[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na to, żeby jego przyjazd do Armscott Manor miał związek z interesami. Nawet
w takiej chwili nie przestawały ją męczyć wspomnienia wydarzeń ostatniej
nocy.
- Myślisz, że Charles zdąży na czas? - spytała bez sensu. Guy
prawdopodobnie wiedział tyle samo, co ona.
- Może nie zdążyć, ale Lucy na pewno sobie poradzi. Jest dużo twardsza,
niż wskazywałby na to jej wygląd niebieskookiej dziewczynki ze złotymi
lokami.
Odpowiedz Guya brzmiała w gruncie rzeczy bardzo spokojnie, ale
Virginia dostrzegła niepokój czający się w jego wzroku. Wygląda na to, że Lucy
i Charles naprawdę go obchodzą, pomyślała zmieszana. Tym bardziej bolała ją
jego zdrada wobec ich firmy. Czyżby Guy potrafił tak ściśle odgraniczyć
interesy od życia prywatnego? Ale jak mógł być taki... fałszywy? Jak mógł
udawać, że planuje rozwój Sarah Chester i cały czas knuć przeciwko nim?
Oczywiście, zawsze go o to podejrzewała, chociaż w ciągu ostatniej doby przez
moment miała nadzieję, że to nieprawda. I w nocy...
Ostatniej nocy czuła przecież, że Guy jest jej bliższy fizycznie i
psychicznie, niż ktokolwiek inny na świecie.
- Nic jej nie będzie, Virginio. Wiem, że wszystko będzie dobrze...
Poczuła się upokorzona tym, że tak bardzo pragnęła rzucić się w jego
szerokie ramiona. Zamiast tego zesztywniała pełna złości i niechęci do niego.
- 115 -
S
R
- Skąd wiesz? Bo masz ojca lekarza? - spytała cierpko i natychmiast
pożałowała swoich słów. Guy obrzucił ją ponurym spojrzeniem.
- W trudnych chwilach ludzie podobno pokazujÄ… najlepsze strony swego
charakteru...
- Przepraszam cię - powiedziała unikając jego badawczego wzroku.
Zagryzła boleśnie wargi. Zapadło pełne napięcia milczenie.
- Zostanę tu - powiedziała wreszcie - ale nie ma potrzeby, żebyś ty
czekał...
- Myślę, że jest - odparł chłodno. - Lucy i Charles są moimi przyjaciółmi.
- Dopóki to nie przeszkadza w interesach - powiedziała z goryczą.
- Mam już dosyć twojej małostkowej podejrzliwości, Virginio. Zawsze to
samo, winny, dopóki nie udowodni swojej niewinności. Oto twoja życiowa
dewiza.
- Czyżbyś zamierzał przeprowadzić dowód swojej niewinności? -
powiedziała pogardliwie. Jej twarz pałała gniewem.
- Obawiam się, że byłaby to strata czasu. Mówiłem ci, Virginio, że nie
jestem święty...
Było coś z jego dawnego kpiącego tonu w tym ostatnim zdaniu, ale w
jego słowach dał się wyczytać również ukryty chłód, którego nigdy przedtem
nie było.
- Czy pani jest bratową pani Chester? - odezwał się za nimi głos
pielęgniarki i Virginia odwróciła się szybko.
- Tak. Jak ona siÄ™ czuje?
- Jest już w sali porodowej, ale mogą się pojawić pewne komplikacje.
Lekarze rozważają konieczność cesarskiego cięcia - wyjaśniła krótko
pielęgniarka.
- Mam nadzieję, że ktoś się skontaktował z mężem pani Chester.
- Tak, zostawiliśmy mu wiadomość, przynajmniej w dwóch miejscach.
Miejmy nadzieję, że jest już w drodze. - Virginia czuła, jak żołądek podjeżdża
- 116 -
S
R
jej do gardła. Cesarskie cięcie? Czy to niebezpieczne? Wszystko przecież może
się zdarzyć, kiedy zabieg dokonywany jest pod pełną narkozą.
Może być niedobrze... Wszystko, jak zwykle, zle się układa. Kiedyś
wierzyła w sprawiedliwość i miłosierdzie, ale straciła matkę... Mortimer,
którego obdarzyła zaufaniem, zawiódł ją... Z całego serca i duszy zaufała
Guyowi ostatniej nocy, a on wyśmiewał się z niej za plecami, nazywając ją
seksownym rudzielcem"...
A jeżeli coś stanie się Lucy... Serce Virginii boleśnie ścisnęło się w piersi,
życie nagle wydało się nie do zniesienia: okrutne, kruche i nieprzewidywalne.
- Czy mogłabym ją przedtem zobaczyć? - spytała drżącym głosem.
Zatrwożona własnym lękiem, nie potrafiła go opanować. Czuła, że Guy uważnie
ją obserwuje. Wcisnęła ręce głęboko do kieszeni płaszcza i ze wszystkich sił
starała się zapanować nad sobą.
