[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spytała cichutko: - Jak ty się nazywasz? - Miś Kunda.
- A ty?
- Dudi.
- Nu, co zrobić. A z weszkami jak tam u was? Co? - mówiła stara, klękała, szukała czegoś
pod łó\kiem, odstawiała wazoniki, za obrazami. - Nalewaj im, Klara, nalewaj. Ja szukam tego
grzebienia, woszobijnika. 6 - Czarny potok
81
Klara podała biały barszcz w du\ej glinianej misce, dwie ły\ki aluminiowe i ukroiła cztery
kromki chleba przez cały bochenek. - A byście się prze\egnali! - powiedziała stara.
I Dudi, skroś łez zasłaniających oczy, patrząc na Misia Kundę, stulił palce, podniósł rękę do
czoła i drgnął. Pies, sunąc mokrym nosem po łydce, obwąchiwał pilnie jego spodnie. Siorbali
barszcz, rzucali do ust grudy chleba i brała senność, i coraz leniwiej zwisała ły\ka w garści, i
coraz spokojniej gospodarowały muchy na brzegu miski. Wszystko, co było prze\yte
dotychczas, znikło jak dym i Dudi poczuł, \e zrobi wszystko dla tej kobiety. Nawet byśmy się
bili - chciał powiedzieć do Misia Kundy, ale ten, pochyliwszy głowę, zasypiał siedząc. I śniło
się Misiowi, \e przyszła Kalma i powiada: "Twój ojciec le\y zabity na Meiselsa, idz do
niego." I widać, jak ojciec posysa ustami, przywołuje ręką i dmucha, do ust wdziera się
mucha i huczy, i spać nie daje. Uciekają ludzie do bram i \andarmi tam biegną, i mucha znika
w ciemności. "Tato?" Nie ma odpowiedzi. Z sieni wysuwa głowę Szeru-cki, ręką daje znak:
"Uciekaj! uciekaj!" Wstrząsają sieć i ptaszek powieszony na włosieniu końskim kołysze się
na wprost słońca. "Trzymaj! - słychać krzyk. - On mo\e udawać śmierć!" I dłoń chwyta
drobne ciało, ciepłe, pulsujące - rzuca do worka. Ach, ty pieśni polna, jakaś ty miła, pieśni
polna. Ktoś mówi basem. Ptak jeszcze mokry od rosy pada do worka. Pochylają się twarze.
Słuchają: Czas Wielkanocy nadszedł,
W lesie rozlega się gruchanie gołębia.
Figa ju\ wypuszcza pÄ…czki,
Zakwita Å‚odyga wina.
Powstań, o mój ukochany!
I dalej śni mu się, \e jak zwykle przychodzi jak najwcześniej do szkoły i zawsze ju\ zastaje
starego mełameda, odmawiającego pod oknem modlitwy. Czy on nigdy nie śpi? Zapadnięte
policzki, rzadkie włosy brody, które skubie i zwija, a kiedy jeden włos pozostanie mu w ręku,
wkłada go między kartki księgi. Ojciec wśród sześciu królów, którymi są Buchsbaum, Laiba
Szorr, Chaskiel Karawan, Kanczu-ker, Spojdyk i rzezak Kojfcie. Posiadali oni wśród
czerwonych pierzyn - talerze ozdobione kwiatami, przed ka\dym talerz napełniony wodą, trzy
chleby "azim", kubek napełniony słodką wódką, utarte migdały, imbir, szczypiorek, rzodkiew
i jajko pieczone w popiele. Matka stawia na stole pachnącego karpia, płomień siedmiu świec
chwieje się. Matka unosi go w ramionach. Czy ona wie, \e sam prorok Eliasz opuścił na
zawsze spalone miasto? I widzi Kunda proroka Eliasza, który znu\ony upałem dnia idzie
miedzą przez łan zbo\a do lasu ogromnego; równiny, wysokie bezchmurne niebo, skrzypiące
wozy i stogi napełnione pięknym ściętym zbo\em, kobiety niosące w rękach chleby. Ludzie
spieszą do miasteczek, gdy\ wkrótce uka\e się błyszcząca gwiazda. 82
6*
Podwórza Szabasowej zarastały ju\ bujną pokrzywą, pachniały mokre łopuchy na
zgorzeliskach, rudział szkarłat pod zwalonymi płotami i więdły sponiewierane ogniem
piwonie. Pusto było na garbatych uliczkach, tylko między \łobami z wypalonych podwalin
stały czarne piece, obok nich siedziały milczące pliszki. Na ście\kach wschodził owies.
Zwęglone wiśnie zasnuła pajęczyna. Rankiem dzwoniła ptaszęca radość w połyskach rosy. Ze
wschodu ró\owego wypłynęła na wysokie niebo ciepła rzeka. Zsypał się jaśmin na jezioro
pod cmentarzem, miedziany pył zasiał zwierciadło - i nie widać było głębiny, odbicia chmur
ani zielonej, młodej porośli, ciągnącej się \abim planktonem. U wrót obejścia Szeruckiej
trzęsła się tarnina, zapchana wróblim weselem, na kolcach dosychały chrząszcze. Wąskopyski
skradając się wszedł do sadu i ostatni raz spojrzał na spaloną czereśnię. Wsparty kiedyś o nią
całował gorące usta Emilki. Wrócił na podwórze i ukląkł na progu, na którym jeszcze w
marcu stawała jego matka i sypała kurom poślad. Potem wyciągnął z popiołu wypaloną
siekierę i oglądając się na ciemną i głuchą chałupę Tombaka, poszedł długim krokiem na
cmentarz. Szames Buchsbaum widział go ze swego ukrycia, chciał zawołać. 84
Ale z chałupy Hanczarki wyskoczył pies na trzech nogach, biegł i skomlał. A za nim
\andarm, dociskając czapkę, wyciągnął z kabzy pistolet. Strzelił, a\ zawarczało, i wrócił do
Hanczarki. Pies le\ał, dr\ał całym ciałem. Miś Kunda podszedł do psa, cmoktał i klepał ręką
kolano. O pełnym świcie zaczęła się na Podcmentarnej ciesielska robota, za jabłoniami
dzwoniła siekiera, piła-poprzeczka nacinała zamki. W cieniu na przyciosach stukał knypel. Za
chałupą Buchsbauma robotnicy \ydowscy, popędzani kolbami, budowali wysoki parkan.
Zaryglowywali getto. Nad robotnikami kwitła topola, rzucała puch na drzewka, na miodunki,
na kalinę roztrzęsioną w kwiatach i zaciągnęła to wszystko letnia pogoda. I zaraz rano
uliczkami szli gdzieniegdzie ludzie, głodni, w obszarpanych chałatach. Odrzuciwszy kije
przysłaniali oczy, padali na bruk. Uciekały dzieci i dziewczęta przez ogrodowiska - ale
muszka karabinu szukała pleców. Cmoktał strzał za strzałem. Szumiał wiatr. W południe
niebo zapchało się chmurami. Było cicho, ciepło i smutna popielista tęcza zajarzyła się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl