[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byty (nie ma pieniędzy, nie będę bił).
Wśród licznych zainteresowań starosty kaniowskiego Mikołaja znajdowały się rzecz jasna
kobiety. Ze swoich poddanek, ze swawolnych pań, Potocki uczynił na swym dworze prawie cały
harem. Starosta kaniowski nie przepuszczał żadnej niewieście, która miała nieszczęście wpaść
mu w oko pannie, wdowie, mężatce; ma się rozumieć, iż nie gardził też chłopkami czy
%7łydówkami. Jeszcze jako przeszło siedemdziesięcioletni starzec, który dokonywał reszty żywota
w klasztorze, trzymał dla rozpusty kilka młodych dziewek.
Ma się rozumieć, iż jak każdy warchoł i pijanica, starosta kaniowski słynął z wielkiej
pobożności. Potocki uczęszczał na wszystkie nabożeństwa, leżał krzyżem na posadzce
i posłusznie odbywał wszystkie swoje pokuty. W każdą sobotę, w dniu poświeconym
Bogurodzicy, kazał nie tylko bić w dzwony w swojej rezydencji, a nawet powstrzymywał się od
picia i w drodze łaski zmniejszał o połowę wszystkie nałożone kary! Gdy księża napominali go
z ambony, korzył się przed nimi, a nawet zachęcał do jak największych reprymend, przytakując
publicznie wszystkim zarzutom. Starosta fundował też klasztory i kościoły, sowicie obdarowywał
biednych. Jednak, rzecz jasna, pobożność nie miała zbyt wielkiego wpływu na jego życie i czyny.
Zwady, pijaństwa i ekscesy doprowadziły jednak wkrótce starostę kaniowskiego do
wielkiego zatargu z Kościołem. Gdy w roku 1758 odmówiono mu rozgrzeszenia i zagrożono
klątwą kościelną, Potocki przeszedł na grekokatolicyzm. Po pierwszym rozbiorze Polski, w roku
1772, gdy władze austriackie nakazały staroście kaniowskiemu zlikwidowanie oddziałów
prywatnej milicji, Potocki, obawiający się zemsty sąsiadów, osiadł na pokucie w klasztorze
Bazylianów w Pociejowie. Sypał tam jałmużnami, wznosił budynki sakralne, gorliwie napominał
mnichów, aby przestrzegali modlitw i postów. Gdy zmarł w roku 1782 twierdzono, że zakończył
życie jako niezwykle świątobliwy człowiek. Na koniec doszło nawet do tego, że jego grób stał się
celem pielgrzymek, jako miejsce spoczynku człowieka słynącego z wielu cnót!
Kniaz Jarema
Jeremi Wiśniowiecki, znany z kart Ogniem i mieczem , bynajmniej nie był aż tak
cnotliwym obrońcą Rzeczypospolitej, jakim ukazuje go Sienkiewicz. Nikt nie umniejsza, rzecz
jasna, zasług kniazia Jaremy względem ojczyzny. Bez wątpienia Wiśniowiecki był bardzo
zdolnym dowódcą woskowym i politykiem sięgającym swym wzrokiem dalej, niż wielu mu
współczesnych, jak na przykład Jerzy Ossoliński. Jako ukraiński kniaz, był jednak Jarema także
znanym awanturnikiem i warchołem, jak zresztą większość magnatów polskich w owym
burzliwym okresie.
Pierwszą awanturą, w jaką wdał się Wiśniowiecki, był zajazd na włości Mirona
Biernawskiego, byłego Hospodara Mołdawskiego. Jarema dokonał go wspólnie z kasztelanem
sieradzkim Maksymilianem Przerębskim. Obaj na czele swoich nadwornych oddziałów wpadli
do Ujścia, zaraz po śmierci Biernawskiego, zrabowali wszystkie jego skarby i kosztowności.
Według siostry zmarłego, Teodozji Nikoryczyny, złupiono wówczas między innymi krzyż
z diamentem i 50 cewek ciągnionego złota, gotówki 1000 dukatów, kilka szabel przepysznie
oprawianych, szkatułę srebrną z relikwiami, buławy złotem oprawne, rzędy bogato kamieniami
zdobione, czapraki złotem haftowane, strzemiona srebrne, sajdaki, zegary, 50 drogich kobierców,
garderobę z belikiem futer, ferezji... Piękna Teodozja nie pozostała jednak dłużna. Szybko
pozyskała niejakiego rotmistrza Krasińskiego, ten zaatakował Ujście, w którym usadowił się
Przerębski, obiegł je i w końcu zmusił kasztelana do poddania się. Jarema wyszedł jednak z całej
awantury bez szwanku i co chyba najważniejsze z łupami. Jeremi Wiśniowiecki, właściciel
ogromnych dóbr na ukrainnym Zadnieprzu był bardzo niebezpiecznym sąsiadem. Kniazia Jaremę
stać było zawsze na utrzymanie kilku tysięcy wojska. Rozporządzając taką siłą, Wiśniowiecki
naprawdę nie musiał obawiać się nikogo i niczego.
