[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było jak objawienie.
Anioł stróż nagle wyrósł nad dzieckiem.
-To moja łódz - rzekł.
-Ona nie zna zasad - odparła Helen.
-Chcesz zostać?
Trzymając dłoń na ramieniu dziewczynki, kobieta przełknęła z trudem ślinę i skinęła
głową.
- To naucz ją - rzekł i podszedł do steru.
I kolejny raz usłyszał kobietę ostrzegającą dziecko:
- Trzymaj siÄ™ od niego z daleka.
Ale pięć minut pózniej dziewczynka znowu stała przed nim. Jej bardziej - niebieskie -
niż - niebo oczy wpatrywały się weń uważnie z twarzy nieruchomej jak maska.
-Wiesz co? - spytała. Nie zareagował.
-Nie jesteś twardy - powiedziała. Nie popatrzył na nią.
-Ilu ludzi zabiłeś? - spytała. Nie odpowiedział.
-Dziesięciu?
Nie odpowiedział.
-Dwudziestu?
-Wiesz co?
Nie zareagowała.
-Mówisz za dużo - oznajmił.
-Mówię za dużo, bo ty mówisz za mało... - powiedziała. - Ilu?
-Co ilu ?
-Ilu zabiłeś?
-LiczÄ…c dzieci?
Przyglądała mu się uważnie, starając się odgadnąć, czy to żart, czy grozba.
- Nie boję się ciebie... - rzekła po chwili. - Powiedziałam Helen, że nie byłbyś taki
brzydki, gdybyś ściął trochę włosy.
Ta uwaga przelała czarę. Złapał ją jak worek z połowem.
- Bez przerwy trajkoczesz. Kiedy się pętasz pod nogami, jesteś gorsza niż sztorm. - To
mówiąc wyrzucił osłupiałe dziecko za burtę.
Plusk zwrócił uwagę kobiety. Ujrzała szamoczące się w wodzie dziecko.
- Ty draniu! - zawyła. - Ona nie umie pływać! I skoczyła za nią do wody.
Niech to kraby porwą - pomyślał. Obie w morzu, to ci dopiero!
Naturalnie zostawienie ich tam rozwiązałoby wiele problemów...
Ale zamiast wykorzystać sytuację, poszedł na rufę, kopnął kabestan fału grota, zrzucił
żagiel i zawrócił, aby je wyłowić. Kobieta pływała całkiem niezle - holowała dziecko - i
musiał podziwiać jej odwagę, wskoczyła przecież do wody nie myśląc o własnym
bezpieczeństwie.
Trzask zwrócił jego uwagę. Podniósł wzrok ponad płynącą kobietę, rozejrzał się po
horyzoncie i usłyszał kolejny trzask, jaki towarzyszy strzałowi w gaznik. Zamierzał pomóc
kobiecie wejść do łodzi, ale ona już wpychała Enolę na boczny kadłub i dzwigała się sama z
wody, otrząsając się i sycząc jak wściekły kot.
- Ty sukinsynu!
Nie patrzył na nią, nadal obserwował horyzont.
- Przysięgam, że jeśli tkniesz to dziecko, choćby palcem, to kiedy zaśniesz tej nocy,
już się więcej nie obudzisz... - mówiła, ale przerwała czując, że %7łeglarz jest czymś
zaalarmowany. PrzemknÄ…Å‚ pod bomem i ogarnÄ…Å‚ wzrokiem horyzont z drugiej strony. %7Å‚adnej
Å‚odzi...
Ale słyszał buczenie, jakieś mechaniczne buczenie; zapowiadało łodzie wyścigowe i
skutery wodne, których używali...
- Dymiarze? - spytała Helen. Skierował wzrok w niebo.
Z jednym silnikiem nieczynnym, podskakujÄ…c nad wodÄ… i plujÄ…c dymem tak strasznie,
że wyglądało to raczej na ostatnie chwile przed katastrofą niż normalny lot, pojawił się
zniszczony wodnopłat. Zrobił beczkę i zaczął krążyć nad trimaranem.
- Możemy go prześcignąć? - spytała Helen.
-Nie ze zrzuconymi żaglami - odparł %7łeglarz. - Może nie otworzą ognia. Oni nas tylko
śledzą...
-Czy to Dymiarze?
Samolot wykonał rundę, po czym opadł w kierunku dziobu. Gdy ich mijał, zobaczyli
strzelca ogonowego w goglach. Celował w ich kierunku z groteskowo wyglądającego
karabinu maszynowego. Broń zaszczekała i kule pomknęły nad wodą szarpiąc zewnętrzny
kadłub.
Cała trójka pobiegła do głównego kadłuba, szukając schronienia w kabinie. Ryk
silnika powiedział im, że wodnopłat znów nadlatuje. Dziewczynka kucnęła za masztem, tam
szukając osłony. Kobieta była tuż przy niej, ale %7łeglarz zatrzymał się, obejrzał i szybko
wrócił na tył łodzi, wskakując do luku rufowego.
