[ Pobierz całość w formacie PDF ]
regularnie. Sądziłam, że Dominik lepiej zniesie tę wiadomość w miejscu publicznym,
zwłaszcza mając w perspektywie obiad z surowej ryby.
Myliłam się.
Jak to? wykrztusił z niedowierzaniem. Przecież dopiero co
przyjechaÅ‚em. Mamy dla siebie tylko kilka miesiÄ™cy. Czy to tournée nie może
zaczekać?
Według mojej agentki teraz jest idealny czas.
No jasne, nie dziwię się, że tak powiedziała. Ze złością zmiął serwetkę.
I co ja mam robić, jak ty wyjedziesz? Mówił spokojnie, ale zauważyłam, że
kurczowo zaciska dłoń na kieliszku.
Kontynuować swoje badania. Słuchaj, przez pierwsze kilka miesięcy nie
będę wyjeżdżała aż tak daleko. Będę mogła wpadać tu między koncertami. I tak bym
musiała... żeby uprać ciuchy i takie tam.
A nie przyszło ci do głowy najpierw mnie spytać o zdanie? Nie
przeprowadziłem się tutaj, żeby służyć ci za pralnię.
Nie o to mi chodziło. Będę za tobą tęskniła, ale chyba rozumiesz, że nie
mogę przepuścić takiej okazji? Może się nigdy nie powtórzyć.
WestchnÄ…Å‚.
Wiem. I rozumiem. Nakłuwał kolejny kawałek ryby z niepokojącą
agresją. Po prostu nie było mi łatwo zorganizować przyjazdu do Nowego Jorku, a
przede wszystkim zależało mi na tym, żeby spędzić trochę czasu z tobą. Badanie,
które tu prowadzę, wcale nie jest takie fascynujące, a pozwolę sobie zauważyć, że nie
spytałaś, jak mi idzie. Ani razu.
Przepraszam.
W porządku. Nie ma sprawy. Musisz jechać. Nie kłóćmy się i nie psujmy
tych chwil, które nam pozostały.
Resztę lunchu zjedliśmy w milczeniu. Sashimi, jedno z moich ulubionych dań,
stawało mi w gardle i nawet butelka asahi nie pomogła.
Biuro agentki znajdowało się kilka przecznic od Central Parku. Było małe, ale
stylowe: jasne wnętrze w podstawowych kolorach, ozdobione roślinami. Taki wystrój
mógłby doradzić ekspert od feng shui jako idealne połączenie profesjonalizmu i
życzliwości, które pomoże zaskarbić sobie zaufanie niedoświadczonego klienta.
Miała psa, starego basseta siedział na sofie naprzeciwko mnie na wytartej
czerwonej poduszce i przyglądał mi się spod przymkniętych powiek.
Obecność psa podziałała na mnie krzepiąco. Zazwyczaj ufam ludziom, którzy
mają zwierzęta, w szczególności psy. Gdybym wiedziała, że Dominik nie ma
zwierząt, zanim pojechałam do Hampstead, mogłabym odnosić się do niego z
rezerwą. Ale kochaliśmy się, zanim odwiedziłam jego dom, więc moja początkowa
ocena Dominika nie mogła uwzględnić tej wady.
Doszłam do wniosku, że Susan musi być w miarę dobrym człowiekiem, skoro
przynajmniej pies chce przebywać w jej towarzystwie. Właśnie z tego powodu
przeczytałam tylko kilka pierwszych stron umów, jakie mi dała, i podpisałam
wszystko jak leci. Dokumenty zawierały same skomplikowane słowa i procenty i
odnosiłam wrażenie, że nie mam na nie żadnego wpływu. I tak dopisało mi ogromne
szczęście, że dostałam ten kontrakt, więc uznałam, że negocjowanie warunków
byÅ‚oby nadużyciem. Na negocjacje przyjdzie czas przed kolejnym tournée, jeÅ›li to
obecne okaże się sukcesem. Abstrahując od psa, intuicyjnie jej ufałam. Była
wyrachowana, ale się z tym nie kryła.
Po załatwieniu spraw zawodowych umówiłam się na spotkanie z Cherry, która
pracowała w pobliżu. Jak się okazało, była nauczycielką w podstawówce.
Jak łączysz życie prywatne i pracę z dziećmi? spytałam ją przy kawie w
Lenny s przy Drugiej Alei.
O Boże, w szkole nie mają o niczym pojęcia. Właśnie dlatego wszędzie
posługuję się pseudonimem artystycznym. Tylko rodzina i przyjaciele znają moje
prawdziwe imię. W sumie prowadzę dwa życia. Można się przyzwyczaić. Ty też
powinnaś pomyśleć o jakimś pseudonimie, jeśli zamierzasz być sławna i
kontynuować perwersyjne praktyki.
