[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie, Ann, to nie takie proste. Zmiem sądzić, iż był taki moment, kiedy bardziej ko-
chałaś tamtego mężczyznę niż własną córkę. Zmiem sądzić, iż właśnie wówczas skoń-
czyła się twoja wewnętrzna szczęśliwość, natomiast zaczęłaś żywić urazę do całego
świata. Gdybyś zrezygnowała z Richarda z miłości do Sarah, nigdy nie znalazłabyś się
w obecnym stanie. Zrezygnowałaś, bo byłaś słaba, bo nie umiałaś stawić oporu córce,
bo chciałaś uciec od kłótni i awantur; to była porażka, a nie wyrzeczenie. Cóż, jak świat
światem, nikt nie lubi przyznawać się do porażek, zwłaszcza przed samym sobą. Ann,
tobie naprawdę zależało na Richardzie.
A teraz ten mężczyzna nic dla mnie nie znaczy. Głos Ann był pełen goryczy.
A co z Sarah?
Pytasz o moją córkę?
No jasne. Jak wiele Sarah znaczy dla ciebie?
Ann wzruszyła ramionami.
Od czasu jej małżeństwa widujemy się rzadko. Pewnie jest bardzo zajęta i pewnie
dobrze siÄ™ bawi. Ale to tylko moje przypuszczenia.
Widziałam ją wczoraj wieczorem... Laura przerwała. W restauracji, w pew-
nym towarzystwie. Znów zamilkła, po czym oznajmiła bez ogródek: Była pijana.
Pijana? W oczach Ann pojawił się popłoch. Mimo to roześmiała się. Droga
Lauro, nie bądz taka staroświecka. Wszyscy młodzi ludzie piją dzisiaj całkiem sporo.
Wygląda na to, że przyjęcie dopiero wtedy jest udane, kiedy wszyscy są pod dobrą datą
albo majÄ… w czubie; nazwij to, jak chcesz.
Laura pozostała niewzruszona.
136
Może i tak, a co do mnie, rzeczywiście jestem staroświecka, a przynajmniej w ta-
kim stopniu, by nie podobała mi się młoda kobieta, którą dobrze znam, pijana w pu-
blicznym miejscu. Ale powiem ci coś jeszcze. Rozmawiałam z Sarah. yrenice jej oczu
były rozszerzone.
Co to oznacza?
To oznacza jednÄ… z tych rzeczy... powiedzmy, kokainÄ™.
Narkotyki?
Tak. Mówiłam ci kiedyś, że Lawrence Steene był podejrzewany o udział w aferze
narkotykowej. Och, nie dla pieniędzy, oczywiście. On to robił dla czystej sensacji.
Mój zięć zawsze wydaje mi się zupełnie normalny.
Cóż, jemu narkotyki nie przynoszą szkody; on tylko uwielbia eksperymento-
wać z własnymi doznaniami. Mężczyzni jego pokroju potrafią nad sobą panować.
Z kobietami bywa inaczej. Jeśli któraś jest nieszczęśliwa, wystarczy, by raz spróbowała,
a już nie wyrwie się z nałogu.
Sugerujesz, że moja córka jest nieszczęśliwa? W głosie Ann brzmiało niedowie-
rzanie. Moja Sarah?
Laura Whitstable popatrzyła na nią zimnym wzrokiem.
To ty powinnaś wiedzieć. Ty jesteś jej matką.
Och! Przecież ona mi się nie zwierza.
A dlaczego?
Ann wstała, podeszła do okna, potem wolno zawróciła do kominka. Laura Whitstable
siedziała bez słowa, obserwując ją. Kiedy Ann zapaliła papierosa, Laura zaczęła drążyć
dalej.
Co dla ciebie, Ann, znaczyłoby ewentualne nieszczęście Sarah?
No wiesz, moja droga? Jak możesz zadawać takie pytania. To by mnie strasznie
rozstroiło.
Naprawdę? Laura podniosła się. Na mnie już pora. Zpieszę się na konferen-
cjÄ™.
Skierowała się ku drzwiom, odprowadzana przez panią domu.
Co masz na myśli, mówiąc naprawdę , Lauro?
Gdzieś mi się zapodziały rękawiczki...
Poszukiwania przerwał ostry dzwonek. Edith wychynęła z kuchni i poczłapała do
drzwi wejściowych.