Przez łoskot silnika wodnopłatu przebił się głos kobiety:
- Hej!
Było w nim oskarżenie o tchórzostwo, ale %7łeglarz nie dbał o to. Zerwał z grodzi
dwułożyskową kuszę. Wyrwał nóż z pochwy, odciął linę od bełtów i wyskoczył na pokład.
Karabin maszynowy zamilkł, chociaż wodnopłat zniżał się atakując. %7łeglarz dojrzał
rozgorączkowaną twarz strzelca mocującego się z zablokowaną lufą. To może im zapewnić
trochÄ™ czasu...
Ale właśnie gdy się zastanawiał, jak najlepiej go wykorzystać, zobaczył Helen
zgarbioną nad działkiem harpun - niczym na dziobie. Zadarła lufę w górę i obracała działko
celując w krążący wodnopłat.
Jej twarz była napięta i zdecydowana. Podziwiał jej odwagę, mimo że wiedział, jaką
katastrofÄ… ona grozi.
- Nieeeeeeee...! - wrzasnÄ…Å‚.
Albo go nie słyszała, albo nie dbała o jego zdanie, bo wystrzeliła i wielki harpun
wzleciał w niebo ciągnąc linę. I właśnie gdy strzelec obracał swój grozny, już odblokowany
karabin, celując z powrotem w trimaran, harpun przebił powłokę wodnopłatu.
%7łeglarz prawie podziwiał jej celność - lub szczęście - gdy ujrzał, jak strzelec krwawiąc
osuwa na już bezużyteczny karabin. Kobieta nie tylko dosięgła harpunem latającą maszynę,
przy okazji zabiła wroga. Pilot oglądał się gorączkowo na swojego nieżywego strzelca... i
uszkodzony wodnopłat.
Lecz maszyna nie tylko była uszkodzona, została uwięziona na harpunie jak latający
wieloryb.
Nieodwołalnie połączona z trimaranem pępowiną.
W miarę jak wodnopłat się oddalał, lina napinała się, aż wreszcie naprężyła się
całkowicie. Gdy kobieta zdała sobie sprawę, co uczyniła, na jej twarzy pojawiła się groza.
Z nożem w dłoni %7łeglarz pobiegł na dziób, podczas gdy łódz skoczyła za
wodnopłatem. Walczyła z liną trzymającą ją na uwięzi. Pokład wokół działka zaczął jęczeć i
skarżyć się jak ranna bestia. Helen cofnęła się i stała osłaniając Enolę. %7łeglarz minął je
pędem. Już dotykał nożem liny...
...gdy całe działko i łoże zostały wyrwane z pokładu i uleciały mu nad głową, sam zaś
%7łeglarz wylądował na plecach tłukąc się solidnie.
Jak ryba, która złapała przynętę z powietrza, działko i łoże uniosły się w górę drąc po
drodze żagle, rwąc liny, żeby wreszcie zaplątać się w salingi, rozporki umieszczone wysoko
na maszcie olinowanie równoległe do pokładu.
I tam utknęło.
Lina owinęła się wokół masztu - zauważył ponuro %7łeglarz podnosząc się na nogi.
Wodnopłat robił kręgi w górze... i lina okręcała się kolejnymi zawojami wokół masztu!
Obdarzył kobietę szyderczym, morderczym spojrzeniem i podbiegł do podstawy
masztu, pociągnął za krótki uchwyt linowy prowadzący do przeciwwagi, ale zaplątała się w
linÄ™ harpuna.
- Niech to kraby porwą - zamruczał.
Dwułożyskowa kusza miała rzemienny pas, więc zarzucił ją na ramię, wsadził nóż w
zęby i zaczął się wspinać po kołyszącym się maszcie.
Im wyżej wchodził, tym bardziej mdlące były przechyły masztu, gdy wodnopłat kiwał
łodzią z jednej strony na drugą. Lina masakrowała żagiel, ale %7łeglarz zbliżał się już do
salingu i mógł dosięgnąć wibrującej liny harpunu i uwolnić trimaran...
Kula rozerwała żagiel tuż obok. Nie została wystrzelona z karabinu maszynowego, ale
z czegoś o mniejszym kalibrze... z pistoletu! Czy cholerny pilot przymierzał się do niego z
jakąś dziecinną pukawką? Złapał za linę, odsunął się od masztu i zerwał kuszę z ramienia.
Wycelował w wodnopłat i posłał sukinsynowi bełt...
Usłyszał, jak stuknął głucho; prawdopodobnie trafił w kadłub, nie w pilota, ale może
to odciągnie uwagę faceta na dość długo, aby mógł swobodnie odciąć linę harpuna i uwolnić
ich obu. Cztery kule pistoletowe przeszyły pobliski fragment żagla. Gdy %7łeglarz robił przed
nimi uniki, nóż wyśliznął mu się z ręki i młynkując w powietrzu upadł z brzękiem na pokład.
Cholera!
Nadal miał jeden bełt w kuszy. Wychylił się, wycelował starannie w zbliżającą się
maszynÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]