
uwierzywszy zaś - przeraziłby się.
Czy można żyć bez sąsiedztwa rzeki? Nie widzieć wspaniałych zachodów słońca, odbijających się w
wodzie; nie słyszeć rytmicznego plusku fal; nie czuć tchnień świeżych, idących od chłodnej toni; nie
móc pływać łodzią, kąpać się o każdej porze dnia, rzucać na fale wianków i gonić wzrokiem za
odpływającymi, aż w dali błękitnej przepadną - ach! to okropne! Mieszkańcom Pułtuska nie braknie
wody. Narew dwiema odnogami, niby dwojgiem ramion do uścisku wyciągniętych, opasuje i oplata
miasteczko. Rzeka obmywa mury starego zamku i miejskie ogrody; wrzyna siÄ™ w cichÄ…, do przechadzek
służącą ulicę, aby utworzyć przystań spokojną dla berlinek; przepływa środkiem miasta przegradzając
falą, a łącząc mostami dwie jego dzielnice; obraca koła młyńskie, dzwiga prom, unosi rybackie łodzie i
czółenka.
Obecność rzeki czuje się nieustannie, nawet gdy się jej nie widzi. Któż to, jeśli nie ona, w chłodne ranki
i wieczory nawiewa na miasteczko mlecznobiałe i opalowe mgły; gdzież, jeśli nie w płytkich jej
zatoczkach, nocami wiosennymi rechoczą żaby tak głośno, że spracowanym mieszczuchom spać nie
dają; skądże, jeśli nie z jej nurtów, pochodzi to mnóstwo ryb, którymi w dnie piątkowe zasypane są
wszystkie targi! W tych warunkach jakże tu mogą nie kwitnąć wodne "sporty", rybołówstwo,
wioślarstwo, kąpiele. Uczniowie oddają się im ze szczególną namiętnością, poświęcając, zwłaszcza
kÄ…pielom, wszystkie odkradzione nauce chwile.
Kąpią się po trosze wszędzie, jak kaczki - w dwóch wszakże miejscach pluszczą się ze szczególnym
upodobaniem: w bliskości młynów, gdzie woda posiada porządną głębokość, oraz na Kępie
Wierzbinowej, gdzie drzewa dają cień przyjemny i gdzie są duże ławice piasku, na których w upał, po
wyjściu z kąpieli, można się wygrzewać na słońcu na podobieństwo jaszczurek.
Rej tu wodzi Kucharzewski, pierwszorzędny pływak, odważny do bohaterstwa, śmiały, nieustraszony.
Jego popisy nieraz dreszcz i grozÄ™ budzÄ… w patrzÄ…cych...
Wszyscy, co wspólnie z Kucharzewskim nosili w Pułtusku niebieskie mundurki, zachowali niezawodnie w
pamięci jego słynny "skok śmiertelny" (salto mortale) z koła młyńskiego.
Woda przy młynie jest bardzo głęboka. Mówią, że gdyby ustawić dziesięciu Kucharzewskich, jednego na
drugim, jeszcze by stojący na szczycie nie sięgnął powierzchni wody. Rybacy nazywają to miejsce
"kotliną" - i w istocie zawsze się tam woda kotłuje, nawet przy spokojnym zupełnie powietrzu.
Każdy zwykły pływak omija kotlinę z daleka - od czasu zwłaszcza, gdy kozak, pławiący konia, utonął w
niej wraz z wierzchowcem. Ale co innych odstrasza, Kucharzewskiego pociÄ…ga. Silny, atletycznie
zbudowany, nie tylko nie ucieka przed niebezpieczeństwem, lecz sam idzie naprzeciw niemu.
Aby zrozumieć dobrze, na czym "skok" Kucharzewskiego polega, trzeba uprzytomnić sobie kilka
szczegółów.
Na osi koła młyńskiego są osadzone drewniane, z desek niezbyt szerokich, skrzydła, zwane w
młynarsko - rybackiej gwarze "pierzydłami". Przez napór wody "pierzydła" podnoszą się w górę i
wykonywają nieustannie powolne obroty nokoło osi. Rozbijana nimi woda pieni się tworząc silne
bałwany i lejkowa te wiry.
Gdy młyn w ruchu, w pobliżu jego koła szumi, wre i białą pianą bryzga istna otchłań wodna.
Otóż Kucharzewski, po wejściu do wody, lekko, swobodnie, jednym tylko ramieniem fale rozgarniając,
zmierza ku owej otchłani.
Przez pewien czas widać go jak, zalewany pianą, walczy z wirami i prądem gwałtownym. Zwyciężył
wreszcie przeszkody, pod obracające się koło podpłynął. Lewym ramieniem i lewą nogą wykonywa
ruchy utrzymujące go na powierzchni - prawą ręką sięga po "pierzydło".
Przypatrujący mu się z brzegu milkną i oddychać przestają. Zdaje im się, że są świadkami walki
człowieka ze smokiem.
Raz, drugi i dziesiąty mokra, wodnymi porostami oślizgła deska z dłoni mu się wymyka. Widzowie
chcieliby, żeby dalszych wysiłków zaniechał - żeby wszystkiemu dał spokój. Ale on nie jest z tych,
którzy ustępują.
Oto wreszcie udało mu się deskę pochwycić. Przypiął do niej jedną rękę, potem drugą. Widać mięśnie
jego silnie naprężone, żyły na skroniach i szyi nabrzmiałe, twarz szkarłatną...
Przez chwilę sądzić można, że koło zatrzymał - ale to złudzenie. On tylko wskoczył na "pierzydło" i siadł
na nim skulony jak żaba.
W tej chwili wydaje się małym, marnym. Na tle potężnego koła, wśród spienionych, kipiących,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]