[ Pobierz całość w formacie PDF ]
promieniowania wzrosła tak, że obawialiśmy się, iż ampułkę może wykryć
któryś z mieszkańców Prymitywu i zacząć się zastanawiać, co robią sztuczne
wyroby tego rodzaju w tym rejonie. Ale uzyskaliśmy dość danych dla
naszych celów i jesteśmy pewni, że potrafimy wysłać człowieka w dowolne
Stulecie Prymitywu. Rozumiesz to, Cooper, prawda? Cooper powiedział:
- Doskonale, Kalkulatorze. Widziałem krzywą balistyczną, nie
rozumiejąc wtedy jej celu. Teraz już rozumiem.
Harlan zainteresował się nagle. Patrzył na odmierzony łuk, podzielony
na Stulecia. Auk był z połyskującej porcelany, na metalowej podkładce, a
delikatne kreski dzieliły go na wieki, decywieki i centywieki. Srebrzysty
metal połyskiwał w przecinających porcelanę kreskach. Liczby były
wykonane równie subtelnie, a pochylając się, Harlan mógł odczytać Stulecia
od 17 do 27. Strzałka wskazywała liczbę 23,17.
Widywał już podobne urządzenia czasowe i niemal odruchowo sięgnął do
dzwigni sterowania ciśnieniowego. Dzwignia nie zareagowała. Strzałka
pozostała na miejscu).
Nagle odezwał się głos Twissella:
- Techniku Harlan!
- Tak jest, Kalkulatorze! - krzyknął i przypomniał sobie, że tamten go i
tak nie usłyszy. Podszedł do okna i skinął głową.
Twissel powiedział, jakby odgadując jego myśli:
- Ster czasowy nastawiony jest na 23,17 wstecz. Nie trzeba go ruszać.
Twoim zadaniem jest tylko włączenie energii w odpowiednim momencie
fizjoczasu. Chronometr jest po prawej stronie podziałki. Daj znak, czy go
widzisz.
Harlan skinął głową.
- Cofa się do punktu zerowego. W momencie minus piętnaście sekund
złącz końcówki kontaktu. To proste. Wiesz jak?
Strona 113
Isaac Asimov - Koniec Wiecznosci
Harlan znowu skinął głową. Twissell kontynuował:
- Synchronizacja nie jest sprawą zasadniczą. Możesz to zrobić w
momencie minus czternaście, trzynaście czy nawet minus pięć sekund, lecz
proszę cię, dołóż wszelkich starań, żeby ze względów bezpieczeństwa nie
przekroczyć minus dziesięciu. Gdy tylko zamkniesz obwód,
zsynchronizowane urządzenie siłowe dokona reszty i ostateczny udar
energetyczny nastąpi precyzyjnie w punkcie zero. Zrozumiałeś?
Harlan jeszcze raz skinął głową. Rozumiał więcej niż Twissell wyjawił.
Gdyby nie połączył końcówek w momencie minus dziesięć sekund, zostanie to
wykonane przez kogoÅ› z zewnÄ…trz.
Harlan pomyślał ponuro: pomocnicy nie będą potrzebni.
Twissell powiedział:
- Zostało nam jeszcze trzydzieści fizjominut. Pójdziemy z Cooperem
sprawdzić zapasy.
Wyszli. Drzwi się za nimi zamknęły, a Harlan pozostał sam razem z
dzwignią wyrzutni, czasem (cofającym sięjuż powoli ku zeru) i całkowitą
świadomością, co ma zrobić.
Odwrócił się od okna. Wsunął rękę do kieszeni i wyciągnął do połowy
neuronowy bicz. Przez cały czas miał bicz przy sobie. Dłoń drżała mu lekko.
Powróciła ta myśl: Samson obala dom! Ilu Wiecznościowców słyszało
kiedykolwiek o Samsonie? Ilu wie, jak umarł?
Zostało zaledwie dwadzieścia pięć minut. Nie był pewny, ile czasu potrwa
cała operacja. Nie był właściwie pewny, czy w ogóle się uda.
Ale czy miał wybór? Wilgotne palce omal nie upuściły broni, zanim udało
mu się odłączyć kolbę.
Pracował szybko i w zupełnej koncentracji. Ze wszystkiego, co mogło się
wydarzyć na skutek jego działania, możliwość przejścia do niebytu
zajmowała go najmniej i w ogóle nie przerażała.
O minus jedna minuta Harlan stał przy sterownicy.
Myślał obojętnie: ostatnia minuta życia?
Nie widział nic poza cofającą się czerwoną kreską, która znaczyła
upływające sekundy.
Minus trzydzieści sekund.
Myślał: to nie będzie bolało. To nie śmierć.
Próbował myśleć tylko o Noys.
Minus piętnaście sekund.
Noys!
Lewa dłoń Harlana przesunęła się ku kontaktowi. Nie śpieszyć się!
Minus dwanaście sekund!
Kontakt!
Teraz zacznie działać urządzenie napędowe. Ruszy w momencie
zerowym. A to pozostawiało Marianowi czas na ostatnią czynność. Chwyt
Strona 114
Isaac Asimov - Koniec Wiecznosci
Samsona.
Prawa ręka Harlana poruszyła się. Nie patrzył na nią.
Minus pięć sekund.
Noys!
Prawa ręka znowu po - ZERO - ruszyła się. Nie patrzył na nią. Czyżby już
niebyt?
Nie. Jeszcze nie.
Harlan patrzył przez okno. Nie poruszał się. Czas upływał, a on nie był
tego świadom.
Sala była pusta. Tam, gdzie stał gigantyczny, zamknięty kocioł, nie było
teraz nic. Metalowe bloki, które stanowiły jego łożysko, ziały pustką.
Twissell, dziwacznie malutki i skarlały w sali, która stała się teraz
poczekalnią, stanowił jedyny poruszający się element. Spacerował sztywno
tam i z powrotem.
Harlan towarzyszył mu wzrokiem przez chwilę.
A potem bez żadnego dzwięku czy ruchu kocioł znalazł się w tym samym
miejscu, które opuścił. Przekroczył nieuchwytną granicę między czasem
przeszłym a obecnym nie poruszywszy nawet drobiny powietrza.
Na chwilę Twissell zniknął Harlanowi z oczu za kotłem, ale potem
okrążył pojazd i pokazał się znowu. Biegł.
Jeden ruch ręki wystarczył, by uruchomić mechanizm otwierający drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]