[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Trzy godziny pózniej Kate jechała na reklamowe zdjęcia Delilah. Wiedziała, że nie zazna spokoju,
jeśli nie przestanie myśleć o Jake u. Do tej pory udawało się, ale teraz wspomnienia wróciły.
Spotkanie w restauracji rozbudziło uśpione uczucia, a Kate miała nadzieję, że już zapomniała.
Tymczasem prawda była zupełnie inna. Jeżeli czegoś nie zrobi, nie będzie mogła przebrnąć przez
kolejne spotkania z nim.
Wjechała na parking i kazała April iść do biura. Sama przeszła przez rozgrzany betonowy parking,
za którym, w małym parku, pośrodku nowo wzniesionych budynków, na sztucznym jeziorku
pływały leniwie kaczki. Pewnie to również dzieło Talbot Industries, pomyślała niezadowolona.
Budowali kompleksy biurowe i odnawiali stare domy po niewygórowanych cenach.
Kate nie darzyła żadnego z Talbotów ciepłymi uczuciami i nie miała ochoty o nich myśleć.
Usiadła na drewnianej ławce, zamknęła oczy i wystawiła twarz na słońce. Wróciła myślami do
ostatniego roku w szkole, kiedy Jake Talbot zakochał się właśnie w niej...
Rozdział 4
Wildcats! Wildcats!
Tłum rozszalałych fanów skandował głośno. Pompony na patykach mieniły się złoto-granatowo i
falowały we wszystkie strony. Uczniowie szkoły Lakehaven High dopingowali swoją drużynę. Był
ciepły wieczór, a światła sta-dionu świeciły ostro. Zawodnicy ustawili się na boisku. Na zegarze
pozostało kilka minut do rozpoczęcia meczu.
Katie Tindel przepychała się przez tłum do części, w której siedzieli najstarsi uczniowie. Nie był
to sektor przeznaczony specjalnie dla ostatniego rocznika, ale młodsi rzadko się tam zapuszczali i
nie byli mile widziani. Smarkacze, którzy czasami włazili na zakazane terytorium, byli
bezceremonialnie wyrzucani do innego sektora przez starszych chłopców.
Rok szkolny zbliżał się do końca, a Kate była w ostatniej klasie. Wachlując dłonią rozgrzaną
twarz, przeszła na koniec rzędu i na siłę wepchnęła się na zatłoczoną ławkę. Nigdzie indziej nie
było miejsca. Gra rozpoczynała sezon i dlatego przyszły takie tłumy. Nikogo nie obchodziło, że
Lakehaven było prawie ostatnie w lidze. Mieli za to kilku doskonałych graczy i to było
najważniejsze.
- Patrz - powiedziała Andrea Walters. - Jake Talbot z numerem dwa!
Kate zmrużyła oczy. Zawodnicy ubrani na granatowo i w ogromne hełmy wyglądali jak oddział do
zadań specjalnych. Chłopak z numerem dwa stał w drugiej linii. Patrzyła na niego, jak wyskoczył
do góry i z łatwością złapał podkręconą piłkę. Andrea pokazywała jej kolejnych zawodników.
Uwielbiała wszystkich chłopaków z drużyny. Jednak serce Katie należało tylko do jednego z nich -
Jake a Talbota, i chociaż on nawet nie wiedział o jej istnieniu, Katie głęboko skrywała swoje
uczucia.
- Myślałam, że dziś pracujesz - Andrea wrzasnęła jej do ucha, przekrzykując tłum, mimo że
siedziały tuż obok siebie.
- Powinnam, ale powiedziałam, że jestem chora. - Katie zrobiła szelmowską minę.
- No Å‚adnie! Oszukujesz!
- Szukałam kogoś na zastępstwo, ale nikt nie chciał. Nie mogłam sobie darować! Musiałam
przyjść na pierwszy mecz!
- I tak harujesz jak wół. Należy ci się przerwa. Jeśli nie dają ci chwili wolnego, rzuć to.
Katie uśmiechnęła się. Niestety, nie mogła zrezygnować z pracy. Rodzice Andrei byli w stanie
zapłacić za studia, Katie musiała sama na siebie zarobić. Od dwóch lat pracowała w Shoreline -
restauracji serwu-jącej steki na południowym brzegu jeziora. Właściwie było to szerokie zakole
rzeki Bryant, ale mieszka-Å„cy okolicy nazywali je jeziorem. W Lakehaven ignorowano tak drobny
szczegół. Na brzegu rzeki zbu-dowano wiele eleganckich domów. Rezydencja Talbotów znajdowała
się w północno-zachodniej części.
Czasami Jake przychodził do Shoreline z rodzicami. Obsługiwała ich szybko i z wdziękiem. W
podziękowaniu zawsze uśmiechał się do niej szeroko. Pielęgnowała te najsłodsze wspomnienia jak
najcenniejszy skarb. Dziś jednak nie mogła iść do pracy. Biła się z myślami, bo nie udało jej się
znalezć zastępstwa, ale w końcu zadzwoniła, żeby powiedzieć, iż jest chora. Już i tak ominęło ją
wiele dobrej zabawy i zawsze z zazdrością słuchała opowieści koleżanek o tym, jak wesoło
spędzały wolny czas.
Jeden wieczór to przecież nic złego, pomyślała. Przez cały mecz rozglądała się dookoła w obawie,
że ktoś domyśli się prawdy. Ciągle czuła się winna.
Westchnęła i zerknęła na obandażowaną stopę. Skręciła nogę poprzedniego wieczoru w pracy.
Kostka bolała ją tylko trochę i chociaż powinna zostać w domu, nie chciała stracić meczu.
Starając się nie myśleć o ponurych sprawach, śledziła grę. Lakehaven Wiłdcats radzili sobie
całkiem niezle, wbrew oczekiwaniom. Wynik bez przerwy się zmieniał, ale na dwie minuty przed
końcem połowy Jake Talbot zdobył piłkę i po chwili Wildcats wyszli na prowadzenie.
Ludzie wstawali z miejsc, tupali i wrzeszczeli. Katie od krzyku rozbolało gardło.
Po pierwszej połowie było gorzej. Wildcats grali zmęczeni i z trudem. Lakehaven przegrało tylko
sześcioma punktami i widzowie, mimo porażki, nagrodzili drużynę owacją.
Po meczu tłum wtargnął na boisko. Zawodnicy pozdejmowali hełmy i rozmawiali z fanami. W
strojach wypchanych na ramionach wszyscy przypominali naśladowców Arnolda Schwarzenegera.
Jake również wyglądał potężnie. Ramiona miał szerokie, a spodenki ciasno opinały mu nogi.
Dysproporcja pomiędzy rozłożystymi barkami i wąską talią wyglądała zabawnie. Mokre włosy
przylepiły mu się do twarzy. Jakiś mężczyzna w średnim wieku udzielał mu rad na temat gry.
- Musisz ostrzej walczyć o piłkę. Trzymać przy piersi. Tulić ją jak kobietę. Musisz walczyć o
piłkę...
Jake rozejrzał się i zauważył Katie. Uśmiechnął się nieznacznie kącikami ust. Katie odwzajemniła
uśmiech. Poczuła, że się czerwieni, i chciała jakoś ukryć zdradzający jej uczucia wyraz twarzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]