[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziwnego i niespodziewanego listu są nie do opisania. Powiedziałem, że doznałem
jednocześnie ulgi i niepokoju, oddaje to jednak tylko powierzchownie zupełnie inne i w dużej
mierze podświadome uczucia, w których zawierała się ulga i niepokuj. Cała ta historia
diametralnie różiła się od całego łańcucha poprzedzających ją koszmarów - a zmaina nastroju
od strasznego lęku do spokojnego samozadowolenia, a nawet egzaltacji, była zaskakująca,
błyskawiczna i wprost niesłychana! Nie mogłem uwierzyć, żeby w ciągu jednego dnia mógł
się człowiek ażtak przeobrazić, żeby takiej zmianie mógł ulec jego stan psychiczny, bo
przecież jeszcze w środę przekazał tyle strasznych wiadomości. Chwilami wydawało mi się to
wszystko pełne sprzeczności i nierealne, zastanawiałem się, czy cały ten relacjonowany z
daleka dramat o owych siłach ze świata fantazji nie jest przypadkiem iluzorycznym snem.
Potem jednak przypomniałem sobie zapis fonograficzny i ogarnęło mnie jeszcze większe
oszołomienie. List był tak nieoczekiwany, tak zupełnie inny niż wszystkie dotychczasowe!
Kiedy zacząłem analizować moje wrażenia, stwierdziłem, że zarysowują się w nich dwie
zasadnicze kwestie. Po pierwsze, jeżeli Akeley był i jest nadal zdrowy na umyśle, to zbyt
szybko i nieoczekiwanie zmienił stosunek do tej sprawy. Po drugie, jego zachowanie, pogląd
na omawiane zjawiska i słownictwo daleko wykraczały poza normę i jakiekolwiek
przewidywania. Cała osobowość tego człowieka zdawała się jakby ulec zdradliwej mutacji -
mutacji tak głębokiej, iż trudno było pogodzić te dwa aspekty z przypuszczeniem, że oba
reprezentowały jednakowy stan zdrowego umysłu. Dobór słów, budowa zdań - były zupełnie
inne. A przy moim wyczuleniu na styl prozy, natychmiast dostrzegłem znaczne rozbieżności
w najprostrzych reakcjach i oddzwiękach. Doprawdy wielki to emocjonalny kataklizm albo
też wielkie objawienie, skoro spowodowały tak radykalną przemianę. Ale mimo to list zdawał
się być dość typowy dla Akeleya. Ta sama dawna pasja w stosunku do nieskończoności, ta
sama naukowa dociekliwość. Ani przez chwilę nie potrafiłem tego traktować jako symulację
czy też zmianę stosunku wynikającą ze złośliwości. Czyż samo zaproszenie... chęć, abym
osobiście przekonał się o prawszie zawartej w tym liście, nie świadczyła o jego
autentyczności?
W sobotę nie położyłem się spać, całą noc przesiedziałem rozmyślając nad wątpliwościami
i zdumiewającymi aspektami tego listu. Mój umysł, zmęczony szybkim następstwem wielkich
wydarzeń, jakim musiał stawić czoło w przeciągu ostatnich czterech miesięcy, zmagał się
teraz z niezwykłym i całkiem nowym materiałem pośród rozlicznych wątpliwości i
akceptacji; znowu pokonywałem te same etapy, podobnie jak na początku, kiedy po raz
pierwszy zetknąłem się po raz pierwszy z tymi niesłychanymi zjawiskami; nim jeszcze nastał
świt, opuściły mnie zdumienie i niepokój, natomiast pałałem płomiennym zainteresowaniem i
ciekawością. Bez względu na to, czy było to szaleństwo, czy zdrowy rozsądek, przeobrażenie
czy wyzwolenie z lęku, istniała szansa, że Akeley natknął się na coś, co spowodowało
zasadniczą zmianę, jeśli chodzi o przyszłość jego ryzykownych badań naukowych; przestało
zagrażać niebezpieczeństwo - prawdziwe czy wyimaginowane - otwarły się natomiast
oszałamiające i nowe perspektywy dla wiedzy o kosmosie, będącej poza zasięgiem ludzkich
możliwości. I we mnie rozgorzał zapał, aby poznać nieznane, czułem, że ulegam tej
zarazliwej chęci przełamania osobliwej zapory. Odrzucić szalone i męczące ograniczenia
czasu, przestrzeni i praw przyrody - przybliżyć się do mrocznych i niezgłębionych tajemnic
nieskończoności i ostateczności - o tak, warte to, aby zaryzykować życie, duszę i umysł! A
przecież Akeley zapewnił, że żadne niebezpieczeństwo już nie grozi, zaprosił mnie do
złożenia mu wizyty, chociaż dotąd ciągle mnie przed tym przestrzegał. Aż dreszcz mnie
przechodził na myśl o tym, co teraz może mi powiedzieć - ogarniała mnie prawie że
paraliżująca fascynacja, kiedy wyobrażałem sobie, jak zasiądę w samotnej, a tak jeszcze
niedawno obleganej farmie, razem z człowiekiem, rozmawiał z prawdziwymi emisariuszami
dalekich przestworzy; obok nas będzie leżał ten straszny zapis i stos listów, w których
Ackeley zawarł swoje wcześniejsze wnioski.
Tak więc w niedzielę póznym rankiem wysłałem do Akeleya depeszę zawiadamiając go, że
przyjadę do Brattleboro w najbliższą środę - 12 września - o ile ten termin jest dla niego
dogodny. Tylko pod jednym względem nie zastosowałem się do jego propozycji, a
mianowicie z wyborem pociągu. Szczeże mówiąc nie miałem ochoty przybywać do tego
nawiedzonego Vermontu póznym wieczorem; nie zaakceptowałem pociągu, jaki mi wybrał,
tylko zatelefonowałem na dworzec i wybrałem inne połączenia. Jeśli wstanę rano i wsiądę do
pociągu w Bostonie o 8.07, zdążę się przesiąść na pociąg do Greenfield o 9.25, dokąd dojadę
o 12.22 i zaraz będę miał pociąg do Brattleboro. Zajadę na miejsce o 13.08, nie o 22.01.
Przyjemniej będzie o takiej porze spotkać się z Akeleyem i jechać z nim pośród gęsto
skupionych, sekretnie strzeżonych gór.
Zawiadomiłem go o tej zmianie telegraficznie i jeszcze przed wieczorem otrzymałem
depeszę, z której wynikało, że spotkała się z aprobatą mego przyszłego gospodarza, co mnie
bardzo ucieszyło. Jego depesza zawierała następujący tekst:
Wszystko w porządku oczekuję na pociąg pierwsza osiem środa proszę pamiętać o zapisie
listach i zdjęciach wszystko w porządku czekają wielkie rewelacje
Akeley
Depesza od Akeleya, będąca bezpośrednią odpowiedzią na wysłaną przezemnie depeszę, a
niewątpliwie dostarczona mu do domu przez posłańca wprost ze stacji w Townshend albo też
przekazana telefonicznie - a więc linia została naprawiona - zatarła wszelkie wątpliwości
odnośnie autorstwa tego bulwersującego listu. Doznałem ulgi, większej niż mogłem się w
owym czasie spodziewać, ponieważ wszystkie tego rodzaju wątpliwości tkwią zwykle bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]