- Przykro mi, ale to niemożliwe. - Pielęgniarka pokręciła głową. - Zresztą
jeszcze wcale nie wiadomo, czy zabieg okaże się konieczny...
- Ginny, Guy! - Charles bez tchu, z twarzą białą jak kreda, wpadł do
szpitala. - Właśnie dostałem wiadomość od pani Chalk...
- To pan jest mężem pani Lucy Chester? - przerwała mu pielęgniarka. - W
samą porę, żona prosi pana...
- Charles, dzięki Bogu, że jesteś...
- To jest numer telefonu w moim samochodzie - przerwał jej Guy. -
Zadzwoń w razie czego. Chodz,
Virginio, pojedziemy gdzieś, może coś zjemy, jeśli będziemy mieli chwilę
czasu...
Zanim zdążyła zamienić choć jedno słowo z bratem, Charles zniknął za
drzwiami oddziału położniczego. Po chwili, blada i roztrzęsiona, sadowiła się w
samochodzie Guya.
Główną szosą wyjechali z miasta, a potem Guy skręcił w wąską,
obrośniętą drzewami wiejską drogę. Jechali przez nieskończenie spokojne
- 117 -
S
R
okolice, aż skręcili obok znaku Droga prywatna" i zatrzymali się koło
wiejskiego domu o nagrzanych słońcem kamiennych ścianach, wyglądających
spod słomianej strzechy.
- Dlaczego mnie porwałeś? - zdołała w końcu wyszeptać. - Powinnam tam
zostać. Charles jest moim bratem...
- Virginio, kochanie, Lucy nic nie będzie. - W jego słowach brzmiała
czułość, której nie potrafił opanować. Była zbyt pochłonięta lękiem, aby się nad
tym zastanawiać.
- Jeżeli cokolwiek stanie się Lucy... - wyszeptała ze złością. - Ona jest
taka kochana i Charles jÄ… uwielbia...
- Wiem. I wszystko będzie w porządku. Ale ty zachowujesz się
irracjonalnie... - W głosie Guya zabrzmiała pytająca nuta.
- To prawda. Przepraszam. Przeważnie nie mam zwyczaju histeryzować. -
Z ogromnym wysiłkiem starała się wziąć w garść.
- O co chodzi, Virginio? Przecież nie o Lucy i jej dziecko?
- Nie. Moja mama poszła do tego szpitala na drobną operację i umarła.
Kiedy tam byliśmy, nagle to wszystko Wróciło. - Znowu zwierzam się,
pomyślała, ale nie potrafiła się powstrzymać. - Lucy miała pewne powikłania w
czasie ciąży i tak bardzo się o nią boję...
- Virginio... - Guy próbował tulić ją w ramionach, lecz nie pozwoliła mu
na to. Nie nalegał, a ona, ku swemu przerażeniu, zalała się łzami.
- Nie boisz siÄ™ po prostu o Lucy, ciÄ…gle rozpaczasz z powodu straty matki
- zauważył w końcu Guy. - Nie ma w tym nic złego, Virginio. Nie wstydz się
Å‚ez...
Po omacku szukała chusteczki w kieszeni, zawstydzona niedawną utratą
panowania nad sobą. Przynajmniej nie wypłakiwała się tym razem w jego
ramionach, zapamiętała wczorajszą gorzką lekcję. A jednak Guy okazał się
specjalistą od nakłaniania ludzi do zwierzeń. Spośród wszystkich ludzi na
świecie to właśnie jego wybrała, aby zwierzyć się ze swych lęków i
- 118 -
S
R
niepewności, to jemu właśnie opowiedziała o Mortimerze, beztrosko ofiarowała
mu swoje dziewictwo, otwarcie wyznała miłość, a teraz obnażyła przed nim
swoją duszę i wyznała ogromny ból po stracie matki.
WiedzÄ…c o Nicoli Schreider, o jego interesach z Farthingdales, znowu
łkając opowiada mu o swoich kłopotach, tak jakby stanowił jedyną prawdziwą
opokę w jej życiu. Zwariowałam, stwierdziła strapiona, trzeba mnie zamknąć...
- Czy ja ci wypominam, że przypominasz poduszeczkę ze szpilkami? -
zakpił z niej delikatnie, tak jakby czytał w jej myślach. - Wiem dobrze, że pod tą
kłującą, pełną pesymizmu i podejrzeń powłoką jesteś kłębkiem nerwów. Ktoś
powinien się tobą zająć.
Patrzyła przez okno samochodu. Słońce znalazło szczelinę w chmurach i
ozłociło szmaragdowe łąki i ciemne lasy. W dole dym unosił się nad pierwszymi
jesiennymi ogniskami.
- Virginio, twoja matka zmarła tragicznie, ale nie możesz pozwolić, aby to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]