[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyznawać mojego Boga! Spojrzałam na niego i dostrzegłam niecne chochliki
w jego przeklętych zielonych oczach.
Chodz! Chętnie zobaczę twoje ciałko w ostatnich promieniach letniego
słońca.
Podszedł i w ten sobie tylko znany bezceremonialny sposób pociągnął
mnie do wyjścia. Chciałam zaprotestować, ale coś mi mówiło, że moje próby
spełzną na niczym. Wyszliśmy na zewnątrz, ale nikt na nas nie zwrócił uwagi.
Rozpaczliwie szukałam Menny, jednak jak na złość nigdzie jej nie było.
Podeszliśmy do czarnego rumaka i automatycznie poczułam, że nogi
wrastają mi w ziemię. Jeżeli ten głupi Hun myśli, że wsiądę na tego potwora,
to się grubo myli! Zaparłam się mocno i dopiero tym zwróciłam jego uwagę.
O co chodzi? zapytał.
Nie wsiądę na niego! Wybij to sobie z głowy!
Wsiądziesz, wsiądziesz mruknął tylko, wskoczył na siodło i wciągnął
mnie przed siebie.
Krzyczałam i wyrywałam się. Próbowałam drapać, kopać i gryzć. Nie
zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia i potraktował konia piętami. Rumak
ruszył z kopyta, a mi żołądek wywrócił się do góry nogami. Wtedy ukryłam
twarz na jego piersi i rozpłakałam się. Nie mam pojęcia czy ze strachu, czy
z bezsilności. Może z jednego i z drugiego. Poczułam tylko, jak koń nagle
zwalnia i jak silne ramiÄ™ obejmuje mnie.
Co się stało, maleńka? zapytał Fang z przejęciem. Nie bój się. Nic
ci nie grozi.
To bydlę mnie zabije! wychlipałam i pociągnęłam nosem.
Spokojnie. Trzymam cię mocno. Roześmiał się nagle. Wiesz,
kociaku, z tym czerwonym nosem wyglądasz jeszcze piękniej!
Przestań sobie ze mnie żartować.
To nie moja wina, że robisz taką słodką, naburmuszoną minkę. Zaraz
będziemy na miejscu. Spodoba ci się.
Wjechaliśmy w gęsty las. Koń ledwo mieścił się na ścieżce, a Fang
odgarniał gałęzie krzaków. Gdzieś w oddali szumiał strumień, a ptaki śpiewały
od czasu do czasu. Wkrótce zapanował mrok i nikłe promienie słońca przebijały
się przez korony drzew. Panował niczym niezmącony spokój.
Z każdym metrem zarośla wstawały się rzadsze. Słońce docierało do
dolnych partii podłoża i trawa zieleniła się soczyście. Wokół rosły poletka
złotych zawilców. Wreszcie wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń i aż dech mi
zaparło. W środku lasu rozpościerał się niewielki stawik. Drzewa chyliły swoje
gałęzie do niego, jakby chciały się napić czystej wody. Jakiś stary powalony
pień leżał przy brzegu. Obrośnięty mchem wydawał się czekać na parę
kochanków, która przychodzi tu na schadzkę.
To jest jedno z tych miejsc, które wydaje się niebem w tym piekle
powiedział Fang. I właśnie w takiej chwili myślę, że bycie przeklętym jest
cudowne.
Nie rozumiem& zaczęłam.
Zrozumiesz, aniele. Zrozumiesz i wtedy zupełnie inaczej spojrzysz na
otaczające cię rzeczy. Zacisnął wokół mnie ramiona, pochylił się jakby
zaciągając moim zapachem. Ale to trwało zaledwie ułamek sekundy.
W następnej byłam już na ziemi i jak najszybciej odsuwałam się od
konia. Fang puścił go wolno i zwierze zaczęło skubać soczystą trawę. Hun
zbliżył się do mnie i spojrzał w oczy. Znów poraził mnie zielonymi tęczówkami.
Jak człowiek może mieć taki kolor oczu? To powinno być zakazane.
Za takie piękne oczy&
Powinno.
SiÄ™.
Karać.
Pociągnął mnie do starego pniaka i posadził na nim. Byłam zupełnie
zniewolona. Zadowolona i zniewolona.
O niczym innym nie myślę, tylko o tym, żeby cię zerżnąć powiedział
przez zęby.
Ja& zaczęłam. Skąd u niego takie słowa? Nie chcę żebyś mnie&
zerżnął.
Tak, skarbie. Chciałabyś być kochana? Ubóstwiana i pieszczona? Musisz
wiedzieć, że w tym świecie cię to nie spotka. Co byś nie zrobiła, i tak
przegrasz.
Miałam wrażenie, że te słowa mają jakieś podwójne znaczenie.
Tak jakby były skierowane do mojej własnej walki.
Walki o duszÄ™.
Nie zrobisz mi nic złego, Fang powiedziałam. Jego zrenice rozszerzyły
się, a palce zacisnęły się na moich ramionach.
Powiedz to jeszcze raz! zażądał. Powiedz moje imię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]