[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przestarzałego systemu nawadniania.
Od wizyty Lillian nic nie mówił o przyszłości farmy, więc Julianę zaskoczyło to, co
powiedział pewnego wieczora przy kolacji.
Jeśli pogoda się nie zmieni, będzie po owocach.
Jak to? Spojrzała na niego pytająco.
Zaczną opadać, zanim dojrzeją. Patrzył ponuro na owoc awokado na talerzu i wbił
niechętnie widelec w krewetkowy farsz. Juliana, która włożyła wiele pracy w przygotowanie
kolacji, poczuła irytację.
Czy nie możesz po prostu zbierać ich z ziemi i sprzedawać?
Oczywiście, ale są poobijane i niewiele warte. Uderzył widelcem o stół. To nie ma
sensu. Gdyby nie pieniądze z konsultacji, byłoby już po wszystkim.
Ben, dlaczego nie pozwolisz sobie pomóc?
Był to stały punkt sporny między nimi, choć rzadko rozmawiali o tym otwarcie.
Potrząsnął głową.
Nie ma mowy. Przez chwilę milczał, a potem powiedział gwałtownie: Dzisiaj
otrzymałem nową ofertę. Dają mniej niż Goddard, ale może się zdecyduję.
Juliana gwałtownie chwyciła powietrze. Nie, to moja sprawa, pomyślała. Natychmiast
jednak uświadomiła sobie, że nie powinna tak reagować.
Kto... kto siÄ™ tym zajmuje?
Barbara Snell.
Kolejny cios. Przełknęła ślinę i usiłowała mówić opanowanym, rzeczowym głosem.
Kto chce kupić?
Jakieś towarzystwo z Los Angeles. Nigdy o nich nie słyszałem, ale mają zupełnie inne
plany niż Goddard.
Zastanawiasz się nad sprzedażą? Odsunęła talerz. Nagle straciła apetyt.
Tak. Jestem pewien, że udałoby mi się, gdybym miał trochę więcej czasu. Muskuł w
jego szczęce zadrgał. Chyba w ciągu najbliższych sześciu tygodni testament zostanie
uwierzytelniony. Mam nie zapłacone rachunki, a Lillian też należą się jakieś pieniądze.
Ale nie chce przyjąć pożyczki ode mnie, myślała Juliana.
Czy... czy mogę ci w czymś pomóc? Spojrzał na nią poważnie.
Możesz. Jeśli zdecyduję się na sprzedaż, chciałbym, żebyś zajęła się tym w moim
imieniu.
Wciąż obowiązywała ją umowa z Carym Goddardem. Zastanawiała się, jak to będzie
wyglądać od strony prawnej, jeśli pomoże Benowi sprzedać ziemię komuś innemu. Zaschło
jej w gardle.
Jasne.
Prowizja jak zwykle.
Zapomnij o tym. Zerwała się z krzesła i zaczęła sprzątać za stołu. Starała się
uspokoić. To ona próbuje ze wszystkich sił się zmienić, a on oferuje jej pieniądze?
Znalezli się w impasie i oboje o tym wiedzieli. Przestali więc rozmawiać na ten temat.
Juliana zajęła miejsce przy stoliku w Hungry Munchkin, czekając cierpliwie, aż uda jej
się przerwać potok słów Rodneya. Obok męża siedziała Helen Burton z wyrazem cierpienia
na twarzy.
Juliana spędziła mnóstwo czasu w towarzystwie Burtonów. Jej początkowa niechęć
przeszła szybko w determinację. Postanowiła zrobić to, co nie udało się żadnemu z jej
kolegów po fachu rozwiązać problem Burtonów.
Cóż, nie zgodzę się na to grzmiał Rodney. Nie pozwolę, by wykorzystywała mnie
jakaś miernota nie mająca szacunku dla starszych. Zmarszczył groznie krzaczaste brwi.
Pani to co innego. Dlatego pozwalam pani zająć się moimi sprawami, młoda kobieto. Może
pani zaczynać.
Rodney oparł się o wyściełane oparcie i obrzucił ją władczym spojrzeniem. Helen
westchnęła z ulgą.
Juliana zdawała sobie sprawę, że na pomocy Burtonom zarobi mniej niż opiekunka do
dzieci, ale postanowiła potraktować to jako wyzwanie. Poza tym, zajmując się tą sprawą,
odsuwała od siebie moment włączenia się w główny nurt działania firmy.
Gdy Burtonowie wreszcie wyszli, czuła się jak przepuszczona przez wyżymaczkę. Była
jednak przekonana, że najgorsze ma za sobą Rodney jej zaufał.
Wstała i poczuła, że ktoś się jej przypatruje. Po drugiej stronie sali siedziała Barbara
Snell. Właśnie tego potrzebuję, stwierdziła w duchu. Nie rozmawiały ze sobą od pamiętnej
sceny w biurze. Teraz Juliana skinęła Barbarze głową i zerknęła na jej towarzysza. Zamrugała
i spojrzała ponownie, nie wierząc własnym oczom.
Naprzeciwko Barbary siedział uśmiechnięty Cary Goddard. Juliana bez tchu opadła z
powrotem na krzesło. Co tu, u diabła, się dzieje?
Nagle Cary wstał i zaczął iść w jej kierunku. Ich spojrzenia się spotkały. Zawahał się
leciutko, ale ruszył naprzód.
Serce Juliany łomotało. Wysłała mu czek i list, w którym poinformowała go o zamiarze
zerwania współpracy, ale na pewno jeszcze go nie dostał. Och, gdyby tak tego nie odwlekała!
Teraz znów będzie na nią naciskał.
Zatrzymał się przy jej stoliku.
Można się przysiąść? Usiadł, nie czekając na zaproszenie.
Jestem zaskoczona, że cię tu widzę. Nie wiedziałam, że jesteś w mieście.
Nie sądziłem, że cię to zainteresuje.
Lekko drgnęła, usłyszawszy nutkę wyrzutu w jego głosie.
Dlaczego tak mówisz? zająknęła się. Wzruszył ramionami.
Teraz, kiedy mieszkasz z Benem Ware em...
Kto ci o tym powiedział?
Nieważne. Ujął widelec i rysował nim niewidoczne motywy na białym, lnianym
obrusie. W tych okolicznościach postanowiłem zwolnić cię z umowy. Gdybyś od początku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]