Chyba nie mogłabym posługiwać się innym imieniem. Czułabym się jak
kłamczucha.
Aż tak prawdomówna przecież nie jesteś, co?
Nie rozumiem... Poczułam się trochę urażona. Zawsze byłam dumna ze
swojej szczerości. Nie lubiłam ludzi, którzy coś ukrywają. Uważałam to za oznakę
słabości, braku odwagi.
Twoi dwaj faceci nie wiedzÄ… o sobie, no nie?
To nie są moi dwaj faceci. Prywatnie nie spotykam się z Simónem.
Odniosłam inne wrażenie.
Widocznie się pomyliłaś. Krew mi się gotowała. Ostatnie kilka dni było
naprawdę stresujących przez krytykę i przykrości ze strony Dominika. Nie miałam
ochoty wysłuchiwać tego samego od Cherry.
To co robisz, to twoja sprawa, ale uważam, że postępujesz nieetycznie. To
nie jest odstępstwo od monogamii, to się nazywa zdrada.
Nawet nie tknęłam Simóna!
Na pewno?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Dobra, pocałowałam go, ale nic więcej. Mój związek z Dominikiem nie
przypomina twoich relacji z dwoma... chłopakami. Których nigdy nie ma w mieście
dodałam uszczypliwie.
Tak tylko mówię. Rozumiem, dlaczego chcesz uszczęśliwić Simona... i to
świetnie wpłynęło na twoją karierę. Ale nie poświęcaj dla niej Dominika. To dobry
facet. Możesz tego żałować.
Chcesz powiedzieć, że wykorzystuję jednego i drugiego? Dla kariery?
Nie, wcale nie. Jestem pewna, że bez bogatego sponsora, który kupił ci
idealne skrzypce, i bez słynnego dyrygenta, który wpycha cię w ręce agentów, i tak
zrobiłabyś karierę. Kiedyś.
Wcześniej opowiedziałam jej, jak poznałam Dominika, i nagle tego
pożałowałam. Niczego nie rozumiała.
Chwyciłam torebkę i rzuciłam pieniądze na stół. Kwota wystarczyła nie tylko
na drinki, ale i suty napiwek. Odchodząc, zdałam sobie sprawę, że zachowałam się
złośliwie, zwłaszcza że tak naprawdę wiedziałam, że Cherry ma rację, a poza nie
byłam fair, popisując się nowobogactwem. Ale już za pózno, pomyślałam, zwalniając
krok. Zauważyłam, że dotarłam do Central Parku i nie mam pojęcia, w którą stronę
iść. Byłam tak zła, że nie zwróciłam uwagi na otoczenie.
W parku, zamiast ciszy i spokoju, zastałam mnóstwo rozwrzeszczanych
dzieciaków. Doszłam do posągu Alicji z Krainy Czarów w pobliżu Siedemdziesiątej
Czwartej ulicy, więc teraz przynajmniej wiedziałam, gdzie jestem.
Rodzice i nianie doglądali pociech. Maluchy wspinały się i hasały po
ogromnym grzybie, na którym siedziała Alicja. Jego powierzchnia była gładka jak
marmur może od nowości, a może to dzieci latami polerowały ją swoimi
ciekawskimi rączkami w poszukiwaniu magicznego przycisku, który pozwoli im
wpaść do króliczej nory.
Chciałam im powiedzieć, żeby zapomniały o bajkach, w życiu dzieją się
dziwniejsze rzeczy, ale podejrzewałam, że ich opiekunowie, zestresowani do granic
możliwości, nie byliby z tego zadowoleni. Mała dziewczynka ubrana w czerwoną
kurtkę i czerwone buciki z żółtymi sznurówkami próbowała zdjąć kapelusz z głowy
Szalonego Kapelusznika. Zaczęła płakać, gdy mama zdjęła ją z posągu.
Usiadłam na trawie i spróbowałam wyobrazić sobie, jak wyglądałoby moje
życie, gdybym obrała bardziej standardową drogę, gdyby dziewczynka w czerwonej
kurtce była moim dzieckiem, gdybym miała dom z ogródkiem i basseta, zwykłą
pracę, gdybym nie musiała zostawać do pózna w salach koncertowych albo wyruszać
autokarem na tournée.
Mogłabym tak żyć, gdybym chciała. Pewnie nie z Dominikiem, ale z
Simónem albo innym zwyczajnym facetem, w którym zakochałabym się na jakiś
czas. Pewnie dość szybko bym się nim znudziła, ale mogłabym go przynajmniej
przedstawić przyjaciołom i rodzinie, chodzić z nim na randki, wyjeżdżać na wakacje,
a może nawet zestarzeć się, gdyby dopisało nam szczęście. Ta myśl wypełniła mnie
strachem. Mieszkanie z Dominikiem w SoHo byłoby dla większości ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]