[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieży, gdzie Jim skinął na pełniącego tam straż zbrojnego.
Możesz zejść na chwilę i ogrzać się, Thomasie powiedział.
Wartownik z wdzięcznością przyjął polecenie i zniknął na schodach.
Kiedy zamierzasz zmienić mnie w smoka? spytała Angie.
Właśnie teraz odparł Jim. Chodz ze mną.
Zaprowadził ją do postumentu, na którym spoczywał wielki kocioł. Teraz był,
oczywiście, pusty. W czasie bitwy można go było napełniać olejem, ogrzewać i
wylewać zawartość na głowy napastników, którzy chcieliby zaatakować bramę
zamku. Jim wszedł na platformę i podał rękę Angie. Stali na wysokości najwyższych
murów i spoglądali na otwartą przestrzeń wokół zamku i linię drzew w oddali,
Odsuń się trochę ode mnie, żebyś miała miejsce poradził Jim. Tylko kilka
stóp. O tak. Wystarczy, Zaczynamy.
Wyobraził sobie siebie i Angie jako smoki, bez ubrań, które czekały, by ich okryć,
kiedy wrócą do ludzkich postaci. Poczynił ogromne postępy od czasu, gdy uczył się
zmieniać w smoka i nieustannie niszczył przy tym ubranie albo musiał zdejmować je
przed przemianÄ…,
Jesteś przystojnym smokiem powiedział do Angie.
Naprawdę? A może tylko tak mówisz?
Nie rzekł Jim. Jesteś przystojną smoczycą. Gdybym był prawdziwym
smokiem&
Hmm, chyba ci uwierzÄ™. I co teraz?
Teraz powiedział Jim wystarczy skoczyć z tej platformy w powietrze,
rozłożyć skrzydła i polecieć. Będę przy tobie, więc po prostu rób to co ja: machaj
skrzydłami, kiedy ja macham, rozkładaj je i szybuj, gdy ja to robię.
Angie spojrzała na krawędz platformy i pustą przestrzeń.
Jim powiedziała po chwili. Zmieniłam zdanie. Chyba jednak nie chcę być dziś
smokiem.
Nie bądz głuptasem.
BojÄ™ siÄ™.
Pamiętasz, co mi powiedziałaś, kiedy byłem w smoczym ciele? Znalazłem się w
jaskiniach smoków z Cliffside tylko z tobą. Zaproponowałaś, żebym poleciał po
pomoc do Carolinusa. Ja także nie paliłem się, żeby skoczyć z jaskini w powietrze.
Jednak ty powiedziałaś, że powinienem spróbować. Stwierdziłaś: To zapewne
przyjdzie samo. Sądzę, że instynktownie nauczysz się latać, kiedy znajdziesz się w
powietrzu". Pamiętasz?
Tak powiedziałam? zdziwiła się Angie. Hmm, myliłam się.
Nie. Miałaś rację. To przyjdzie samo, kiedy będziesz w powietrzu. Ciało, które
teraz dostałaś, ma własne instynkty i odruchy.
Mało mnie to obchodzi.
Ponadto dodał Jim będę tam i pochwycę cię w powietrzu, gdyby coś poszło
nie tak.
Nie obchodzi mnie to. Boję się. Zmieniłam zdanie i nie chcę być smokiem. Zmień
mnie z powrotem& Jim, przestań!
Ostatnie słowa zmieniły się w przerazliwy krzyk, Jim wykorzystał swoją większą
wagę (był znacznie potężniejszym smokiem) i po prostu zepchnął Angie z wieży.
Rozpaczliwie czepiała się jej pazurami, ale ześlizgiwała się po kamieniach w
przepaść.
Tak robią ptasie matki z pisklętami, ucząc je latania rzekł Jim. I ptasi ojcowie
dodał, gdy Angie zsunęła się na skraj wieży, chwiała się tam przez moment i runęła.
Zniknęła mu z oczu, lecz niemal natychmiast rozległ się łopot skrzydeł i śmignęła
w niebo, rozpaczliwie nabierając wysokości jak myśliwiec szukający optymalnego
pułapu.
Dokładnie to samo zrobił Jim za pierwszym razem, kiedy poleciał z jaskini
Cliffside, o której wspomniał wcześniej. Z początku myślał tylko o tym, żeby nie
spaść. Ta ludzka myśl przeniesiona do smoczego ciała spowodowała
natychmiastowe wykorzystanie wszystkich sił ukrytych w potężnych skrzydłach.
Pospiesznie zeskoczył z wieży i ruszył w ślad za Angie, szybko pnąc się w górę.
Smoki były zdolne do takich gwałtownych zrywów, ale szybko opadały z sił. Po chwili
ujrzał, że Angie słabiej uderza skrzydłami i zaczyna zwalniać. W końcu przestała i
instynktownie rozłożyła je, usztywniając do szybowania. Jim podleciał i zrównał się z
niÄ….
Gdzie ja jestem!? zawołała rozpaczliwie Angie.
Och, jakieś sześćset metrów nad ziemią odparł Jim.
Sześćset& Zerknęła w dół. Milczała przez dłuższą chwilę. Faktycznie!
Jasne powiedział Jim. To więcej, niż potrzeba na tak krótki lot do zamku
Malvern. Teraz leć za mną. Umiem znajdować i wykorzystywać wstępujące prądy
powietrza. Na takim teraz właśnie lecisz. Zaniosą nas do Malvern Traktuj lot jak
jazdę górską kolejką.
Dobrze powiedziała Angie, lecz ton jej głosu świadczył o tym, że jeszcze nie
całkiem uwierzyła w to, co robi.
Lecieli, przenosząc się z prądu na prąd, kołując w górę w kominach cieplejszego
powietrza, opadając w kierunku celu podróży, znajdując kolejny komin i wznosząc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]