Drugą z awantur, w jaką wdał się kniaz Jarema, był spór z marszałkiem Adamem
Kazanowskim o miasteczko Rumno. Według układu, jaki istniał między obydwoma magnatami,
Rumno pozostawało we władaniu Kazanowskiego tylko do końca życia marszałka. Gdy zatem
w roku 1644 rozeszły się wieści o jego śmierci, Wiśniowiecki nie czekał, lecz zajął miasteczko
i wypędził zeń burgrabiego. Ma się rozumieć, że nie szturmował Rum-na, lecz ograniczył się do
prostego wybiegu. Jak pisze Albrycht Stanisław Radziwiłł: posłał Wiśniowiecki sługę do zamku
Rumno, niby dla odwiedzenia burgrabiego, a gdy przez niego uprzejmie przyjęty usiadł do
wieczerzy, zjawił się drugi, trzeci i czwarty sługa. Burgrabia sądząc, że tylu gości przybyło,
usiłował ich ugościć. Gdy ci spostrzegli, że mają już przewagę, dziękują za ucztę i gotowi oddać
przysługę za przysługę, jako gościa (sic!) zapraszają go na nocleg. Kiedy ów przerażony chciał
bronić spraw swojego pana, został przez nich pojmany. Po wkroczeniu do zamku żołnierzy
Wiśniowieckiego, który zajął zamek, miasto i całą włość, odprawiono łaskawie burgrabiego, by
powiadomił Kazanowskiego, że książę z Wiśniowca ma dziedziczne prawo i do tych dóbr .
Ma się rozumieć, że Adam Kazanowski, przyjaciel króla Władysława IV, natychmiast
zawrzał gniewem. Szybko pozwał Wiśniowieckiego przed sąd, a ponieważ Jarema nie zjawił się,
otrzymał zaoczny wyrok banicji. Nie trzeba chyba dodawać, że Wiśniowiecki nic sobie z niego
nie robił. Mało tego powysyłał na sejmiki szlacheckie pisma, w których przekonywał panów
braci, że Kazanowski władał Rumnem bezprawnie. Szlachta zaś opowiedziała się za
Wiśniowieckim, a nawet wybrała banitę posłem na sejm. Ostatecznie wszystko skończyło się
polubownie, na sejmie w roku 1645, gdzie Wiśniowiecki otrzymał prawo wieczystego posiadania
Rumna.
Zwycięstwo nad Kazanowskim nie oznaczało wcale, że Wiśniowiecki poniechał swojej
hultajskiej działalności. Już w roku 1646 rozpoczął nową awanturę tym razem o Hadziacz.
Miasto to było królewszczyzną i należało do hetmana wielkiego koronnego Stanisława
Koniecpolskiego. Po jego śmierci otrzymał je Wiśniowiecki. Gdy jednak usiłował wejść w jego
posiadanie i poczynić odpowiednie zmiany w księgach grodzkich w Kijowie, niespodziewanie
jego urzędnicy zostali przepędzeni przez ludzi syna starego hetmana Aleksandra
Koniecpolskiego. Okazało się bowiem, że już za życia Stanisława Hadziacz przyznano jego
synowi.
Ma się rozumieć, że Wiśniowiecki nie zamierzał bynajmniej włóczyć się po sądach. Szybko
zaciągnął około 7 tysięcy ludzi i obiegł Hadziacz. Wkrótce wywalono bramy, a piechota
Wiśniowieckiego wdarła się do miasta. Jazda z kolei poczęła zajmować wszystkie wsie należące
do włości hadziackiej.
Aleksander Koniecpolski natychmiast złożył protest na Wiśniowieckiego, oskarżając go
o odebranie mu Hadziacza, a w dodatku nieprawne posiadanie Chorola. Cała sprawa miała być
rozstrzygnięta na sejmie w maju 1647 roku. Zanim do niego doszło, Wiśniowiecki zdążył
wcześniej, wspólnie z wojewodą kijowskim Januszem Tyszkiewiczem usunąć znanego
awanturnika Samuela Aaszcza ze starostwa kaniowskiego. 27 kwietnia zebrał się sejm
w Warszawie. Wiśniowiecki przyjechał na czele ogromnego, czterotysięcznego orszaku swoich
sług. W kilka dni pózniej wjechał do stolicy chorąży koronny Aleksander Koniecpolski.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]