[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 JesteÅ› pewien?
 Jestem. Drugi raz może mi zabraknąć nerwów.
 Dobra. Co z adeptkÄ…?
 Wyślij ją do apteki naprzeciwko budynku Kelly ego i każ jej czekać. Zna
mnie?
 Nie, ale łatwo cię opisać. Dopilnuję, by cię rozpoznała.
 Dobra. No to do dzieła.
170
 SiÄ™ robi, Vlad.
Teraz już nie mogłem się wycofać.
Herth otrzyma krótką wiadomość:
 Jestem gotów na kompromis, jeżeli załatwisz usunięcie Gwardii. Nie mogę
opuścić mieszkania. Możesz przybyć, kiedy ci odpowiada.
Kelly
Siła była słabością  możliwość fałszu była zbyt oczywista, by ktokolwiek
ją podejrzewał. Kelly i Herth nie znali się na tyle dobrze, by móc porozumiewać
się telepatycznie, dlatego wiadomość pisana była prawdopodobna. A jej treść pa-
sowała do opinii, jaką Herth miał o Kellym: niżej było już tylko gówno. %7łeby
się udało, Herth musi być przekonany, że Kelly obawia się Gwardii; ponieważ
jako Jhereg sam się jej bał, nie powinno z tym być problemów. I wątpiłem, by
podejrzewał, iż Kelly wie, jakie zagrożenie stanowi Gwardia dla każdego z Domu
Jherega.
Mój plan mógł się nie powieść, gdyby: Herth nie zjawił się osobiście, miał
zbyt liczną ochronę lub podjął dodatkowe środki ostrożności, których nie przewi-
działem. W innym wypadku powinno się udać.
Adeptka Lewej Ręki zjawiła się, nim cokolwiek zaczęło się dziać. Była wy-
soka, miała czarne, kręcone włosy i nieco podobne do sowich rysy, co wskazy-
wałoby na domieszkę genów Domu Athyry. Weszła do apteki, a ja podążyłem
ostrożnie w ślad za nią.
Dostrzegła mnie, gdy wszedłem, i spytała:
 Lord Taltos?
PrzytaknÄ…Å‚em.
Wskazała na budynek, w którym mieszkał Kelly.
 Chce pan, bym założyła blokadę uniemożliwiającą teleportację z tego bu-
dynku. Czy to wszystko?
 Tak.
 Kiedy?
Wyjąłem drobną monetę, skoncentrowałem się przez moment i podałem jej.
 Kiedy zrobi się ciepła.
 Doskonale.
Wyszedłem, także zachowując wszelkie środki ostrożności, i wróciłem na
miejsce.
Po kilku minutach pojawił się Dragaerianin w barwach Domu Jherega i wszedł
do budynku.
WestchnÄ…Å‚em.
171
 Dobra, Loiosh: czas na ciebie.
 JesteÅ› pewny?
 Jestem.
 Dobra, szefie. Powodzenia.
I odleciał.
A to równocześnie wyznaczyło granicę czasową, w której musiałem się zmie-
ścić. Krwawa część, jak oceniałem, powinna być zakończona w ciągu maksymal-
nie pół godziny. Odruchowo pomacałem rapier i Spellbreakera, ale pozostawiłem
je na miejscu i wcisnąłem się głębiej w cień.
Nie wiedziałem, co działo się w mieszkaniu, ale bez większego trudu mogłem
to sobie wyobrazić. Posłaniec był od Hertha i przekazał co miał  czyli coś w sty-
lu:  Herth siÄ™ zgadza albo  Herth jest w drodze . Ani on, ani Kelly nie wiedzieli,
o co chodzi, więc. . .
Natalia i Paresh opuścili budynek i rozeszli się w przeciwne strony.
Kelly posłał po pomoc. Po kogo? Po masy naturalnie, wychodząc z założe-
nia, że w kupie cieplej i kupy nikt nie ruszy. Mój pierwotny plan zakładał za-
wiadomienie o wszystkim Gwardii i podziwianie, jak siÄ™ wszyscy wezmÄ… za Å‚by
i powyrzynają. Tyle że teraz był nieskuteczny, bo Cawti mógłbym jedynie wy-
nieść nieprzytomną  wyprowadzić za nic by się nie dała, więc otwarte starcie
przestało wchodzić w grę.
Pojawiło się czterech silnorękich w szarości i czerni. Dwóch zostało przed
wejściem, dwóch weszło, by sprawdzić wnętrze. Ci na zewnątrz rozglądali się,
szukajÄ…c takich jak ja. Nie znalezli nikogo, bowiem pozostali spokojni i nie we-
zwali posiłków. A w okolicy kryliśmy się na pewno my z Ishtvanem, a najpraw-
dopodobniej także i Quaysh. Stanowiło to dla mnie dobrą lekcję, jak łatwo jest się
ukryć i równocześnie jak trudno jest kogoś kryjącego się zauważyć.