Ann nadal nalegała:
Masz coś, prawda, Lauro? Coś, czego nie chcesz powiedzieć.
Ach, oto i one.
Doprawdy, Lauro, nie zasłaniaj się rękawiczkami! Jesteś po prostu okropna!
Edith, z grymasem przypominającym uśmiech, zapowiedziała przybysza:
137
Mamy gościa z zagranicy. To pan Lloyd, proszę pani.
Ann przypatrywała się Gerry emu przez chwilę, jakby nie była pewna, czy ma go
przyjąć.
Widziała go po raz ostatni ponad trzy lata temu, choć Gerry wyglądał tak, jakby tych
lat minęło znacznie więcej. Z twarzy chłopaka i z całej postaci przezierała gorycz ponie-
sionych porażek. %7łe nie powiodło mu się w szerokim świecie, widać było już na pierw-
szy rzut oka; miał na sobie pospolity tweedowy garnitur, bynajmniej nie szyty na miarę,
i podniszczone buty. Stał w progu salonu i uśmiechał się z powagą, żeby nie powiedzieć
ze zmieszaniem.
Gerry, co za niespodzianka!
Cieszę się, że pani mnie pamięta. Trzy i pół roku to kawał czasu.
Ja także pana pamiętam, młody człowieku, lecz nie wydaje mi się, by pan pamię-
tał mnie rzekła Laura Whitstable.
Ależ oczywiście, pamiętam, pani Lauro. Pani nie sposób zapomnieć.
Aadnie powiedziane, prawda, Ann? Niestety, muszę już iść. Do widzenia, Ann; do
widzenia, panie Lloyd.
Gerry ruszył za Ann w stronę kominka. Usiadł i przyjął od niej papierosa.
No więc, Gerry, opowiadaj, co się z tobą działo. Wróciłeś na dobre?
Nie jestem pewien.
Spokojny wzrok chłopca, utkwiony w Ann, sprawił, że ta poczuła się odrobinę nie-
swojo. To nie był tamten Gerry sprzed lat. Co też on teraz sobie myśli?
Napijmy się. Dżin z sokiem pomarańczowym czy z angosturą?
Nie, dziękuję. Nie chcę nic. Przyszedłem, żeby z panią porozmawiać.
To miło z twojej strony. Widziałeś Sarah? Wiesz chyba, że wyszła za mąż. Za
Lawrence a Steene a.
Wiem. Pisała mi o tym, a teraz mówiła. Widziałem ją. Wczoraj wieczorem.
I właśnie dlatego do pani przychodzę. Pani Prentice, proszę mi powiedzieć, dlaczego
pozwoliła jej pani wyjść za tego człowieka?
Gerry, mój drogi, no wiesz! żachnęła się Ann, lecz Gerry mówił dalej, wykłada-
jÄ…c jasno swoje racje.
Sarah jest nieszczęśliwa. Czyżby pani o tym nie wiedziała? Ona jest naprawdę nie-
szczęśliwa.
Czy wiesz to od niej?
Nie, oczywiście, że nie. Ona nigdy się do tego nie przyzna. Ale nie musi. Wystarczy
na nią popatrzeć. Była w tłumie innych osób; zamieniliśmy ze sobą zaledwie kilka słów.
Ale jej nieszczęście bije od niej na milę. Pani Prentice, dlaczego pani dopuściła do tego
małżeństwa?
Ann czuła, jak narasta w niej złość i oburzenie.
138
Mój drogi Gerry, czy nie zdaje ci się, że twoje zachowanie trąci absurdem?
Nie, nie powiedziałbym. Ważył coś w myślach przez chwilę. Jego szczerość i na-
turalność były rozbrajające. Widzi pani, Sarah dużo dla mnie znaczy. Zawsze znaczy-
ła. Więcej niż ktokolwiek na świecie. Dlatego nie jest mi obojętne jej szczęście czy nie-
szczęście. Doprawdy, jak też pani mogła pozwolić jej wyjść za Steene a.
Ann przerwała gniewnie:
No wiesz, Gerry, mówisz, jakbyś żył za królowej Wiktorii. Sarah nie pytała mnie
o zdanie. Nie musiałam wyrażać czy nie wyrażać zgody na małżeństwo z Larrym
Steene em. Dzisiejsze dziewczęta poślubiają tego, na kogo im przyjdzie ochota, a ro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]