Dokładnie siedem minut pózniej pojawili się: Herth, Bajinok i trzech ochro-
niarzy. Weszli do budynku a ja skoncentrowałem się na prostym użyciu magii,
moneta w dłoni adeptki czekającej w aptece rozgrzała się, a w sekundę pózniej
budynek został objęty blokadą teleportacyjną.
W samą porę  na ulicy zaczynali zbierać się ludzie, a tu i ówdzie także Tec-
kle. Jeden z obstawy wszedł, pewnie by o tym powiadomić, i po chwili wyszedł.
A po przeciwnej stronie ulicy zaczęła zbierać się Gwardia.
I w ciągu pięciu minut miałem powtórkę wydarzeń sprzed paru dni  z jed-
nej strony z dwustu uzbrojonych ludzi, z drugiej osiemdziesięciu Gwardzistów.
Konfrontacja dzięki uprzejmości baroneta Taltosa.
Tyle że mnie na niej zupełnie nie zależało. Gdyby Cawti była bezpieczna, za-
biłbym Hertha, Ishtvan zabiłby Quaysha, a gwardziści Kelly ego i pozostałych.
Ponieważ Cawti nie była bezpieczna, nie zawiadomiłem Gwardii. A takim pioru-
nem się łajzy zjawiły, żeby ich pokręciło!
172
Cóż, czas było przestać leniuchować. Herth musiał się już zorientować, że
wpadł w zasadzkę  wiadomość nie pochodziła od Kelly ego, a z budynku nie
mógł się teleportować. Domyślił się też, że czekam na ulicy, by go zabić. Miał trzy
wyjścia: przeczekać, ryzykować życie, wiedząc o obecności Gwardii, i liczyć, że
nie odważę się na atak, lub wezwać większą ochronę i liczyć, że gwardziści go
zignorują, gdy będzie wychodził, by teleportować się z ulicy. Musiał się niezle
pocić.
Zanim przystąpiłem do działania, zauważyłem jeszcze coś. Gwardią dowo-
dził stary Dragaerianin pod złocistą peleryną mający biel i złoto Domu Tiassy. Po
pani porucznik śladu nie było, za to przeważającą część gwardzistów stanowiły
Smoki. Oficer był weteranem  to było widać po rozmaitych drobnych szcze-
gółach, a zwłaszcza po spokoju, z jakim czekał. Gdyby był człowiekiem, miałby
pewnie sumiastego wąsa, tak zamiast go kręcić, drapał się czasem po nosie. I to
były jedyne ruchy. Szpadę miał długą, lecz lekką, co sugerowało doświadczone-
go szermierza, z którym wolałbym się nie zmierzyć. A potem dotarło do mnie,
że Gwardią Feniksa dowodzi właśnie stary Tiassa. Czyli że mam przed sobą naj-
prawdopodobniej brygadiera, lorda Khaavrena we własnej osobie.
Byłem pod wrażeniem, i to nie tylko z jednego względu. Jego obecność oraz
skład osobowy jego oddziału oznaczały jedno  teraz nie będzie niezdecydowa-
nia i żadne tam ulotki na nic się nie przydadzą. Jeżeli otrzyma rozkaz od Cesarzo-
wej lub sam uzna to za stosowne, stojący naprzeciwko tłum nie musi zrobić nic,
by zostać wyrżnięty w pień.
Z budynku wyszli Gregor i Paresh i zaczęli cicho rozmawiać z ludzmi na ulicy,
pewnie nawołując do utrzymania spokoju. A ja zamknąłem oczy i skoncentrowa-
łem się. Przypomniałem sobie rozbitą miskę na podłodze, ale zignorowałem ją 
mogli posprzątać. Za to zacieku czerwonego koloru na podłodze nie ruszyli, bo
wżarł się w drewno. . . potem przypomniałem sobie schody prowadzące do piw-
nicy, sufit o popękanej farbie i zwisającą z niego linę o postrzępionym końcu,
z której kiedyś pewnie zwisała jakaś lampa. Jej grubość przypominająca wyłysia-
ły pędzel, zakończenie i warstwę kurzu. . . wzór materiału zasłony u wejścia do
piwnicy  ohydne brÄ…zowo-bure zygzaki na granatowym tle przetykane czymÅ›,
co mogło kiedyś być zielenią. I powietrze  zastarzałe, pełne kurzu. . . prawie że
je poczułem.
Zdecydowałem, że wystarczy, zaczerpnąłem energii z Kuli i ukształtowałem
ją tak, by odpowiadała obrazowi, który miałem w pamięci. Potem skręciłem ją, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl